Rozdział 4

1.5K 90 23
                                    

IRIS

Sobotni dzień, przepełniony oczekiwaniami na spotkanie z Aftonem Walkerem, wywoływał we mnie ekscytację. Nie mogłam się doczekać, aby wreszcie zobaczyć z bliska ten majestatyczny zamek. Co założyć na tę okazję? To pytanie towarzyszyło mi przez całą poranną toaletę. Ostatecznie postawiłam na elegancję w luźnym wydaniu.

Dżinsowe spodnie, perfekcyjnie dopasowane do sylwetki, emanowały swobodą, jednocześnie utrzymując lekki, casualowy styl. Żakardowa koszula z subtelnym wzorem nadawała całości nieformalnego szyku. Włosy opadające swobodnie na ramiona dodawały nonszalancji, a delikatne fale podkreślały naturalny urok.

Całość dopełnił subtelny makijaż, który podkreślał mocne strony mojej twarzy, nie przytłaczając jej naturalnego piękna. Stanęłam przed lustrem, z uśmiechem oceniając rezultat mojego wyboru. Byłam gotowa na spełnienie marzenia z dzieciństwa i przekroczenie progu zamku, z zainteresowaniem i oczekując na to, co ten dzień przyniesie.

Punktualnie, a nawet przed czasem, Afton pojawił się jak postać z luksusowego magazynu mody. Jego wygląd emanował elegancją, a każdy element ubioru był starannie dobrany, podkreślając jego wyrafinowany styl. Nosząc kolosalnie drogi garnitur, każdy detal zdawał się być perfekcyjny.

Materiał garnituru delikatnie lśnił w świetle, ukazując wysoką jakość i dbałość o detale. Krawat, precyzyjnie zawiązany, nadawał mu pewności siebie, a eleganckie buty pasowały idealnie do reszty zestawu. Był prawdziwym kameleonem mody, który potrafił przenieść się z casualowego wyglądu do kreacji dostojnego biznesmena.

Jego uwodzicielski uścisk połączony z charyzmatycznym spojrzeniem sprawiał, że trudno było oderwać od niego wzrok. W tym eleganckim wydaniu Afton jawił się jako mężczyzna, który nie tylko zna się na interesach, ale również zdaje sobie sprawę z roli, jaką odgrywa w społeczności.

– Witam Iris, moją partnerkę biznesową. – Uśmiechnął się Afton, a kiedy ujął moją dłoń, złożył na niej delikatny, ale elektryzujący pocałunek.

– Dzień dobry Aftonie. – Odwzajemniłam jego czarujący uśmiech.

– Gotowa na podróż do innego świata? – Otworzył drzwi od eleganckiego samochodu.

– Nawet nie wiesz, jak bardzo gotowa. – Pomógł mi wsiąść, zamknął drzwi samochodu i sam zajął miejsce kierowcy.

Podczas jazdy w klimatyzowanym wnętrzu luksusowego pojazdu, Afton kontynuował rozmowę.

– Cieszę się, że przyjęłaś propozycję Walsha. Będzie mi niezmiernie miło z panią prowadzić imperium hotelowe. – Odpalił silnik, a samochód zaczął płynnie sunąć po drodze wysypanej żwirem.

– Na początku się wahałam, ale po przemyśleniu wszystkich „za i przeciw" postanowiłam się zgodzić. W końcu dostajemy po połowie, więc nie będziemy sobie wchodzić w drogę. – Starałam się brzmieć pewnie, choć wewnętrznie nadal nurtowały mnie wątpliwości co do tej współpracy.

Spojrzałam na niego, a w jego ruchach dostrzegłam subtelne napięcie. Jego dłonie zacisnęły się mocniej na kierownicy, a spojrzenie stało się intensywne. Czyżby moja odpowiedź w jakimś stopniu zakłóciła harmonię, którą starał się utrzymać? Zaczęłam zastanawiać się, czy ta decyzja będzie miała wpływ na naszą współpracę i relacje w przyszłości.

– Oczywiście. Każdy z nas będzie mógł zrobić ze swoją połową, co tylko będzie chciał. – Uścisk na kierownicy zelżał, ale w jego oczach dostrzegałam lekkie wahanie. – Jedynie, co pół roku będziemy się spotykać, by wyliczyć przychody, jak i straty.

– A niby po co? – Ponownie dłonie zacisnęły się mocniej na kierownicy. – Przecież każdy prowadzi swoją połowę i nie zagląda sobie przez ramię.

– Rozumiem panno Moss, że cała umowa z Walshem nie będzie panią obowiązywać? – Czy on widział dokumenty wcześniej ode mnie?

– Nie widziałam papierów, więc się nie wypowiem. – Spojrzałam przez szybę, patrząc na mijane nas samochody. – W weekend nie pracuję, więc zostawmy sprawy interesów zamknięte do poniedziałku. – Zauważyłam, że jego kącik ust, uniósł się lekko do góry.

– Jak sobie pani życzy. – Reszta drogi, minęła nam w ciszy. Zastanawiałam się, co kryje się za tym enigmatycznym uśmiechem, ale postanowiłam odłożyć to na później.

Przejeżdżaliśmy przez zatłoczone miasto, ale kiedy Afton skręcił w kierunku zamku, ukazała się przed nami dzielnica, która zdecydowanie odróżniała się od pozostałej części Lavenden. Wjechaliśmy w urokliwe miasteczko o nazwie Lavenden. Otoczona naturalną zielenią, ta część stanowiła prawdziwy kontrapunkt dla zgiełku i pośpiechu miejskiego życia.

Rozejrzałam się zachwycona. Ulice miasteczka były wyłożone brukami, a kamienice emanowały historią i tradycją. Każdy detal zdawał się przypominać o bogatej przeszłości tego miejsca. Malownicze sklepiki oferujące rękodzieło, antyki, a także małe kawiarenki z drewnianymi stolikami na chodniku sprawiały, że Lavenden emanowało spokojem i urokiem.

Wzdłuż głównej ulicy kwitły kwiaty w wiszących doniczkach, nadając miasteczku dodatkowego uroku. Ludzie spacerowali wolno, rozmawiali na ławeczkach, a w tle dźwięczała delikatna muzyka ulicznych artystów. Przez okna kamienic przebłyskiwały kolorowe firany, a fasady zdobiły malownicze rzeźby i detale architektoniczne.

Afton zatrzymał się przed dużą żeliwną bramą, która otworzyła się, gdy nacisnął pilot, zawieszony do breloczka w kształcie demona.

Cóż za oryginalna ozdóbka. – pomyślałam, zauważając breloczek w kształcie demona. Zazwyczaj faceci mieli breloczki jako samochodziki, małe nożyki lub tabliczki z napisami. Walker musiał być oczywiście inny niż pozostali, co tylko potwierdzało jego niebanalne podejście do życia.

Wjechaliśmy na dziedziniec zamkowy, a widok był zachwycający. Okazały zamek, którego kontury wyłaniały się w mroku, górował nad nami, emanując majestatem. Jego mury zdobiły misternie rzeźbione motywy, tworząc fascynujący labirynt historii w kamieniu. Wieże wznosiły się ku niebu, jak strażnicy przeszłości, strzegąc sekretów ukrytych w starych murach.

Drzewa wokół dziedzińca były ozdobione kolorowymi latarniami, które ożywiały przestrzeń, tworząc symfonię świateł w mrocznej scenerii. Każdy krok w tym magicznym ogrodzie prowadził do innej malowniczej enklawy, w której czas zdawał się zatrzymać. Fontanna, z wyjątkowym rzeźbionym marmurem, pełniła swoją urodą, rozświetlona delikatnym światłem gwiazd, które tańczyło na wodnej powierzchni.

Wszystko to otoczone było budowlami w stylu gotyckim, jakby wkomponowanymi w legendarną opowieść o zamku. Ich misternie zdobione fasady stanowiły harmonijną całość z zamkiem, tworząc magiczną atmosferę, gdzie współczesność splatała się z dziejami minionych wieków.

To było jak podróż w czasie, a ja nie mogłam oderwać wzroku od tego miejsca. Afton, stojąc obok, wyglądał dumny, jakby był tu w swoim naturalnym środowisku. Jego wzrok skierowany na zamek ukazywał pewność siebie, jaką rzadko u niego dostrzegałam, tworząc niepowtarzalny klimat tego magicznego miejsca.

Patrzyłam przez szybę i podziwiałam rozciągający się przed nami krajobraz. Droga, która prowadziła do zamku, tak jak i wzgórze, obrośnięta była lawendą, tworząc malowniczą aleję wzdłuż traktu. Stąd nazwa Lawendowe Wzgórze. Widoki zapierały mi dech w piersi. Ta zieleń, krzewy i w oddali przepływająca rzeka sprawiły, że zakochałam się w tym miejscu.

Droga dobiegła końca, a przed nami ukazał się piękny, stary zamek, który wyglądał, jak z bajek Disnejowskich. Jego mury zdobione były misternymi zdobieniami, a strzeliste wieże unosiły się ku niebu, jakby chciały dotknąć chmur. Zamek emanował historią, przemieszczając mnie do innej epoki, gdzie średniowieczna magia łączyła się z urokiem lawendowego ogrodu.

Rozdziawiłam buzię z zachwytu, nie mogąc uwierzyć, że będę miała okazję obejrzeć to magiczne miejsce. Afton, obserwując moją reakcję, uśmiechnął się z pewnym zadowoleniem i zatrzymał samochód, dając mi szansę całkowitego zanurzenia się w tej urokliwej scenerii.

– Czy to wielkie „O" z twoich ust oznacza, że zamek ci się spodobał? – Moją jedyną reakcją na jego pytanie było, przytaknięcie głową.

Kiedy Afton obszedł samochód, by otworzyć drzwi, uczucie, jakbyśmy stąpali po historycznej scenografii, nasilało się. Jego spojrzenie, przesiąknięte pewnością siebie, spotkało się z moim uznaniem, a podanie ciepłej dłoni było niczym taktowny taniec w tej magicznej przestrzeni. W otoczeniu tego miejsca, gdzie kamień sam w sobie mógł opowiedzieć wiele historii, każdy detal zdawał się być symbolem przeszłości.

Zamek, wzniesiony w osiemnastym wieku, kształtem przypominał literę C. Jego mury zdobiły misternie rzeźbione posągi skrzydlatych lwów, będącego symbolami dumy i straży miasteczka. Zamek, z trzema piętrami i dwiema wieżami strażniczymi, górował nad otoczeniem, jak pomnik historii, który skaził czas.

Na dziedzińcu zamkowym, ukazywała się fontanna, jak z baśni, przedstawiająca sceny polowania króla Wilhelma I. Woda w tańcu przemykała po płaskorzeźbach, sprawiając, że historia wyrastała z głębi przeszłości, zamieniając się w widowisko, które przenosiło nas w czasy, gdy zamek tętnił życiem królewskim.

Przez myśl, by mi nie przeszło, że moja osoba wejdzie przez duże i ciężkie drzwi, do środka najpiękniejszego zamku, jakie moje oczy widziały.

– Proszę cię, Iris, tylko mi nie zemdlej, kiedy przekroczysz próg. – Zaśmiał się, a ja ścisnęłam mocniej jego ramię.

– Jesteś dowcipny Aftonie.

Drzwi się otworzyły, a przed moimi oczami roztaczał się widok trudny do opisania słowami. Duży hol, prowadzące kręte schody na górę z ozdobionymi poręczami, wejście do korytarza z drzwiami do pokoi, a także zejście do kuchni i spiżarni.

Afton - wcielenie złaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz