Rozdział 26

193 19 3
                                    

AFTON

Wracając do domu, postanowiłem wstąpić do restauracji, w której pracowała jedna z moich kochanek. Potrzebowałem się odprężyć i wyżyć, by wspomnienia z tragedii ze mnie wyparowały. Ostry seks był dla mnie wyzwoleniem, które sprawiało, że mogłem powrócić do bycia miłym dla Iris. Gdyby ona była inna, bardziej podobna do mnie, to nie musiałbym uciekać się do przygodnych spotkań.

W „La Luna" pracowała kelnerka, z którą od jakiegoś czasu miałem niezobowiązujący seks. Była gotowa na wszystko, a jej namiętność spełniała moje oczekiwania. Nie martwiłem się wtedy o nic, po prostu oddawałem się chwilowemu ukojeniu, które przynosiło chwilową ulgę. Wszystko po to, aby na chwilę zapomnieć o złożoności mojej relacji z Iris.

Chociaż wiedziałem, że to tylko chwilowy zastrzyk adrenaliny, to potrzebowałem tego, aby poczuć kontrolę nad sytuacją. Dla mnie seks był ucieczką od trudnych emocji, które we mnie towarzyszyły. Jednak głęboko wiedziałem, że to tylko maska zakrywająca prawdziwe problemy.

Zaparkowałem samochód na parkingu. Wysiadając, moim oczom ukazał się widok, którego bym się nie spodziewał. Przy jednym ze stolików siedziała Iris z jakimś mężczyzną. Przystanąłem i przyglądałem się im. Jej uśmiech mógłby konkurować z jasnym słońcem, co wzbudziło we mnie lawinę emocji.

Furia, jak burza, zaczęła wypełniać moją duszę. Zaciśnięte pięści były gotowe do działania, ale zdawałem sobie sprawę, że nie mogę teraz stracić panowania nad sobą. Chciałem zrozumieć, co się dzieje, zanim podejmę kroki.

Obserwując ich z dystansu, myśli gnały w chaosie. To mogło być spotkanie biznesowe, ale trzymanie za dłoń wydawało się bardziej intymne. Musiałem dowiedzieć się prawdy, zanim moje emocje w pełni zwyciężą.

W kroku zdeterminowanym, lecz kontrolowanym, skierowałem się do drzwi wejściowych. Zanim wszedłem, zatrzymałem się na moment, starając się ukoić burzę w moim wnętrzu. To dziwne uczucie, które ogarnęło mnie na widok ich połączonych dłoni, było czymś, czego nigdy nie doświadczyłem. Nie była to zazdrość, ale coś głębszego, co sprawiało, że moje serce biło szybciej, a myśli krążyły wokół jednego pytania: „Czy Iris jest naprawdę moją własnością"?

- Afton, co ty tu robisz? - zapytała, a w jej oczach widniało zdziwienie.

Wpatrywałem się w Iris, a w jej oczach dostrzegałem zaskoczenie. Cisza unosiła się wokół nas, ale we mnie wzrastała fala gniewu. Nie odrywałem wzroku od mężczyzny przy stoliku, czując, jak wewnętrzna fala złości przykrywa każdy inny dźwięk.

- Zabłądziłem - odpowiedziałem zimnym tonem, nie odrywając wzroku od tego mężczyzny. - A może powinienem zapytać, co to za spotkanie?

- Dobry wieczór panie Walker. Jestem Aaron Bell. - wyciągnął do mnie rękę. - Właśnie omawiamy szczegóły pomocy dla fundacji Iris. - uśmiechnął się, co jeszcze bardziej mnie zdenerwowało.

Nie podałem mu od razu ręki, tylko wrogo wpatrywałem się w niego. Kto dał mu prawo dotykać mojej własności? Jaką wielką ochotę miałem, żeby wyciągnąć go na zewnątrz i pokazać mu, kto ma nad nim przewagę siły i władzy.

- Wyobraź sobie Aftonie, że Aaron zaproponował...

- Dosyć tego! - warknąłem, nie dając jej dokończyć. - Jakoś wasze spotkanie nie wyglądało na biznesowe, a raczej na schadzkę kochanków. - wściekłość we mnie dalej narastała.

- Co ty mówisz? - Iris zrobiła się czerwona na twarzy, co dało potwierdzenie moim słowom.

- Przepraszam, ale nie wiedziałem, że Iris ma narzeczonego. - ten dupek próbował złagodzić sytuację.

- To już wiesz. - podszedłem do wieszaka i zabrałem kurtkę Iris. - Wychodzimy.

Nałożyłem na nią kurtkę, chwyciłem za dłoń i bez zbędnych słów wyciągnąłem ją z restauracji.

- Przepraszam, Aaronie. Zadzwonię. - powiedziała, gdy drzwi zamykały się za nami. Na ulicy powiewał chłód, ale w moim wnętrzu już dawno rozpętała się burza.

Kiedy doszliśmy do samochodu, zacząłem opanowywać wewnętrzną burzę, ale wciąż tlił się we mnie płomień złości.

Iris milczała, a jej spojrzenie unikało mojego. Znałem ją wystarczająco dobrze, by wiedzieć, że to, co się stało, zraniło ją głęboko. Jednak teraz nie miałem czasu na rozmowy.

Wsiadłem za kierownicę, a atmosfera w samochodzie była ciężka jak ołów. Rozpoczęła się krótka podróż w milczeniu. Nie zamierzałem teraz roztrząsać powodów tego spotkania, chciałem jedynie odsunąć się od tego miejsca i wyjaśnić sprawy w spokoju.

- Afton, co to było za zachowanie w restauracji? - Iris nagle przerwała ciszę w samochodzie.

- Jak to, co? Kurwa, trzymałaś go za rękę! Kim on jest dla ciebie, kochankiem? - zatrzymałem samochód na poboczu. - Powiedz prawdę, Iris! Pieprzysz się z nim?

W oczach Iris ujrzałem strach i łzy. Uniosła dłoń i uderzyła mnie w twarz. Wszystkiego bym się spodziewał, ale nie tego. Zaskoczył mnie wymierzony policzek.

- Jak możesz mówić takie słowa!

- Mogę, bo jesteś moja i nie życzę sobie, by obcy mężczyzna cię dotykał. A jeśli się z nim pieprzysz, to był to twój ostatni raz, rozumiesz?

Iris spojrzała na mnie ze zdziwieniem i gniewem w oczach. Jej dłonie drżały, ale się nie cofnęła.

- Afton, nie jestem twoją własnością! Nie możesz decydować o tym, z kim mam rozmawiać czy spotykać się biznesowo. To twoje chore poczucie kontroli zaczyna mnie przytłaczać. - odezwała się z determinacją.

Afton - wcielenie złaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz