Rozdział 24

186 18 1
                                    

AFTON

Oglądałem z daleka, jak Iris znika w drzwiach szpitala. Jej piękno było nie do podważenia, a zmysłowa figura przyciągała spojrzenia wszystkich dookoła. Jednakże to, co chciałem, to żeby wszyscy dowiedzieli się, że ta niesamowita kobieta, Iris Moss, jest teraz moją narzeczoną.

Wsiadłem do mojego samochodu, zdecydowany uczynić naszą relację bardziej widoczną. Pojechałem prosto do mojej firmy, poczułem ekscytację, ale i poczucie władzy, jaką dawało mi to, że mogę kierować takim przedsiębiorstwem. Zadzwoniłem do jednego z moich ludzi, dając mu wyraźne polecenie przekazania informacji o naszych zaręczynach mediom.

To było ryzykowne posunięcie, ale byłem pewien, że każdy mężczyzna powinien zdawać sobie sprawę, że Iris jest już niedostępna dla nich, bo jest moją wybranką. Chciałem, aby świat wiedział, że ja, Afton Walker, zarezerwowałem tę wyjątkową kobietę dla siebie.

Czekając na publikację artykułu, zdawałem sobie sprawę, że to posunięcie może być jak dwie strony tego samego medalu - z jednej strony dumny z tego, że miałem odwagę podzielić się tą radosną nowiną z innymi, a z drugiej, czekałem na reakcję Iris, która być może nie podzieli tej samej radości co ja. Nie miałem jednak zamiaru pozwolić, by ktokolwiek zakwestionował moją decyzję czy władzę, jaką wywierałem w swoim świecie.

– Panie Walker – do środka weszła moja sekretarka – Przyszedł pański brat.

– Wpuść go.

Sekretarka otworzyła drzwi, wpuszczając mojego brata Christophera do mojego gabinetu.

– Witaj bracie. Ciężko jest cię ostatnio złapać. – Chris rozsiadł się wygodnie na kanapie.

Rozluźniłem się w fotelu, zastanawiając się, co go do mnie przyciągnęło. W myślach miałem nadzieję, że Cora, ta suka, nie miała z nim żadnego kontaktu. Nie chciałem, by moje sprawy rodzinne zaczęły wpływać na moje interesy.

– Zamówione materiały nie dojechały i stoimy z robotą. – Christopher spojrzał na mnie z wyrazem powagi.

– I po to przyszedłeś? – rzuciłem pytanie, zachowując bezbarwny ton głosu.

Chociaż z jednej strony byłem zaniepokojony opóźnieniami w projektach, z drugiej strony czułem, że Christopher mógł przynieść ze sobą więcej niż tylko problemy zawodowe.

Nie znosiłem mojego brata po tym, co mi zrobił. Musiałem go tolerować, by mieć spokój od moich wrednych rodziców. Nawet, teraz kiedy mam więcej pieniędzy na koncie niż Chris i oni, to i tak byłem dla nich nieudacznikiem. Ich nieustanne porównywania i zaczepki dotyczące mojego życia osobistego sprawiały, że nieustannie czułem się niższy od niego, choćby moje osiągnięcia były większe. Mój sukces finansowy zdawał się być bez znaczenia wobec ich wygórowanych oczekiwań i uprzedzeń. To był ironiczny paradoks mojej sytuacji – osiągnąłem sukces, ale w ich oczach zawsze byłem tym, który zawodzi.

Stawianie czoła mojemu bratu było jak walka z duchami przeszłości, zranionymi relacjami, które nigdy nie miały szansy na uzdrowienie. Mimo że od czasu do czasu udawało mi się przetrwać rodzinne spotkania z godnością, wewnętrzna rana nigdy nie goiła się całkowicie. Moje relacje z nimi były jak ciężki łańcuch, który zawsze mnie pociągał w dół, nawet gdy dążyłem do samodzielności i sukcesu.

– Praca się opóźni, a ja ze swoimi ludźmi za dwa tygodnie mamy zacząć odnawianie muzeum.

– Jaki problem, żebyś pojechał do hurtowni i zakupił to, co jest potrzebne?

Mój brat potrafił być często niemyślącym człowiekiem. Bezrefleksyjne decyzje i brak przemyślanych działań sprawiały, że wydawał się być jak małe dziecko, które ledwie co nauczyło się chodzić. Czasami miałem wrażenie, że potrzebuje opieki, jakby matczynej ręki prowadzącej go przez życie. Jego podejście do problemów zdawało się być infantylne, a odpowiedzialność była dla niego jak obca kraina, którą omijał szerokim łukiem. To frustrujące, zwłaszcza gdy trzeba było liczyć na jego wsparcie w poważnych kwestiach.

– Na wszystko masz odpowiedź, prawda Aftonie?

– Mów lepiej, czego ty chcesz.

Wstał z kanapy i podszedł do biurka, stając przede mną z założonymi rękoma na brzuchu. Czułem, że zacznie mówić o Corze.

– Była u mnie dwa dni temu. – zamilkł na chwilę – Miała siedzieć w zakładzie zamkniętym, a ty miałeś tego pilnować.

– Boisz się jej? – zaśmiałem się w głos.

– To nie z twojej winy jej siostra zginęła – walnął pięścią w blat. – Przez nią prawie w więzieniu wylądowałem, a ty chciałeś mnie zabić.

– Ponownie użalasz się nad sobą? – wstałem i stanąłem obok niego. – Ty i Cora, zabiliście moją narzeczoną. Oboje powinniście zapłacić za jej śmierć. – Chris chciał co powiedzieć, ale kiedy na mnie spojrzał, to zamilkł. – Wyjdź i skończ swoją robotę. Za dwa tygodnie masz zniknąć mi z oczu. Żegnam.

Stanąłem przy drzwiach i je otworzyłem.

– Nic się nie zmieniłeś. Ciekawy jestem, czy ta twoja Iris, zna całą prawdę o tobie. – Jego uśmiech świadczył o tym, że ma zamiar mnie szantażować.

Byłem już tak wkurwiony, że trzasnąłem drzwiami i dopadłem do niego, łapiąc go za marynarkę. Nikt nie wiedział, jak wielką miałem ochotę obić mu gębę za to, że wspomniał o Iris.

– Ty chyba zapomniałeś, z kim masz do czynienia. Jeśli jeszcze raz wymienisz jej imię, to będziesz żałował, że się urodziłeś. – warknąłem, czując, jak gorąca krew płynie mi w żyłach. – Teraz wypierdalaj stąd, nim zdecyduję się przypomnieć ci kilka zasad dobrego wychowania.

Chris westchnął ciężko i wyzwolił się z mojego chwytu. Spojrzał na mnie z wyższością, choć musiał zauważyć, że moja cierpliwość jest na wyczerpaniu.

Afton - wcielenie złaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz