Rozdział 18

687 50 19
                                    

IRIS

- Przepraszam was, ale muszę jechać do hotelu. Tak się śpieszyłam, że zapomniałam podpisać papiery. – Skłamałam.

Musiałam skłamać, zwodzić, zniekształcać prawdę, byle tylko uciec od Aftona. Jego obecność była jak cios w serce, a rozmowy z nim odsłaniały przewrotną górę emocji. Ból, który we mnie wywoływał, był tak intensywny, że musiałam odciąć się od niego, jak od zakażonej rany. Wiedziałam, że obecność tego mężczyzny w moim życiu sprawi, że stracę równowagę, której tak bardzo potrzebowałam.

Zamknąć się w domu, z dala od Aftona – to było moje jedyne wyjście. Fundacja i moje podopieczne stanowiły dla mnie schronienie, ostatnią deskę ratunku w szaleństwie zwanym Afton. Moje zaangażowanie w pomoc innym stało się teraz priorytetem. W ich szczęściu szukałam ukojenia dla własnej duszy, próbując zapomnieć o mężczyźnie, który przyniósł ze sobą burzę emocji.

Wiedziałam, że muszę zdjąć Aftona z piedestału, na którym sam siebie umieścił. To był czas, by zakończyć ten toksyczny taniec, ale czy zdołam wymazać go z mojego serca? Czas pokaże, ale teraz potrzebowałam spokoju i samotności.

- Iris, wszystko w porządku? – Zapytał Paul, który okazał się bardzo miłym i uroczym mężczyzną.

- Tak. Właśnie dzwonili do mnie, że bez mojego podpisu, nie będą mogli jutro z rana, zrobić przelewów. – Odpowiedziałam, starając się ukryć dreszcze, które przebiegły mi po plecach. Konieczność zostawienia Aftona i szybkiego odejścia z klubu sprawiła, że serce waliło mi jak oszalałe.

- To nie możesz z samego rana jechać? – Ava nie dawała za wygraną, starając się znaleźć sposób na dłuższe zatrzymanie mnie w klubie.

- Rano, to my przyjmujemy dwie dziewczyny, pamiętasz? – Starając się utrzymać normalną rozmowę, sięgnęłam po torebkę i płaszcz. Ava zaczęła mnie odprowadzać do wyjścia.

- Przepraszam cię Ava, następnym razem odbijemy sobie. – Próbowałam brzmieć naturalnie, ale czułam, jak łzy cisnęły mi się do oczu. Ukrycie emocji przed przyjaciółką było coraz trudniejsze.

- Iris, przestań do cholery kłamać. Doskonale wiem, że to wina Aftona. On jest potworem i dlatego powinnaś się trzymać od niego z daleka. – Ava spojrzała na mnie z troską i zdecydowanym przekonaniem.

- On nie jest potworem, tylko zagubiony i zniszczony jakąś traumą. Nie chce mojej pomocy, więc nie mogę się z kimś takim spotykać. – Odpowiedziałam, starając się podkreślić, że moja decyzja wynikała z troski o własne dobro.

- Proszę cię, uważaj na siebie. – Przytuliłyśmy się na pożegnanie, a ja ruszyłam w kierunku postoju, nieświadoma, co przyniesie przyszłość.

Miałam już wsiadać do taksówki, ale pech chciał, że utknął mi obcas w kratce ściekowej, a taksówka po prostu sobie odjechała. Czy ja musiałam mieć takiego pecha? Czym ja tam na górze zawiniłam, że byłam tak karana? Usiadłam na krawężniku i próbowałam wyjąć obcas bez jego złamania. Męczyłam się, by nie uszkodzić moich ulubionych szpilek, ale nie dało rady wyjąć. Nie lubiłam, klnąc, ale tym razem puszczałam wiązankę pod nosem.

Poczułam kogoś obok siebie i męskie dłonie na moich. Chwilę minęła, zanim zorientowałam się, że to Afton. Jego spojrzenie było pełne pytania, ale zdecydowane. Przyjęłam pomoc, czując, jak jego palce umiejętnie i delikatnie pracują nad uwolnieniem mojego obcasa z pułapki metalowej. Oboje skupieni, nie wymieniając słowa, koncentrowaliśmy się na zadaniu. Gdy wreszcie obcas się uwolnił, spojrzałam na Aftona, wdzięczna za jego pomoc.

- Kopciuszek uciekał z balu i zgubił swojego pantofelka? – Spojrzałam w jego oczy i ponownie poczułam ten gorąc i szybsze bicie serca. – Pomogę ci. – Jednym sprawnym ruchem, uwolnił obcas z kratki i założył mi but na stopę.

- Dziękuje ci bardzo. – Wstałam i udałam się na koniec postoju do ostatniej wolnej taksówki.

- Proszę cię Iris, nie uciekaj ode mnie i wysłuchaj mnie. – Czułam, że zależało mu na mnie, ale póki nie miał odwagi podzielić się ze mną swoją przeszłością, nie mogłam z nim być. Zaufanie było najważniejsze, a skoro on tak nie uważał, to nic nie miało sensu.

- Ja uwzględniam tylko szczerość i zaufanie. Jeśli nie chcesz być ze mną szczery, to zejdź mi z oczu. – Zastąpił mi drogę i ujął dłońmi moją twarz, by złożyć na ustach delikatny pocałunek.

- Dla ciebie jestem w stanie powiedzieć ci wszystko, o co mnie zapytasz. Najpierw, muszę ci powiedzieć Iris, że cię kocham. – Zamurowało mnie i przez chwilę, wstrzymałam oddech.

- Afton, miłość bez zaufania nie ma sensu. Jeśli naprawdę mnie kochasz, to się ze mną podziel swoimi tajemnicami. - Powiedziałam, wypuszczając delikatnie jego dłonie z mojej twarzy.

Ja chyba śniłam, bo Aftona, którego poznałam, nie odważyłby się na takie wyznanie. Nie mógł się w tak szybkim tempie zmienić. To było nierealne, ale jeśli jego wyznanie było naprawdę szczere, to powinnam wysłuchać Aftona. Przez chwilę stałam jak sparaliżowana, przetwarzając jego słowa. Czy możliwe było, że ten człowiek, który wcześniej sprawiał wrażenie zimnego i bezdusznego, teraz wyznał mi miłość? Moje serce biło szybko, a myśli krążyły w chaosie. W końcu zdobyłam się na oddech.

- Afton, to zbyt szybkie. Nie rozumiem, jak to możliwe. To nie jesteś ty. - Próbowałam zrozumieć, ale emocje wciąż mi płatały figle. Zdawałam sobie sprawę, że potrzebujemy rozmowy, ale było mi trudno uwierzyć w nagłą zmianę.

- Iris, to prawda. Może się zmieniam. Może to ty jesteś tą osobą, która sprawiła, że zacząłem widzieć świat inaczej. Ale musisz zrozumieć, że jestem gotów z tobą dzielić każdy aspekt mojego życia. Proszę, pozwól mi to udowodnić. - Jego oczy utkwiły we mnie z intensywnym wyrazem tęsknoty i czegoś, co mogło być prawdziwą miłością.

- Gdzie się podział Afton Walker, z którym do tej pory się spotykałam? - zapytałam z nutą niepewności, spojrzenie utkwione w jego oczach.

- Ja nim jestem. – Ujął mnie za dłoń i delikatnie gładził ją kciukiem. – Iris Moss, udało ci się przebić do mojej skorupy i ją skruszyć. Nie sądziłem, że kiedykolwiek się to jakieś kobiecie uda. Poznałem cię i mnie zmieniłaś. – Ponownie mnie pocałował. – Kocham cię i pragnę być z tobą. Dlatego proszę cię, pojedź ze mną do zamku.

Patrzyłam w jego oczy, w których czytałam tylko szczerość. Afton mnie naprawdę kochał, a ja kochałam jego. Nie chciałam mu zdradzać, uczuć, jeszcze nie teraz.

- Dobrze, pojadę z tobą, ale będziemy musieli poważnie porozmawiać.

- Dla ciebie jestem gotów nawet przejść przez piekło, byś tylko mnie już więcej nie zostawiła.

- Wszystko będzie zależało od rozwoju naszej rozmowy. - Odpowiedziałam zdecydowanie, ale jednocześnie zaniepokojona przyszłością. Czułam, że to moment, który może odmienić nasze życie.

Poszliśmy do samochodu Aftona, który był zaparkowany na tyłach klubu. Otworzył mi drzwi i podał rękę, pomagając wsiąść. Nie poznawałam przemiany mężczyzny, którego poznałam kilka tygodni temu. Jeśli tak oddziaływało na niego moje odtrącenie, to może faktycznie powie mi wszystko, co będę chciała wiedzieć.

Po godzinie dojechaliśmy na miejsce. Ogród, jak i cały zamek, był pięknie oświetlony. Widok był zachwycający, a kiedy wysiadłam z auta, musiałam przejść się oświetloną ścieżką, która prowadziła na tył zamku. Aftona czekało jeszcze sporo pracy nad remontem budowli. Zamek na Wzgórzu Lawendowym długo stał opuszczony, a miasto nie wykazywało zainteresowania nim. Dobrze, że Walker go kupił, bo zabytek odzyskał swój dawny blask.

Obejrzałam się na zamek, czując, jak zapach lawendy unosił się w powietrzu. To było magiczne miejsce, które mimo zaniedbania emanowało historią i potencjałem. Zastanawiałam się, czy Aftonowi uda się przywrócić mu życie i czy będziemy razem dzielić to miejsce, zbudowane na historii i tajemnicach.

- Podoba ci się ogród, a raczej jego szkielet? Dopiero po weekendzie wchodzi ekipa, by stworzyć ogród takim, jakim był - wyjaśnił Afton, wskazując na różne miejsca ogrodu, gdzie rosły jedynie pojedyncze kwiaty.

Afton - wcielenie złaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz