Rozdział 20

518 42 21
                                    

IRIS

Wróciłam do domu, a radość malowała się na mojej twarzy jak u licealistki przeżywającej swoją pierwszą miłość. To, co dzieliło mnie z Aftonem, było dla mnie jak odkrywanie nowego świata, jak pierwszy raz próbującej pomarańczy i czerpiącej rozkosz z kropel soków na ustach. Dotyk jego dłoni wywoływał przyjemny dreszcz, a każdy pocałunek był jednocześnie intensywny i zmysłowy. Tak samo było z naszymi momentami intymnymi – nigdy nie wiedziałam, kiedy pojawi się ochota i z jaką siłą nas ogarnie. Z Aftonem nie można było się nudzić; był jak nieodkryta wyspa pożądania, zawsze zaskakujący, a ja chłonęłam jego umiejętności niczym gąbka wodę.

Zaczęłam być uzależniona od niego, a to uczucie zdawało się umacniać z każdym dniem. Był dla mnie więcej niż kochankiem – stał się moim obsesyjnym marzeniem, którego nie chciałam wypuścić z rąk. Zakochałam się w nim do szaleństwa, a pragnienie, by to uczucie rosło, było coraz silniejsze. Z nikim wcześniej nie czułam się tak, jak przy Walkerze.

Jego wyznanie było dla mnie jak błyskawica z jasnego nieba, ogromną niespodzianką. Wcześniej nie sądziłam, że taka osoba, pełna kontrastów, może kierować się uczuciami. Był zdolny do czułości, a zarazem do zdystansowania, by potem zademonstrować swoją siłę. Trudno było mi uwierzyć, że kiedyś był niekochanym dzieckiem. Cała ta sytuacja nie mieściła się w mojej wyobraźni – jak rodzice mogli nie darzyć miłością własnego syna, kochanego przez nich od chwili narodzin? To pytanie tliło się we mnie, a myśli krążyły wokół tego, jak można być takim rodzicem.

Mój zawód związany z pracą w fundacji uświadomił mi, jak trudna jest rzeczywistość wielu kobiet, błagających o schronienie przed przemocą partnera, aby ocalić dziecko. Nie mogłam zrozumieć, jak można zaniedbywać własne potomstwo, które jest symbolem miłości i nowego życia. Czułam, że Afton nosi ze sobą ciężar niezrozumiałego dzieciństwa, a moje serce wypełniało się współczuciem, mimo jego czasami tajemniczego i bezwzględnego zachowania.

– Fundacja!

Zerwałam się z łóżka, a biegiem ruszyłam do garderoby, szybko się przebrałam i poprawiłam makijaż. W pośpiechu skierowałam się w stronę fundacji, całkowicie zapominając, że o dziesiątej miałam spotkanie z nowym sponsorem, Aaronem Bellem, właścicielem fabryki sprzętu gospodarstwa domowego, takiego jak pralki, lodówki czy zmywarki. Raz na kwartał zobowiązał się dostarczać uszkodzone, ale sprawne urządzenia, co mogłoby stanowić dużą pomoc i lepszy start dla naszych podopiecznych.

W fundacji stawialiśmy sobie za cel pomaganie kobietom w znalezieniu pracy i mieszkania. Przez pół roku wspieraliśmy je, opłacając czynsz, prąd i wodę, aby umożliwić im bezpieczne i samodzielne życie. Dla kobiet dotkniętych przemocą oferowaliśmy kompleksową pomoc, aby pomóc im wrócić do normalności. Aaron Bell mógłby być kluczowym partnerem, dostarczając niezbędne urządzenia gospodarstwa domowego, które ułatwią życie naszym podopiecznym.

Przed dziesiątą dotarłam na miejsce i wpadłam do fundacji niczym rozpędzony samochód i błyskawicznie skierowałam się do swojego biura. Oczywiście, gdy otworzyłam drzwi, zastałam Avę, która podstępnie przyglądała się mojemu wejściu. Była pewnie ciekawa, czy znowu mam coś do przekazania na temat Aftona, ale nie miałam ochoty ciągle się przed nią tłumaczyć z moich działań.

– Dzień dobry, pani prezes. Jak miło, że zdążyłaś na spotkanie. – Sarkazm wybrzmiewał w jej głosie. Nie przypuszczałam, że będzie tak złośliwa.

– Ava, coś cię ugryzło, czy po prostu się nie wyspałaś? – Odłożyłam torebkę, sięgnęłam po teczkę z papierami, przygotowaną na spotkanie.

– Byłaś u niego, prawda? – Podeszła bliżej, wbijając we mnie wzrok.

– Nie zamierzam z tobą na ten temat rozmawiać i słuchać twoich wykładów na jego temat. – Spojrzałam na przyjaciółkę, jej wyraz twarzy był daleki od przyjemnego.

– Tyle razy cię przed nim ostrzegałam, ale ty w ogóle nie słuchasz tego, co ci mówię! – Jej uniesiony głos mnie zaskoczył. Nigdy wcześniej nie zachowywała się wobec mnie tak.

– Ava, czy ty siebie słyszysz? Dziękuję za troskę, ale nie będziesz mi mówiła, co mam robić. Jako moja przyjaciółka powinnaś mnie wspierać i cieszyć się moim szczęściem. Nie rozumiem, dlaczego tak go nienawidzisz. Bywa trudnym mężczyzną, ale życie nie oszczędzało Aftona. – Chciała coś dodać, ale naszą rozmowę przerwało pukanie do drzwi i do środka wszedł pan Bell.

– Dzień dobry. Mam nadzieję, że niczego poważnego nie przerwałem? – Przywitał się pan Bell, podając każdej z nas dłoń.

Afton - wcielenie złaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz