Rozdział 3

1.6K 112 21
                                    

AFTON

– Panie Walker, przyszedł pan Walsh. – W progu gabinetu stanęła moja sekretarka. – Czy mam go wpuścić?

– Co, to za głupie pytanie? Chyba widnieje na liście moich spotkań biznesowych. – Czasami była nieogarnięta, ale lubiła się ostro zabawić po godzinach pracy. – Wpuść go i przynieś nam dwie czarne kawy.

– Oczywiście. – Wyszła z gabinetu. – Pan Walker na pana czeka.

Drzwi otworzyły się powoli, a w ich szczelinie pojawiły się uchwyty czarnych butów. Następnie, jak w powolnym filmie, do mojego gabinetu wkroczył Roland Walsh. Jego figura wypełniła przestrzeń, emanując pewnością siebie i elegancją. Wysoki i wysportowany, noszący elegancki garnitur, co tylko potęgowało wrażenie dominacji. Jego gładko zaczesane ciemne włosy dodawały mu pewnego uroku, a broda idealnie przycięta zdawała się być dopełnieniem perfekcyjnego wizerunku. Szpakowate, przenikliwe oczy bacznie obserwowały każdy ruch, co zdradzało doświadczenie i bystrość umysłu. Wystylizowany w taki sposób, by zwrócić uwagę, Roland Walsh emanował aura biznesowego sukcesu i władzy.

– Witam cię. – Jego słowa przewinęły się przez pokój, jak dźwięk potężnego dzwonu, a ja wstałem, podążając ku niemu z wyprostowaną postawą. Dłoń wyciągnąłem ku niemu, w geście zaproszenia do przywitania.

Roland Walsh odpowiedział na moje przywitanie mocnym uściskiem dłoni. Jego dłoń była zdecydowana, co zdradzało siłę i pewność siebie. Jego spojrzenie utkwiło we mnie, a ja musiałem utrzymać równowagę między zapraszającym uściskiem a ukrywaniem zaniepokojenia wynikającego z umówionego spotkania.

– Masz ładne pracownice – dodał, oceniając wnętrze mojego gabinetu.

Jego wzrok przesunął się po eleganckim wyposażeniu, zatrzymując się na portrecie powieszonym na ścianie. Atmosfera napięcia w pomieszczeniu zaczęła wzrastać, a ja musiałem zachować zimną krew i kontrolę nad sytuacją.

Obejrzał się do tyłu, spoglądając za moją sekretarką. Gdyby tylko wiedział, jak dobrze się z nią bawiłem.

– Nie zwróciłem uwagi.

Uśmiechnąłem się, a moje spojrzenie prześlizgnęło się po eleganckim wnętrzu mojego gabinetu. Wskazałem miejscówkę przy dużym, solidnym stole, gdzie zwykle podejmowaliśmy decyzje biznesowe.

– Mam nadzieję, że nie zmieniłeś zdania co do sprzedaży swojej sieci hoteli? – Zachęcająco skinąłem głową w stronę krzesła, na którym miał usiąść.

Usiadł wygodnie, rozkładając dokumenty przed sobą. Wpatrywałem się w Walsha, a jednocześnie musiałem monitorować każdy gest, każde słowo, które opuszczało jego usta. Lubiłem prowadzić rozmowy biznesowe szybko i skutecznie, przechodząc bez zbędnych dygresji do sedna sprawy.

– Po rozmowie z żoną postanowiliśmy, że wszystko sprzedamy. Barbara chciałaby zacząć podróżować i spędzać czas tylko we dwoje. Gdybyśmy mieli dzieci, to co innego.

Jego słowa niosły pewien dźwięk zdecydowania, ale czy to było zdecydowanie na moją korzyść?

Uśmiechnąłem się pod nosem, bo właśnie miałem stać się władcą hotelowym.

Do środka elegancko weszła moja pracownica, Suzy, trzymając na tacy dwie filiżanki z gorącą kawą. Zapach intensywnego napoju unoszący się w pomieszczeniu natychmiast wypełnił powietrze, tworząc atmosferę sprzyjającą rozmowie.

Zaciągnąłem się tym aromatem, czując, jak kawa rozgrzewa każdy zakamarek mojego umysłu. Podziękowałem Suzy subtelnym ruchem głowy, sygnalizując jej, by opuściła gabinet. Nie chciałem, by coś lub ktoś rozpraszał naszą biznesową rozmowę z panem Walshem.

– Nie będziesz żałował swojej decyzji, a przy okazji zawsze będziecie mieć dla siebie apartament. – Starałem się być nad wyraz miły, wydobywając delikatny uśmiech.

– Cena wzrosła Aftonie. – Zacisnąłem dłonie w pięści, odczuwając niewielkie rozczarowanie. – Zgłosił się do nas ktoś jeszcze i oferuje trochę wyższą sumę niż tą, którą zaoferowałeś. Mimo to jestem pewien, że znajdziemy korzystne rozwiązanie dla obu stron.

Krew w żyłach zaczęła mi się gotować. Kto miał czelność stawać mi na drodze? Kto był na tyle odważny, by ze mną konkurować? Szybko przewinąłem w pamięci możliwych konkurentów, zastanawiając się, kto mógłby postawić czoła moim ambicjom i zasłaniać mi światło sukcesu. Musiałem zdecydowanie dowiedzieć się, kto odważył się wejść na moje terytorium.

– O ile więcej? I kto to jest?

Próbowałem się opanować i mówić normalnie, ale nerwy i złość robiły swoje.

– Iris Moss podwyższyła cenę o milion.

Żuchwy ruszały mi się w szalonym tempie, żyły tętniły wzburzając krew, która wręcz się gotowała ze złości. Ta mała zaczęła mi przeszkadzać, a to ja miałem zdobyć sieć hoteli i jej majątek.

– Panna Moss? – udałem zdziwienie – Od kiedy ona się zajmuje branżą hotelową?

– Znacie się? – Walsh uśmiechnął się tajemniczo.

– Powiedzmy, że miałem przyjemność poznać Pannę Iris.

– Chłopcze, ta kobieta ma ogromne serce. Ona jedna robi więcej dla potrzebujących, niż my wszyscy. – Po co, on mi o tym mówił? Nie interesowała mnie ona w tym momencie, tylko przejęcie hoteli. – Oboje jesteście wolni, to może coś was połączy.

Najwyraźniej Walsh próbował skierować rozmowę w zupełnie innym kierunku, ale ja nie miałem zamiaru odpuszczać. Chciałem wiedzieć, kto jest tym tajemniczym konkurentem, gotowym walczyć o ten sam obiekt.

Te jego zasrane uśmieszki, działały mi na nerwy. Opanowanie się nie zmniejszało, a za moment mogłem wybuchnąć, co jednak było niewykonalne w obecnej sytuacji. Próbowałem skupić się na rozmowie, ale obecność Walsha w moim gabinecie drażniła mnie niemiłosiernie.

Nasze spojrzenia krzyżowały się, a ja musiałem kontrolować każdy gest, by nie zdradzić frustracji. Każdy ruch mógł być odczytany jako słabość, a tego absolutnie nie chciałem.

Afton - wcielenie złaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz