Rozdział 13

1.1K 92 17
                                    

AFTON

Znajdowałem się w swoim gabinecie, a telewizor nagle przyciągnął moją uwagę relacjami na żywo. Fundacja Iris stała się areną strzelaniny. Nie mogłem uwierzyć, że coś takiego mogło się wydarzyć w miejscu, które miało być bezpiecznym schronieniem dla wielu nieszczęśliwych kobiet. Wściekłość mieszała się z niepokojem, gdy patrzyłem na relacje w telewizji. Bez chwili zastanowienia sięgnąłem po telefon i wybrałem numer Iris. Słyszałem dzwonek w słuchawce, ale ona nie odbierała. Zdenerwowany, dzwoniłem kilkanaście razy z rzędu, ale bez rezultatu.

Czułem bezsilność i frustrację. Gdyby nie to nieszczęsne spotkanie, już dawno byłbym w drodze do fundacji. W głowie krążyły mi myśli o tym, co mogło się stać. Miałem tylko nadzieję, że Iris była bezpieczna.

W międzyczasie próbowałem skupić się na spotkaniu, ale to było niemożliwe. Mój umysł krążył wokół fundacji, a obawy o Iris skutecznie odciągały mnie od rzeczywistości. To było coś więcej niż troska o interesy, to była troska o osobę, która miała dla mnie ogromne znaczenie.

Czekałem niecierpliwie na koniec tego przeklętego spotkania, by wreszcie ruszyć w stronę fundacji. Miałem nadzieję, że to, co się wydarzyło, nie pozostawiło śladu na Iris.

Panna Moss nie mogła zająć miejsca kobiety, która dla mnie była niezastąpiona, którą kochałem na swój specyficzny sposób. To właśnie ona potrafiła dotrzeć do mojego skomplikowanego wnętrza, zmienić moje zachowanie i przynieść spokój. Znała moje popieprzone strony i umiała się z nimi uporać. Kiedy zamykałem się w swoim skomplikowanym świecie, potrafiła do mnie przemówić, przerywając ten destrukcyjny rytm. Była jedyną osobą, która hamowała moje pragnienie władzy i znała mnie takiego, jakim byłem naprawdę.

Jej miłość była dla mnie oazą spokoju, jedynym bezpiecznym schronieniem w moim burzliwym życiu. Czy mogłem oczekiwać podobnego zrozumienia od losu? To byłby naiwny wybór. Panna Moss była dla mnie jak światło w mroku, a próba zastąpienia jej miejscem w moim sercu byłaby skazana na porażkę.

– Panie Walker, czy ja mam rozumieć, że nie jest pan zainteresowany naszą współpracą?

Postukałem długopisem o blat szklanego stołu i podsunąłem teczkę panu Gelbero, czekając na jego decyzję. Chciałem, by podjął ją szybko, bo musiałem jechać do Iris.

Przeglądał każdą stronę umowy z ogromną dokładnością, jakby litery były wielkości milimetra. Zaczynałem się niecierpliwić, wybijając takt opuszkami palców o szkło. Ile można było przeglądać umowę, która miała tylko cztery strony? Dobijała mnie jego nadmierna precyzja, a moje nerwy zaczęły płatać figle.

– Dobijamy umowy, czy woli pan poszukać innej oferty? Sądzę, że lepszej propozycji pan nie uzyska. – Gelbero spojrzał na mnie i odłożył ostatnią stronę umowy.

– Suma faktycznie jest wyższa niż bym przypuszczał.

– To nad czym się zastanawiać? – Coraz bardziej mi się ciśnienie podnosiło.

– Nie cieszy się pan dobrą reputacją.

– Czy rozmawiamy o mojej reputacji, czy o interesach? – Wstałem z fotela i nerwowo zacząłem chodzić.

– Muszę wiedzieć, kto przejmuje moją firmę, a pan, panie Walker, nie jest za dobrym kandydatem.

Kurwa! Ja byłem najlepszym kandydatem, jakiego mógł mieć. Tym swoim gadaniem chciał podbić cenę? Nie pozwolę, by mi to umknęło.

– To może pan szukać dalej, ale żaden inny kandydat nie będzie w stanie zaoferować panu tak korzystnych warunków. Nie pozwolę, by ta umowa nam umknęła przez takie pierdoły.

Afton - wcielenie złaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz