❣︎ V ❣︎

6.2K 483 644
                                    

Dopiero kiedy w samotności wracał pustym, cichym korytarzem prosto do dormitorium, poczuł jak mocno i szybko biło mu serce. Odetchnął głęboko, wymówił hasło i wszedł do pokoju wspólnego. Całe jego wcześniejsze zmęczenie zmieniło się w ogromną irytację. Był zirytowany przez idiotyczne zachowanie Jamesa. Był zirytowany przez swoje własne zachowanie i durne emocje, które wyraźnie stwierdziły, że fajnie będzie się w nim zauroczyć. Coś jednak czuł, że jak tak dalej pójdzie to szybko mu przejdzie, a James powoli zaczynał mu to ułatwiać. Wpadł do dormitorium i niewiele myśląc trzasnął drzwiami, spojrzenia wszystkich obecnych skierowały się w jego stronę, ale zignorował to. Rzucił swoją torbę na łóżko i sam na nie opadł.

- Co ty taki blady? - Spytał Evan przyglądając się mu uważnie.

- On zawsze jest blady, idioto. - Stwierdził Rabastan nie odrywając wzroku od książki, którą właśnie czytał.

- No tak, ale teraz jakoś bardziej.

Rabastan uniósł wzrok i spojrzał przelotnie na Regulusa, po czym wzruszył ramionami i wrócił do czytania. Black spojrzał po nich, po czym wszedł do łazienki, żeby spojrzeć w lustro. Rzeczywiście był blady, a jednak cały czas czuł, jakby policzki płonęły mu żywym ogniem. Zamrugał i spojrzał w oczy sobie samemu ciesząc się, że tylko mu się zdawało, że rumieniec wpłynął na jego twarz jeszcze kiedy był na szkolnym korytarzu. 

*

Następnego dnia pomiędzy lekcjami, na korytarzu udało mu się złapać panią Hooch. Podszedł do niej szybkim krokiem.

- Przepraszam, pani profesor - powiedział, żeby zwrócić na siebie jej uwagę. Kobieta zatrzymała się i obróciła głowę w jego stronę i spojrzała na niego uważnie swoimi żółtymi oczami. 

- O co chodzi, panie Black? - Spytała schodząc trochę na bok, żeby nie torować drogi.

- Chciałbym zapytać kiedy pierwszoroczni ze Slytherinu mają naukę latania na miotle. - Powiedział poprawiając torbę, która zaczynała zsuwać się z jego ramienia. 

Na ustach kobiety zaigrał uśmiech.

- We wtorki. O ósmej. - Odparła po chwili namysłu. - Już mieli pierwsze zajęcia.

Regulus pokiwał głową.

- Jak latają? 

Kobieta skrzyżowała ręce na piersi.

- Niech zgadnę, chcesz zobaczyć, czy ktoś z nich nadawałby się do drużyny? - Zapytała z uśmiechem. Regulus skinął głową. - Niewielu kapitanów to robi. Sam wiesz jak rzadko pierwszoroczni trafiają do drużyny.

- Tak, wiem. Po prostu myślę, że warto zobaczyć, czy ktoś z nich się nadaje, bo może się okazać, że stracę dobrego zawodnika. 

Pani Hooch pokiwała głową.

- Wśród pierwszorocznych od razu zauważyłam przyszłych graczy, ale muszą trochę poćwiczyć, nie wiem, czy na tym etapie się nadają. - Wzruszyła ramionami. - Ale możesz przyjść i sam zobaczyć.

- Tak, przyjdę jeśli dam radę. - Zadeklarował. Pani Hooch otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale nagle na korytarzu rozbrzmiał dzwonek. Kobieta poklepała go lekko po ramieniu.

- No już, zmykaj na zajęcia. - Powiedziała, po czym minęła go i poszła wzdłuż korytarza.

Regulus zatrzymał się jeszcze, żeby spojrzeć na swój plan zajęć. Dzięki temu, że numerologię miał w późniejszych godzinach, we wtorki miał na dziewiątą, więc bez problemu mógł przyjść. 

Nie pozwolę ci odejść || JegulusOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz