❣︎ VI ❣︎

6K 511 584
                                    

W sobotę odbył się nabór do drużyny. Regulus wiedział, że co roku próbuje się dostać mnóstwo osób, ale w tym roku było ich wyjątkowo dużo. Była tam część osób z zeszłorocznej drużyny i Regulus wiedział, których z nich będzie chciał i w tym roku, jednak nie mówił tego na głos, żeby nie przestali się przez to starać. 

- Podejdźcie tu bliżej. - Powiedział przekrzykując zebranych. Oni jednak rozmawiali między sobą zupełnie go nie słuchając. - Słyszycie co do was mówię?! - Krzyknął ostrym tonem, a wszystkie rozmowy ucichły, pełne zdziwienia spojrzenia skierowały się ku niemu. Nie spodziewali się tego po nim. - Powiedziałem, podejdźcie tu. - Dodał już spokojniej. Śliżgoni zebrali się wokół niego tworząc półkole, Regulus spojrzał po nich wszystkich. - Jeśli chcecie być w tej drużynie, to chociaż zaprezentujcie się z dobrej strony i mnie słuchajcie. - Splótł ręce za plecami. - Niech każdy z was zrobi sobie teraz indywidualnie krótką rozgrzewkę. - Machnął na nich ręką, żeby wsiedli na miotły. Chciał, żeby przed ostatecznym naborem oswoili się trochę z warunkami pogodowymi i chwilę polatali. 

Wszyscy niemal jednocześnie wznieśli się w górę. Regulus przez kilka chwil ich obserwował, a po chwili sam wsiadł na miotłę powoli latając pomiędzy nimi. Pogoda była wietrzna, padał drobny deszczyk, wiele osób narzekało, że nabór odbywa się w taką pogodę, ale Regulusa to cieszyło. Niczym trudnym jest latać w bezwietrzną i słoneczną pogodę, gorzej jest, kiedy pogoda niezbyt sprzyja. A gracz quidditcha powinien dobrze grać w każdych warunkach. W tym wypadku Regulus mógł ich sprawdzić w tych gorszych okolicznościach. Patrzył na każdego z osobna obserwując jego styl i sposób latania. 

- Dobra, koniec! Lądujcie. - Powiedział i łagodnie wylądował na środku boiska. Tym razem każdy od razu go posłuchał i po chwili wszyscy po raz kolejny byli zebrani wokół niego. 

Sprawdzał każdego oddzielnie, co było bardzo czasochłonne. Czasami miał ochotę przyspieszyć to wszystko jak tylko się dało, żeby tylko móc to zakończyć. Powstrzymywał go tylko fakt, że zależało mu na jakości drużyny, skoro chciał wybrać dobrych członków musiał poświęcić trochę czasu. Był kapitanem, zwłaszcza jemu zależało, żeby jego drużyna wygrywała wszystkie mecze.
Robił krótkie notatki odnośnie poszczególnych osób, widział, że to ich stresowało, ale chciał mieć jakiś punkt odniesienia, kiedy będzie rozważał kogo wybrać. 

- Dziękuję wam wszystkim za przyjście. Lista osób, które się dostały i na jakich pozycjach pojawi się w poniedziałek w pokoju wspólnym. Jeśli nie macie pytań, możecie już iść. - Machnął ręką w stronę szatni. 

Wszyscy zaczęli już wychodzić, Regulus przykucnął i zaczął pakować piłki do skrzynki. 

- Ale ja swoją pozycję mam jak w banku? - Usłyszał głos za sobą. Odwrócił się przez ramię i zobaczył Rosiera, który stał za nim z rękami skrzyżowanymi na piersi. Regulus uśmiechnął się.

- Zobaczymy. - Odparł. - Skąd wiesz, że nie znalazłem kogoś lepszego? - Spytał, chociaż oboje wiedzieli, że Evan był niezastąpiony na pozycji obrońcy. Chłopak parsknął śmiechem.

- Jasne. 

Reglus zamknął skrzynkę i wstał biorąc ją w jedną rękę. Wyciągnął z kieszeni swój notes i podał go Evanowi.

- Położysz na mojej szafce nocnej w dormitorium? - Poprosił. Evan pokiwał głową, po czym schował notatnik do kieszeni.

- Niech zgadnę, chcesz jeszcze polatać? - Uniósł brew.

Regulus spojrzał w górę kiwając głową.

- Jest dobra pogoda. - Powiedział. 

- To sobie lataj, odniosę ci to. - Powiedział biorąc od niego skrzynkę, po czym poszedł w stronę wyjścia z boiska. Regulus patrzył za nim przez jakiś czas.

Nie pozwolę ci odejść || JegulusOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz