❣ XXXV ❣

3.2K 157 506
                                    

Po licznych zapewnieniach, że dadzą sobie radę, będą potrafili rozpalić w kominku i przygotować sobie jedzenie, jak też po obietnicach, że zachowają porządek, nie rozwalą domu i będą wyprowadzać psa, rodzice Jamesa przestali się obawiać, trzymając ich za słowo i wyszli z domu, żegnani przez Regulusa i Jamesa, który machali w ich stronę, kiedy wchodzili do kominka. Wydawałoby się to banalne, że tak bardzo martwili się o nich, którzy potrafili już samodzielnie o siebie zadbać, ale Regulus pomyślał, że tacy rodzice jak Flemount i Euphemia zawsze będą martwić się o swoje dziecko i upewniać się, czy wszystko będzie dobrze. Słychać było, że Jamesa to trochę irytowało, patrząc w jaki sposób czasem odpowiadał, chociaż nie niegrzecznie, to zbywająco. Regulus doceniał to za niego. To nie tak, że jego rodzice się o niego nie martwili, troszczyli. Robili to. Ale jednak zawsze czegoś brakowało, tej pogody, ciepła. 

W końcu poszli na górę i Regulus stłumił ziewnięcie, czując nagłe znużenie. Spojrzał na rozradowanego Jamesa, który wyprzedzał go o dwa stopnie. Uniósł dłoń i pogładził nią swoje włosy, wpatrując się w chłopaka przed nim, który ominął jeden stopnień. 

— Co będziemy robić? — Spytał, a James na chwilę obrócił głowę w jego stronę, po czym znów spojrzał przed siebie, chociaż nieznacznie zwolnił. 

— Napiszę list do Syriusza i Remusa, a potem zobaczymy. — Odparł, a Regulus po usłyszeniu tych słów zrezygnował z powiedzenia tego, co chciał zaproponować i zamknął usta. Zupełnie zapomniał o tym, co planował James, tak jakby do jednego ucha wpadło, a wypadło drugim, jakby było zwykłą wzmianką, czymś, co nie mogłoby się wydarzyć. I poczuł niemiłe ukłucie w sercu, coś dziwnego, co ściskało mu żołądek, na wzmiankę o bracie, gorzej się poczuł, potrzebował pobyć sam i jednocześnie się do kogoś przytulić, schować się i skulić jak dziecko, tak mu źle z tym było.

James najwyraźniej wyczuł, że atmosfera nieco zgęstniała, zatrzymał się i po chwili odwrócił w stronę Regulusa, który przeszedł jeszcze jeden stopień, po czym również stanął w miejscu, podążając nieświadomie jego śladem. I James chyba dopiero zrozumiał, co było nie tak w tym co mówił. 

— Och, skarbie... — Powiedział, a po chwili go przytulił, a Regulus, który głowę trzymał obróconą, wtulił policzek w jego ramię. — Jeśli nie chcesz to wymyślimy coś innego. — Słychać było w jego tonie nutkę zawodu, związaną z tym, że już zdążył się nastawić na odwiedziny przyjaciół, ale Regulus wyczuwał, że był na takie poświęcenie dla niego gotowy doceniał to. 

Nie odpowiedział od razu, szukając kompromisu, rozsądnego wyjścia z sytuacji. I doszedł do wniosku, że i tak będzie musiał w końcu zobaczyć się z Syriuszem, nieważne, że już razem nie mieszkają, nie uciekną od tego. A lepiej było spotkać się i porozmawiać, lub przeżyć niezręczną atmosferę teraz, w domu Jamesa, niż później w szkole, gdzie mogłoby to wyjść z zaskoczenia, gdzie długo by się mogli unikać, a wtedy wszystko stałoby się trudniejszym. 
Regulus nieznacznie pokręcił głową. 

— Możesz do niego napisać. — Próbował ukształtować ton swojego głosu tak, żeby nie brzmiał, jakby mu ustępował, a tak, jakby po prostu się na to zgadzał. Bo zgadzał się, chociaż być może trochę kierowało nim ustępstwo, ale własne korzyści też, tego by nie powiedział, ale też nie zaprzeczył. Poczuł jak jego dłoń delikatnie zaczęła głaskać go po karku, jakby potrzebował pocieszenia, a w gruncie rzeczy on sam nie miał pojęcia, czy tak było. 

— Na pewno? — Dopytał, a kiedy Regulus uniósł wzrok, dostrzegł, że James nie patrzył na niego, tylko przed siebie. Czy poczuł się źle? Czy poczuł jakby Regulus zgadzał się dla niego i nie było mu z tym dobrze? Mogło tak być, co Regulusa by nie dziwiło, potrafił postawić się na jego miejscu. Ale dzięki temu poczuł się prawdziwie dla niego ważny. Przytulił się do Jamesa, oddając jego objęcie. 

Nie pozwolę ci odejść || JegulusOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz