❣ XIX ❣

5.3K 331 176
                                    

Po treningu wziął gorący prysznic, a później siedział już ubrany w piżamę, w swoim dormitorium bez zamiaru wychodzenia, jedynie z postanowieniem dokończenia lekcji. Na łóżku położył podręczniki, po czym usiadł na tej części materaca, gdzie leżały poduszki i owinął się kocem. Był dopiero wczesny wieczór, wszyscy mieli jeszcze coś do zrobienia, więc mógł cieszyć się z tego, że w dormitorium był sam. Otworzył podręcznik i wziął jednego z dwóch tostów, które Evan i Katy wynieśli dla niego z Wielkiej Sali, bo na kolacji się nie pojawił, a on naprawdę bardzo doceniał ten gest z ich strony. 
Przez cały czas liczył, że może James się jeszcze zjawi. Że zobaczy jak drzwi uchylają się niby samoistnie, lub po prostu zobaczy jak bez pukania wchodzi z uśmiechem na twarzy i próbą wyjaśnienia dlaczego tak nagle poszedł. Przyłapał się na tym, że co chwila zerkał w stronę drzwi i na zegarek, czekał na niego. W pewnym momencie był skłonny z marszu pójść do niego, ale bardzo szybko powstrzymał tę myśl. Dokończył odrabianie lekcji, a następnie przez jakiś czas po prostu siedział i czekał, a jego wzrok podążał od zegarka do drzwi. Od drzwi do zegarka. 
Kiedy Lestrange i Rowle wrócili do dormitoirum, wstał, dalej owinięty w koc. Wziął książkę i wyszedł do pokoju wspólnego. Usadził się na kanapie w bardzo wygodnej dla siebie pozycji - wystarczyło unieść głowę, żeby widzieć wejście, więc łatwo mógłby zobaczyć, gdyby przyszedł James, nawet jakby był pod peleryną niewidką, to Regulus czuł, że zorientowałby się o jego obecności. 
Czytał więc książkę co jakiś czas unosząc wzrok. Chociaż tak naprawdę już wiedział, że James tego wieczora nie przyjdzie to nie chciał tego do siebie dopuścić naiwnie licząc, że być może się mylił. Nagle dotarło do niego, że w pokoju wspólnym było zbyt cicho, mieszające się ze sobą w hałas - mniejszy lub większy - rozmowy ucichły. Uniósł głowę, najpierw w stronę wyjścia, ale nic się nie zmieniło. Spojrzał na zegar, według którego dochodziła pierwsza w nocy, a Regulus dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że czekał tak długo - bezskutecznie. 
Chociaż już przeczuwał, że James nie przyjdzie, to to nie powstrzymało go przed uczuciem zawodu, które mimowolnie się w nim zrodziło. Zamknął książkę i rozejrzał się. 

- James? - Spytał cicho, naiwnie licząc, że może jednak przyszedł, a po prostu się zgrywał. Odpowiedziała mu cisza. Odczekał jeszcze kilka chwil i wstał. Po cichu wrócił do dormitorium. Wszedł starając się robić jak najmniej hałasu. Światło było już zgaszone, prawdopodobnie wszyscy już spali, widział zarysy sylwetek leżących na łóżkach, słyszał ciche oddechy. Podszedł do swojego łóżka mrużąc oczy i po omacku odłożył książkę na półkę, a przynajmniej tak mu się wydawało, dopóki na usłyszał jak twarda okładka uderza o podłogę i wtedy zorientował się, że zostawił książkę zbytnio na brzegu. Zignorował to i nie podniósł jej już tylko padł na łóżko, odrzucając koc i wsuwając się pod kołdrę. Chociaż nie czuł się bardzo zmęczony, to ku jego zadowoleniu sen nadszedł bardzo szybko.

- Black. - To było pierwsze co usłyszał, kiedy przebudził się poprzez delikatne, a jednak stanowcze potrząsanie jego ramieniem. Otworzył oczy, które po chwili same mu się zamknęły, ale przez tę krótką chwilę zdołał dostrzec stojącego nad nim i próbującego go obudzić Rabastana. Dłoń, która wcześniej spoczywała lekko zaciśnięta na jego ramieniu zniknęła. - Już siódma. - Poinformował go ten sam głos, a te słowa bardzo szybko do niego dotarły. Zacisnął oczy i przeciągnął się, jednocześnie ziewając. 

- Już, już. - Wymamrotał sennie, późne położenie się spać wdało mu się we znaki i chociaż  w jego mniemaniu sześć godzin snu wcale nie było krótkim czasem, to jednak tym razem mu nie wystarczyło, czego czynnikiem mogło być to, że przebudził się przynajmniej dwa razy w ciągu nocy. Przetarł oczy i powoli podniósł się do siadu. Rozejrzał się po pokoju, Rabastan zdążył już odejść od jego łóżka i teraz szukał czegoś w sekretarzyku. Przeniósł wzrok na zegarek, tak naprawdę do siódmej brakowało jeszcze sześciu minut, jednak to było mu na rękę. 
Najchętniej poleżałby jeszcze, chociażby do pełnej godziny, ale wiedział, że nie miałoby to większego sensu. Nie udałoby mu się w tym czasie należycie wypocząć, w żaden sposób nadrobić snu, a wstać i tak by musiał. Lepiej mu było zrobić to wcześniej i mieć te kilka dodatkowych minut, niż je marnować. Policzył w myślach do trzech, chociaż w rzeczywistości wstał już, kiedy w jego głowie zagrzmiała liczba dwa.

Nie pozwolę ci odejść || JegulusOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz