❣ XXXII ❣

3.1K 174 175
                                    

Czas minął im bardzo szybko, cały czas przy rozmowie i miłej atmosferze, a Regulus nawet nie pomyślałby, że mógłby aż tak bardzo zaangażować się w rozmowę z kimś, kogo poznał niemalże przed chwilą. Zanim się obejrzeli już była pora obiadowa, więc zaklęcia, które już wcześniej przerwały swoje działanie, wznowiły się, a noże znów poszły w ruch, podobnie jak inne przyrządy i zdawało się, że wszystko pracowało dwa razy szybciej. W końcu Euphemia kazała Jamesowi rozstawić talerze, szklanki i sztućce w jadalni, a chociaż Regulus chciał pomóc, to James zapewnił, że da sobie radę, zostawiając go w kuchni ze swoimi rodzicami. Mama Jamesa zaczęła przekładać przygotowane jedzenie do półmisków, dodawać ostatnie przyprawy i nanosić poprawki, podczas gdy jej mąż nosił do salonu picie. Regulus poczuł się nagle bardzo bezużyteczny, wstał więc i podszedł do kobiety. 

— Może jakoś pomogę? — Zaproponował. Chociaż w domu rzadko cokolwiek sam sobie przygotowywał, jeśli chodziło o jedzenie to teraz głupio i źle mu było tylko siedzieć i się patrzeć jak wszyscy coś robią. Kobieta cmoknęła cicho. 

— Nie, nie, jesteś tu gościem. Jeśli wolisz możesz poczekać w salonie. — Powiedziała, polewając sałatkę sosem, a w jej ruchach było dużo pogody. Regulus jednak nie miał ochoty przystać na jej propozycję. 

— Nalegam. — Odparł z delikatnym naciskiem i zobaczył jak w kącikach jej usta zabłąkał się uśmiech. 

Już po chwili Regulus miał za zadanie nosić przygotowane już jedzenie i ustawiać je na stole. Wziął więc to co mógł i poszedł tam powoli, w obawie, że coś wypadnie mu z ręki. Kiedy wszedł do salonu w kominku żarzył się ogień, James właśnie kończył rozstawiać sztućce. Flemount majstrował coś przy choince, aż w końcu na oczach Regulusa zamigotały na niej kolorowe światełka, a jeszcze lepszy efekt był, kiedy mężczyzna przygasił światło, chociaż nie zrobił tego  całkowicie. Zza okna nie wpadało słońce, a niebo było pokryte szarością, więc w żadnym wypadku nie zaburzało klimatu. Regulus uśmiechnął się i postawił półmiski na stole, po czym starannie wygładził obrus, na którym utworzyły się fałdki. Wystarczyło, że na chwilę spuścił wzrok z Jamesa, a chłopak już po chwili znalazł się za nim i objął  go od tyłu, kołysząc się delikatnie. Regulus zaśmiał się cicho i wtulił w niego. Stali tak razem przez jakiś czas, aż w końcu do Regulusa dotarło, że skoro już się zobowiązał to należałoby się wrócić, aby pomóc w dalszych przygotowaniach, zanieść resztę talerzy i półmisków. Zamrugał, jakby dopiero przypomniał sobie, że stał w salonie Potterów, przy nieco przygaszonym świetle, w ramionach Jamesa. Musiał delikatnie przetrzeć oczy, przez chwilowe wrażenie jakby przed nimi miał lekką mgłę, po chwili jednak to uczucie zniknęło i obraz był już zupełnie ostry. Obrócił głowę w stronę drzwi, kiedy usłyszał kroki, a jego dalsza chęć pomocy na nic się nie zdała, bo dostrzegł matkę Jamesa, która w dłoniach trzymała trzy talerze, a Regulus podziwiał, że dała radę, bo czuł, że on sam prędzej by coś stłukł, albo coś by mu z tego talerza spadło. Za nią szedł jej mąż, trzymał jeszcze dużą misę w obu dłoniach, zaciskając na niej mocno palce. Regulus poczuł, że policzki mu delikatnie poróżowiały, kiedy zorientował się, że mimo tego co mówił, tak naprawdę niewiele pomógł, chociaż rodzice Jamesa zdawali się nawet tego nie zauważać. 

Kiedy wszystko już wylądowało na stole, Regulus doszedł do wniosku, że jak na tylko cztery osoby było to i tak sporo, no chyba że każdy z nich pochłaniałby dość spore ilości jedzenia, a tylko wtedy mógłby zrozumieć dlaczego aż tyle tego było. Koniec końców jednak doszedł do wniosku, że lepiej jest mieć nadmiar niż niedosyt i musieć nakładać sobie zbyt małe porcje. Jeśli zostanie - trudno, ktoś zje to później, tymczasem wystarczyło cieszyć się wspólnym obiadem. 
Nie był pewny gdzie usiąść, żeby było dobrze, żeby przypadkiem nie zabrać komuś miejsca, chociaż wątpił, żeby ktokolwiek miał mu to za złe. Spojrzał w bok, niby to patrząc przez okno na jakiś punkt, chociaż zupełnie nic tam się nie działo, nie było na co patrzeć, miał więc nadzieję, że nikt nie zapyta. Czekał aż James zajmie miejsce, żeby móc usiąść obok niego, a wtedy na pewno byłoby w porządku. Kątem oka zobaczył jak Flemount postawił na stole w wolnych miejscach i mniej więcej po dwóch stronach stołu świeczki w szklanych pojemnikach, które kształtem przypominały ładne słoiczki owinięte szarym sznurkiem, prezentowały się bardzo elegancko. Podczas gdy zapalał knoty, których w każdej świeczce było po dwa, Euphemia zajęła miejsce, a Regulus szybko doszedł do wniosku, że jej mąż będzie chciał usiąść obok niej, więc odsunął sobie krzesło naprzeciwko i usiadł do stołu. Po chwili usłyszał szuranie, które zdawało się, miało wszystkim nieco podziałać na nerwy, lub celowo zwrócić uwagę na tego, kto za nim stał, co oczywiście w taki sposób poskutkowało. Mógł przecież po prostu unieść delikatnie krzesło. James, bombardowany spojrzeniami trzech par oczu, usiadł wygodnie obok Regulusa. Nikt tego nie skomentował, świece zapłonęły i ostatnie wolne miejsce przy nakryciu zostało zajęte. Euphemia uśmiechnęła się delikatnie i cicho klasnęła w dłonie, jakby coś ją bardzo ucieszyło. 

Nie pozwolę ci odejść || JegulusOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz