❣ Epilog ᵗʳᶻʸ ˡᵃᵗᵃ ᵖᵒᶻⁿⁱᵉʲ ❣

2.4K 134 170
                                    

Maj tego roku okazał się naprawdę piękny. Drzewa w ogrodzie Potterów wypuściły już pąki, a trawa pięknie zieleniała. Wszyscy chodzili w tę i we w tę a to rozstawiając kwiaty a to dostawiając krzesła. Regulus patrzył na to wszystko z okna salonu, ubrany w garnitur, który sprawiał, że było mu nieco gorąco, ale nie słuchał Euphemii, która mówiła, że powinien pozbyć się przynajmniej marynarki. Chciał w pełni mieć ten strój na sobie. Czuł jak serce waliło mu w piersi, kiedy patrzył na przygotowania do własnego ślubu. I cieszył się, że kiedy robiło się coraz niebezpieczniej, kiedy śmierciożercy coraz bardziej im zagrażali, znalazł przynajmniej chwilę szczęścia. I wiedział, że na to zasługiwał. Oni na to zasługiwali. On i James. 
W ciągu ostatnich lat Zakonowi udało się przejąć trzy horkruksy, a chociaż dalej nie potrafili ich zniszczyć, szukali sposobu. 

Usłyszał ciche pukanie do drzwi salonu. Bezcelowe, bo przecież drzwi były otwarte na oścież.

— Mówiłem, że zostanie twoim mężem. — Pełen samozadowolenia głos Evana wyrwał Regulusa z zamyślenia i oderwał go od okna. Odwrócił się z szerokim uśmiechem i podbiegł do niego, padając mu w ramiona.

— Przyszedłeś. — Uśmiechnął się jeszcze szerzej. Evan rozpromienił się i po chwili oswobodzili się ze swoich objęć. 

— Przecież bym nie mógł przegapić takiej okazji!

— Rosier, do cholery, gdzie ty jesteś? — Usłyszeli gdzieś na korytarzu głos Rabastana. Evan wywrócił oczami. 

— Nie denerwuj się tylko chodź tu do nas. — Zawołał Evan, jeszcze raz wywracając oczami. 

— Nie, to wy chodźcie. Katy przyszła! — Zawołał chłopak.

Spojrzeli po sobie, po czym Regulus wyszedł z pomieszczenia zaraz za Evanem, który w trakcie drogi pochwycił Rabastana za rękę i pociągnął za sobą, żeby szli szybciej. Po chwili znaleźli się na dworze. Katy stała z boku, przy płocie, a kiedy ich zobaczyła, pomachała im i podbiegła do nich. Evan już wyciągnął ręce, żeby ją objąć, ale ona rzuciła się Regulusowi na szyję. 

— Gratulacje! — Uśmiechnęła się, a Regulus objął ją delikatnie. Czuł się jak najszczęśliwszy człowiek na świecie. Całą czwórką weszli do altany, żeby nie przeszkadzać w przygotowaniach. Regulus wcześniej bardzo chciał pomóc, ale kategorycznie mu tego zabroniono. Spojrzał w stronę okna, które należało do pokoju Jamesa i zobaczył, że jego narzeczony wyglądał przez nie i wpatrywał się w niego, a kiedy ich spojrzenia się spotkały uśmiechnął się i pomachał mu, po czym powoli odszedł od okna. 
Regulus czuł się wdzięczny za to wszystko co miał. Usiadł obok Katy i spojrzał przed siebie. Za chwilę miał odbyć się ślub, ludzie już powoli zajmowali miejsca. Do altany zajrzał ojciec Jamesa i uśmiechnął się do nich.

— Och, Regulusie, dobrze, że jesteś. Szukałem cię. Przyszedł ktoś kogo być może chciałbyś zobaczyć. — Regulus ściągnął brwi z uśmiechem i wstał, obiecując przyjaciołom, że niedługo wróci, po czym poszedł za ojcem Jamesa. 

— O co chodzi? — Spytał, zrównując kroki z Flemountem, ale mężczyzna nie odpowiedział. Podeszli do bramy, przy której stał jego ojciec. Wyglądał elegancko jak zawsze, chociaż czas odcisnął na nim swoje piętno, postarzał się i nieco posiwiał, na jego twarzy widniały zmarszczki. Regulus patrzył na niego bez słowa. 

— Witaj, synu. — Przywitał się Orion, podchodząc do niego. — Wyrosłeś, wiesz? Naprawdę cieszę się, że cię widzę. — W oczach Regulusa stanęły łzy. Był pełen złości i żalu, że po tym wszystkim jego ojciec tak po prostu przyszedł, ale też cieszył się, że go widział. Nie rozumiał tego uczucia, nie rozumiał dlaczego po tym wszystkim był w stanie mu to wybaczyć. Nie rozumiał, czemu on zachowywał się tak, jakby nic się nie wydarzyło. — Chciałem cię przeprosić. Za wszystko. Rozumiem, jeżeli nie chcesz mnie widzieć. Mogę pójść. — Już chciał skierować się do wyjścia, kiedy Regulus podbiegł do niego i mocno się przytulił. 

— Myślę, że znajdzie się dla ciebie miejsce. — Powiedział cicho. 

Ojciec jeszcze bardzo długo przepraszał Regulusa, tak samo Syriusza. Z nim też chciał się pogodzić. Syriusz otwarcie oznajmił, że nigdy mu nie wybaczy, ale zadeklarował, że będzie go tolerował. Okazało się, że ich matka dalej nie chciała mieć z nimi nic wspólnego i gdyby nie ona, Orion dużo wcześniej by ich znalazł. Regulus cieszył się, że przynajmniej jednego rodzica odzyskał, do tego w najważniejszym dniu jego życia.

W końcu rozpoczęła się ceremonia. Wszyscy siedzieli na krzesłach ustawionych naprzeciwko kwitnącej wiśni. Tej samej, którą przed laty Regulus i James wspólnie posadzili. I teraz pod nią mieli wziąć ślub. Urzędnik już czekał, a oni wyszli sobie naprzeciw i stanęli przed nim, ale patrzyli na siebie, a po jego wstępnych słowach James rozpoczął swoją przysięgę. 

— Wiesz, kiedyś już wzięliśmy ślub. Byliśmy wtedy w szkole, pamiętasz? Już wtedy zaczynałem postrzegać cię jako swojego męża, chociaż byliśmy tylko dzieciakami. — Kilka osób zaśmiało się cicho. — A teraz to będzie na poważnie. I mimo tego, że czasy są niespokojne to wiem, że jestem gotowy i przysięgam, że będę cię kochał, szanował i wspierał. — Kiwnął głową, dając Regulusowi znak, że może mówić, a on przez chwilę miał wrażenie, że coś ujęło mu głosu.

— Dzięki tobie dowiedziałem się bardzo wiele. O akceptacji, o relacjach, o miłości. Mam wrażenie, że przed poznaniem ciebie tego nie rozumiałem lub pozostawało to gdzieś głęboko w mojej podświadomości. Ale ty wydobywasz ze mnie wszystko co najlepsze, James. I przysięgam, że odwdzięczę się tym samym, ceniąc się, kochając. I przysięgam, że do końca moich dni nie pozwolę ci odejść. — A po tych słowach pocałowali się, w międzyczasie wymieniając obrączkami. 

*

— I to już koniec tej historii? — Pytam, patrząc na mojego rozmówcę. Siedzimy na dachu wysokiego budynku. Przyglądam się mu, a on kręci głową.

— Nie, to nie koniec. To dalej trwa. — Oznajmia. Dalej mu się przyglądam. 

— Więc to wszystko wydarzyło się naprawdę? — Dopytuję, spoglądając w dół. 

— O ile to nie kłamie. — Mówi, a ja znów unoszę głowę. Trzyma w dłoni zielony zeszyt, na którym widnieje napis Pamiętnik R.A.B. — To była ciekawa lektura, kiedy siedzieliśmy w szkole. Doczytywałem jeszcze, kiedy nudziło mi się na weselu. — Wolę nie wiedzieć jakim cudem ciągle udawało mu się to wykradać. Zamiast tego zadaję kolejne pytanie.

— A ty kim jesteś w tej historii? — Czekam chwilę, po czym widzę, że zsuwa z siebie kaptur, odsłaniając mi swoje ciemne, przydługie włosy. 

— Ja? Tym niedoszłym samobójcą. — Oznajmia. Na moich ustach gości cień uśmiechu.

— Wiesz co? Napiszę o tym książkę. 

KONIEC
(a w następnych rozdziałach zamieszczam kilka dodatków)

Nie pozwolę ci odejść || JegulusOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz