Rozdział 23

593 15 14
                                    

Wysiadając z taksówki dałam kierowcy banknot i nie czekając na resztę wyszłam bez słowa z samochodu, może i zachowałam się delikatnie jak burak ale szczerze teraz mam to w dupie. W głowie analizuje tylko jedno jaka decyzję chce podjąć, jestem w stanie przeżyć jeszcze więcej podobno mówią co nas nie zabije to nas wzmocni, ale co się stanie w sytuacji gdzie naprawdę może ktoś zapłacić za to własnym życiem. Chce być pewna, że naprawdę jestem w stanie to znieść, tylko czy dam radę sama? W kupie siła, i może to był mój błąd w przeszłości, że byłam sama, no prawie miałam tam przyjaciela z którym naprawdę dobrze się dogadywałam, na samo wspomnienie o Patricku zbierają mi się łzy w oczach, prawda jest taka, że nigdy nie powiedziałam nikomu, o mojej relacji z moim przyjacielem. Nie dałam dojść nikomu do mnie tylko jemu, nikt oprócz niego nie dawał mi powera nie powiedział Mia weź się w garść ile możesz być popychadłem, musiałam zobaczyć na własne oczy okrucieństwo mojego ex i to nie tylko względem innych ale też mnie bo jaki normalny chłopak karze oglądać egzekucje osoby z którą byłaś tak blisko, a potem zabija ci matkę. I co to niby z miłości? Siedzę w salonie otulona kocem oglądając jakiś film na netflixie a moje rozmyślenia przerwał mi huk z góry.  Zdezorientowana obecnością kogoś w moim domu wzięłam do rąk  zmiotkę z długim kijem, złapałam ją jakbym była jakimś pieprzonym jedi i ruszyłam schodami na górę jest chyba z trzecia w nocy, Brad niedawno pisał mi wiadomość, że jest w pubie z ekipą i będzie potem, więc kogo do cholery niesie do mojego domu. Powoli zbliżam się, do skrętu który prowadzi do naszych pokoi, jest ciemno więc średnio wszystko widzę. Nagle z zza rogu wyładnia się duża postać a ja krzycząc rzuciłam się na nieznaną mi osobę i zaczęłam okładać włamywacza kijem nie patrząc gdzie celuje i czy w ogóle trafiam. Mój oprawca złapał za kij wyrywając mi go, w moich oczach zbierają się już łzy nie wiem co robić, jaka jest droga ucieczki. Łapie mnie tak, że ręce mam za plecami, szarpie się ale to nic nie daje czuję oddech faceta na swoim karku. 

- Możesz do cholery się uspokoić, Chandler? - i wtedy gdy usłyszałam, głos tego dupka kamień spadł mi z serca, to nie morderca tylko wkurzający i na maxa pociągający Theo, nie mam siły toczyć z nim dziś żadnych walk dlatego poddaje się na wstępie, i kiedy chłopak puszcza moje ręce automatycznie kieruję się z powrotem do salonu gdzie pozostawiłam lecący film na telewizorze. Nie zwróciłam uwagi na chłopaka ani nie skomentowałam jego obecności tutaj oraz nie interesowało mnie jak tu wszedł bo aktualnie jestem na niego wściekła za spiskowanie przeciwko mnie z moim bratem. - Języka w gębie zapomniałaś?- znów odezwał się brunet, który szedł za mną w stronę salonu.

- Śmieszne-parsknęłam odwracając się w kierunku chłopaka- To samo mogłabym powiedzieć o tobie White.- odparłam uśmiechając się sztucznie.

- Irytujesz mnie Chandler, pogadajmy nie zachowuj się jak dziecko. - znudzony, wpatrywał się we mnie a ja nie mogłam odgadnąć co siedzi w tej jego główce. 

- Czemu mam nie zachowywać się jak dziecko, przecież tak do cholery mnie traktujecie. O niczym nie mówicie, milczycie omijacie ważne tematy to wy zapominacie o jednej ważnej rzeczy, że te sprawy również dotyczą mnie. 

- Może i masz rację ale bezpieczniej jest dla ciebie kiedy mniej wiesz, nie znasz tego powiedzenia im mniej wiesz tym lepiej śpisz, a mi zależy żebyś wstawała wyspana codziennie, masz być bezpieczna i szczęśliwa na tym zależy mi najbardziej. 

Szczerze powiem, że mnie zamurowało stoi przede mną chłopak dziesięć na dziesięć, mówiąc mi, że zależy mu na moim szczęściu widziałam iskierkę w jego oczach skąd wiem, że mówi prawdę a przede wszystkim po co to mówi?

- Dlaczego?- wpatrywałam się w chłopaka wyczekując odpowiedzi, której myślałam, że już się nie doczekam, gdy nagle odpowiada. 

- Sam nie wiem, kurwa zawsze czułem taką potrzebę. 

-Zawsze? Nie rozumiem, możesz naprostować? - zapytałam opierając się o oparcie sofy i krzyżując ręce na piersi. 

- Mieszkałaś już tutaj kiedyś z rodzicami prawda? - zapytał uśmiechając się pod nosem.

- No tak i co z tego? 

- Twój brat za dzieciaka trzymał się z jednym chłopcem, byliśmy nierozłączni..- i wtedy dotarła do mnie prawda Theo jest tym ślicznym chłopcem, kiedyś dokuczali mi moi rówieśnicy a przede wszystkim chłopcy on stanął za mną wtedy z moim bratem sprali tych łobuzów i w miasteczku żaden dzieciak już do mnie nie podskoczył to był Theo?- a ciebie zawsze miałem na oku, zawsze pomocna i miła Mia, kurwa do teraz pamiętam tego cholernego lizaka którego mi dałaś w ramach podziękowania.- zaśmiał się wesoło, co wywołało również uśmiech na mojej twarzy. Różowy lizak z napisem dziękuję, do teraz go pamiętam tak długo chodziłam po sklepach, żeby znaleźć coś odpowiedniego i na mój budżet który wtedy wynosił chyba trzy dolary, bo helo byłam dzieckiem skąd miałam wziąć większą gotówkę, gdy zobaczyłam tego lizaka wiedziałam, że jest odpowiedni. 

- To ty. - z szoku nie jestem w stanie wykrztusić więcej słów, zaczyna mi się wszystko układać dlatego Brad po osiemnastych urodzinach wyjechał on chciał tu wrócić, tu był jego dom i przyjaciele.  - byliśmy dziećmi nadal pamiętasz tą sytuację? 

- Nie zapominam ważnych chwil w moim życiu nie mam Alzhaimera, Chandler. Wtedy zobaczyłem cię po raz pierwszy przechodziliśmy z Bradem i bez namysłu rzuciliśmy się ci na pomoc. 

- Mieliście wtedy przejebane, szeryf mocno was cisnął po tym jak moi rówieśnicy polecieli z płaczem do rodziców a oni zgłosili to jemu. 

Brunet zaśmiał się, siadając bliżej mnie, a mi zrobiło się tak gorąco, byłam pewna, że rumienie się od jego bliskości.

-Warto było. - odparł brunet wbijając się nagle w moje usta, raz się żyję pomyślałam oddając pocałunek. 

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

I jak ? <3


FirstTheSky <3

Love MeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz