Rozdział 20

627 17 2
                                    

Od śmierci mojej mamy minęły dwa tygodnie dziwnie mi bez niej w domu. Pogrzeb był spokojny, nikt z rodziny nie przyjechał bo cała rodzinę mamy w Polsce. Brad opiekuję się mną jak może i jestem za to mu mega wdzięczna, ale dziś go nie będzie przy mnie co bardzo mnie smuci musiał pojechać zalatwić jakieś sprawy . Dziś są moje osiemnaste urodziny, z czego powinnam się cieszyć, ale moje myśli z samego rana wracają do mojej rodzicielki. Jestem pewna,  że gdyby żyła to właśnie w tym momencie dmuchałabym świeczki w swoim łóżku obudzona przez tą świetną kobietę zrobiłaby mi kilka przypałowych zdjęć na pamiątkę. Tak moja mama kochała zdjęcia przez co nasze albumy rodzinne są wypchane fotografiami. Zawsze mówiła, że czas da się zatrzymać, gdy pierwszy raz usłyszałam wypowiedź mamy myślałam, że zwariowała. Kiedy mi wyjaśniła, że to właśnie na zdjęciach zatrzymuję się czas doskonale ją zrozumiałam. Właśnie dlatego siedzę teraz w swoje urodziny na kanapie i przeglądam zdjęcia z rodzicielką. Ktoś lekko puka mi w drzwi, ale ja nie mam specjalnej ochoty wstawać i przyjmować gości. Święty spokój proszę o tak wiele? Ktoś jest bardzo uparty bo z pukania zaczął walić mi w drzwi, westchnęłam głęboko i ruszyłam w stronę drzwi. Otworzyłam drwi a w nich stała Lola i Matt z dużym różowym tortem ze złotym napisem Osiemnastka Mii, kwiatami  i złotymi balonami w kształcie mojego wieku który dziś obchodzę. 

- Wszystkiego najlepszego !!!- drą się w niebogłosy i Matt wymachuję rękoma na boki na końcu łącząc dłonie w serduszko. 

Rzucam się im na szyję, nie wiem co bym zrobiła gdyby nie oni i ekipa. Naprawdę starają się mnie trzymać twardo stąpającą po ziemi, a ja staram  się być twarda dla nich bo gdy ja będę cierpieć to i oni też to są moi najlepsi przyjaciele tylko oni mi zostali i nie zawiodę ich. 

- Dziękuję! - i całuję ich po policzkach - Dawajcie do środka. - powiedziałam wchodząc do domu, a oni za mną. 

Wzięłam od chłopaka kwiaty i wsadziłam je do wazonu ukroiłam każdemu po kawałku ciasta, położyłam w salonie i dołączyłam do rozmowy. Brunetka i brunet patrzą się na mnie dziwnie, co znaczy tylko jedno coś kombinują, a ja już się boję.

- Mia? - zaczął Matty, Lola dobrze wie, że nie umiem odmówić przyjacielowi zawsze mu pomagałam a on mnie z nim znam się od dzieciaka nasze mamy się przyjaźniły, mama Matta bardzo martwiła się o mnie i o Brada. Dzwoni do nas i pyta czy czegoś nam nie potrzeba z trzy razy w tygodniu, kochana kobieta.

-Co wy na litość boską kombinujecie? - oparłam szczękę o dłoń, żeby dokładnie ich wysłuchać. 

- Bo wyszła taka śmieszna sytuacja, pamiętasz jak mówiłaś nam, że mamy odwołać imprezę urodzinową? - o nie, proszę nie mówcie, że ona się odbędzie bo jebne plackiem o dywan.- No nie odwołaliśmy jej, zanim zaczniesz nam urywać głowy młoda damo pamiętaj, że nas kochasz to po pierwsze a po drugie uważamy z Mia, że przyda ci się trochę imprezy alkoholu trochę normalności. 

-Idę zapalić. - wstałam od stołu i ruszyłam na taras. Muszę porządnie to przemyśleć, czy moi przyjaciele mają rację? Sama nie wiem, ale moje życie ma już tak ciągle wyglądać, będę ciągle chodzić przybita? Moja mama nie żyję muszę to przełknąć ona już nie wróci. Na tą myśl pojedyncze łzy spływają mi po policzku. Mimo tego jak bardzo do dupy to brzmi to pora stanąć na nogi. Odpalam papierosa i zaciągam się trucizną prosto do płuc co trochę mnie rozluźnia. Czas zmierzyć się z tym lękiem, impreza się odbędzie postanowione. Zgasiłam papierosa i wrzuciłam go do słoika przed wyjściem na taras. Odetchnęłam głęboko i ruszyłam w stronę salonu.

Gdy minęłam próg pomieszczenia przyjaciele patrzyli się na mnie z nadzieja. Usiadłam na kanapie, parsknęłam śmiechem na ich miny bo były bezcenne jak małe dzieci czekające na nową zabawkę. 

Love MeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz