Rozdział 29

371 9 0
                                    

Gdy dojechaliśmy na miejsce byłam w szoku, i nie z powodu domu bo przecież już go widziałam. Na miejscu było tyle ludzi,  dałabym się ogolić na łyso i wiem, że Theo nie zna trzech czwartych osób z tego zgromadzenia. Przewracam oczami, nienawidzę tłumów, czasami czuje się jak jakiś aspołeczniak chociaż ostatnio tak jak mówiłam nie poznaje samej siebie może i to się zmieni. Stoję przed domem i wparuje się w ten tłum, kiedy podchodzi do mnie Mia z Mattem i łapią mnie za ręce. 

- Będzie dobrze, bejbe nie stresuj się tak- przyjaciółka pociągnęła mnie za rękę w jej stronę i dała buziaka w policzek na pocieszenie. 

- Idziemy- oświadczył nam Matt, ciągnąc mnie wraz z Mią w stronę drzwi wejściowych. Im bliżej byłam, tym gula podnosiła się coraz wyżej. Poczułam ścisk w żołądku, który mi towarzyszy zawsze przed spotkaniem z chłopakiem. Tak wiem podoba mi się, sama się ostatnio na tym przyłapałam. Dochodzimy do drzwi a ja nie wiem jak mogłam dopuścić do tego, żeby cokolwiek poczuć najlepszego kumpla mojego brata. 

Wchodzimy do pierwszego wielkiego pomieszczenia gdzie znajdują się chyba prawię wszyscy, dj, masa pijanych obcych ludzi, parkiet a po bokach jakieś pijackie gry.  Nigdzie ani śladu tego przygłupa, na co przewracam oczami. 

- Chodź idziemy poszukać reszty co?- słyszę ją, ale dalej rozglądam się po domu. 

-Ide zapalić dogonię was.- odpowiedziałam przyjaciółce.

- Niby jak?- krzyknął Matt- A z resztą chodź Laura, a ty moja droga uważaj i czekamy na ciebie. 

Przyjaciele ruszyli w stronę salonu, a ja zaczęłam kierować się na taras, tego nadzwyczaj eleganckiego domu. Nie chce się nawet zastanawiać skąd on to wszystko ma ale przyznam ,że pare razy pytania przeszły mi przez myśli. Idę i staram się skupić na stukaniu moich sandałków niż przekrzykujących się jaskiniowców praktycznie na każdym rogu. Mijam ostatni korytarz, którego przecięcie prowadzi na piękny, ozdobiony lampkami taras. Przystaje z zachwytu wpatrując się w lampki, które wyglądają jak gwiazdy w ciemnościach otaczających dom. Gdy usłyszałam szurnięcie moja czujność się wyostrzyła, chciałam sprawdzić co to więc obróciłam głowę w kierunku dochodzącego szmeru. Na początku nie widziałam za dobrze, a może nie chciałam zobaczyć. Może i nasza relacja nie rozwijała się w tak zawrotnym tempie, jak jego teraz z tą pizdą. Byłam w ciężkim szoku nie ukrywam. Po cichu złapałam za klamkę, tak aby jak najciszej ulotnić się i nie być świadkiem tej żenady. Kiedy moja noga postawiła pierwszy krok na kafelkach tarasu stukot był na tyle głośny aby zwrócił uwagę chłopaka. Pech chciał, że to on był obrócony w stronę okna, więc postarałam się jak najszybciej przejść przez te cholerne drzwi i zostać chwile sama. Odruchowo sięgnęłam po pudełeczko w którym był prezent dla tego dupka. Nie mam prawa być zła doskonale to wiem, przecież nie jestem idiotką. Tylko wkurwia mnie fakt, że potem tymi samymi ustami całuje mnie. Mój brat nie byłby specjalnie zadowolony z faktu, że się z nim spotykam a co dopiero z faktu, że nie spotyka się tylko ze mną jak widać na załączonym obrazku. Nie wiem co mnie nakłoniło, żeby zerknąć tam jeszcze raz, ale kiedy to zrobiłam ich już nie było. 

- Co tu robisz? Chandler - usłyszałam jego głos, z przeciwnej strony w którą patrzałam . Dobrze wiedział jak działa na mnie moje nazwisko w jego ustach. Póki co nie miałam na tyle odwagi żeby obrócić się w jego stronę. 

- Palę nie widać? - Sięgam do kieszeni krótki, żeby wyciągnąć swojego cienkiego papierosa i w końcu zaciągnąć się chwilą spokoju.

- Poczęstujesz?- i wtedy na niego spojrzała, jak zwykle idealny ,pewny siebie stoi z tym cwaniackim uśmieszkiem. 

-Dziś masz urodziny niech będzie, dzień dobroci dla zwierząt.

- O pamiętałaś, jak słodko.- odparł mało empatycznie, spojrzałam się na niego z lekkim zdziwieniem. 

Love MeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz