Rozdział 26

522 16 4
                                    

Nutka na początek dnia!<3

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Gdy właśnie całowaliśmy się do utraty tchu, a Theo sięgał już ręką do mojego stanika, oby dwoje usłyszeliśmy dziwny dźwięk na zewnątrz i pewnie skończyłabym w łóżku z brunetem ale właśnie jesteśmy w trakcie powrotu na ognisko. Żartowaliśmy i śmieliśmy się, jak nigdy. Nie podejrzewałabym, że zamienię choć słowo z chłopakiem gdy pierwszy raz go zobaczyłam na korytarzu obok Zacka. Mimo, że odczuwałam do niego niechęć która nie wynikała z tego, że facet nie odpowiadał moim kryteriom, ale po prostu ze strachu. Gdy połowę czasu w którym dorastałam i mogłam odkryć siebie, spędziłam na niańczeniu faceta, którego niegdyś kochałam. I nie chodzi tu o to, że tego żałuję bo nie żałuję. Taką osobą jestem, gdy kocham oddaje całą siebie. Do czasu gdy jego życie nie zmieniło się o 180 stopni, bo mimo że chłopak nie był z jakiejś ekskluzywnej rodziny to kochałam go za to jaki był. Gdy w życie weszły ciemne interesy oraz narkotyki, odwaliło mu poczuł się jak Pan życia i śmierci, dosłownie. 

Zerkam na bruneta, który bacznie obserwuje drogę i obszar wokół niej sprawdzając czy nic nam nie grozi. 

- Straszysz mnie tym, że jesteś taki czujny. - przerwałam ciszę która trwała od krótkiej chwili.

- Chandler, patrzyłaś kiedyś w lustro, na twoim miejscu wtedy bym się bał. - odparł lekko się śmiejąc. Oczywiście nie mogłam zostawić tego komentarza bez reakcji z mojej strony i walnęłam chłopaka w ramie na co przetarł miejsce w którym jeszcze niedawno uderzyła moja pięść. 

- Chyba jesteś w dobrym humorze, żarcik się ciebie trzyma. 

- No dzisiaj wyjątkowo, sam jestem w szoku. Gdybym cię lubił pomyślałbym, że to dzięki tobie żmijo. - puszcza do mnie oczko na co ja lekko chichocze.  Theo szybko zakrywa mi usta ręką łapie tak, że zakrywa swoim ciałem mnie całą. Lekko wychylam, się ciekawa tego co się tam dzieje. W naszą stronę zmierzało trzech mężczyzn, a mi na sam ten widok nogi zaczęły mięknąć. Szybko wzięłam tabletki przeciwko atakom paniki od śmierci mamy się jeszcze nie zdarzyły ale lepiej dmuchać na zimne. Gdy Theo zobaczył, że grzecznie łykam tabletki dwa razy przejechał swoją dłonią po mojej głowie, pewnie na znak, że jestem grzeczną dziewczynką. A mi w brzuchu zaczęły fruwać motyle, jak tak dalej pójdzie to się zakocham, ogarnij się Mia ,karcę samą siebie za to co mi przechodzi przez myśl, 

Ja nie wiem czy w ogóle potrafię jeszcze kochać 

Myślę i zerkam w stronę bruneta. Nie wszystkie kobiety są takie same, mam i miałam takie koleżanki, które po zerwaniu potrzebują innej drugiej osoby, żeby zająć dziurę w sercu jaką pozostawiła poprzednia osoba. Niektóre zmieniają miejsca zamieszkania, po nieodwracalnej utracie bliskiej osoby, a ja zamykam się w sobie i nie chce dać dostępu do siebie nikomu, ten chłopak to zmienił. Theo bywa czasami naprawdę irytujący to jego ego, działa na mnie jak płachta na byka, ale jest szczery, nie owija w bawełnę, jest pewny siebie, wie do czego jest zdolny i czego chce od życia a do tego, lekko zerkam na bruneta, jest cholernie przystojny.

Mężczyźni są już wystarczająco blisko, żebym mogła zauważyć, w sumie to nic nie zauważyć bo twarze mieli zakryte. 

- Słynny, Theo White. - zaczął ten po środku a w moich żyłach przestała płynąć krew, a serce stanęło w gardle, zaciskam mocno palce na skórzanej kurtce Theo, kurwa to nie może być prawda. Czemu to akurat mi muszą przydarzać takie sytuację. 

- Znamy się?- odpowiada nic nie podejrzewający chłopak, a ja szarpie go delikatnie, tak żeby nie było to widoczne, w stronę..no właśnie w którą stronę idiotko, karcę w myślach sama siebie. 

-Jeszcze nie, to jeszcze nie czas. Jak idą twoje interesy?- i słyszę jak ten skurczybyk uśmiecha się wrednie, czuje jak ciało Theo się napina, a lek we mnie ciągle wzrasta. 

-No no, w końcu odważyłeś się chociaż na tyle, żeby się pokazać. Tyle słyszeć o kimś i nigdy go nie zobaczyć. Myślałem, że jesteś bajeczką, wymyśloną przez ćpunów co biorą to ścierwo.

- Dobre kontakty robią swoje, White. Sprzątnę ci sprzed nosa cały interes, a na końcu ją. Mój szef ma do ciebie sentyment słodziutka- Przeniosłam swoją dłoń z ramienia chłopaka do jego dłoni, a on mocno ją ścisnął.

- Lepiej zapierdalaj w podskokach do miejsca z którego wypełzłeś, i nie pajacuj bo pożałujesz każdego słowa. Nie będziesz potrzebował maski, żeby nikt cię nie rozpoznał, jak z tobą skończę.- spojrzałam na bruneta, jego oczy były skupione, szczęka lekko zaciśnięta, jak zawsze stoi dumny i pewny siebie. Cały czas zasłaniając mnie swoim ciałem. Lekko odwraca głowę w moją stronę. - Nie dam cię skrzywdzić.

Tyle razy byłam przy takich rozmowach, różnie się one kończyły, zawsze bałam się o swoje bezpieczeństwo. Przy tym chłopaku nie miałam takiego odczucia. Przy nim czuję się bezpieczna, dlatego chce dać mu wsparcie jakiego potrzebuję. Wiem, że mogę mu je dać kiedyś byłam silna, ale ktoś mnie złamał. Dla niego mogę postarać się, a przede wszystkim dla niego chcę się postarać. 

- Zobaczymy.

Faceci zaczęli odchodzić, Theo obserwował ich dopóki nie zniknęli z naszego pola widzenia. 

- Wszystko w porządku ?- pyta odwracając się w moją stronę,  na co lekko kiwam głową, że wszystko jest okej. 

Chłopak chwyta mnie za rękę i prowadzi w stronę ogniska. Ten kawałek drogi pokonaliśmy w zupełnej ciszy widziałam, że chłopak był totalnie nie na tej planecie. Kiedy byliśmy już na miejscu, odnaleźliśmy Lolę i Zacka. 

- Zabierz je do domu. 

- Stary, coś ci nie poszło? - żartobliwie zapytał przyjaciel bruneta. 

- Zawieź je do domu i przyjedź do mnie. 

Odwrócił się w moim kierunku i ruszył w moją stronę. 

- Bądź grzeczna.- powiedział całując mnie w czoło i odchodząc. 

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Miłego dnia!


FirstTheSky <3

Love MeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz