Rozdział 34

281 17 3
                                    

- Na tej ścianie przykleimy wielka fototapetę z zdjęciem Rose. - stałam oparta o Zayna i wskazywałam palcem na jedną ze ścian pokoju dziecięcego.

- A na tej półce położymy mnóstwo naszych wspólnych zdjęć. - tym razem chłopak wskazał na pustą półkę. Pokój był już gotowy na przyjęcie małej Rose. Łóżeczko stało w narożniku obok wielkiej skrzyni z zabawkami. Po prawej stronie czekał już na nią piękny, beżowy wózek. Rozglądałam się po pokoju i byłam dumna z dobrze wykonanej roboty. W sumie to bardziej byłam dumna z Zayna, bo to on sam składał te wszystkie elementy, a ja siedziałam i czytałam instrukcję.

- O nie... - patrzyłam głęboko w jego oczy.

- Alice? Wszystko w porządku? - zapytał lekko zdenerwowany.

- Chyba...chyba nasza Rose chce już wyjść na świat... - nadal patrzyłam na niego, ale teraz ja zaczęłam się denerwować.

- Matko, Al...jedziemy do szpitala. - widziałam jaki jest zagubiony. Sama nie wiedziałam co robić. Złapał mnie za rękę i wyprowadził z mieszkania zamykając szybko drzwi.

- Zayn...szybciej, proszę! - już dwa razy upadły mu klucze.

- Przepraszam! Już! Chodź, mamy windę! - całe szczęście, że była na naszym piętrze, bo inaczej musiałabym biec schodami. Weszliśmy do auta, a ja czułam się coraz gorzej.

- Oddychaj spokojnie, zaraz będziemy. - zapewniał, a ja starałam się wykonać polecenie.

Podjechaliśmy pod szpital. Jęczałam z bólu. Zayn wybiegł szybko zostawiając mnie samą, ale po chwili przybiegli lekarze wkładając mnie na wózek inwalidzki, aby przewieź na porodówkę. Chłopak szedł obok trzymając mnie za rękę.

- Wszystko będzie dobrze. - odgarniał moje spocone włosy z czoła.

Poród trwał kilka godzin. Zayn zadzwonił już do swoich i Alice rodziców. Ci drudzy przyjechali natychmiastowo.

- Ile to może trwać! - mówił do siebie.

- Cierpliwości, ja z Alice też się długo męczyłam. - mama poklepała go po ramieniu. W przeciwieństwie do chłopaka była spokojna.

Z sali wyszedł lekarz. Wyglądał na zadowolonego co od razu uszczęśliwiło rodzinę.

- Gratuluję. Na świat przyszła zdrowa dziewczynka. - uśmiechnął się szczerze. - Dzielna mama z córką leżą w gabinecie, proszę wejść. - wszyscy jednocześnie wbiegli do sali porodowej. Uśmiechnięta, ale wyczerpana Alice leżała na łóżku trzymając w rękach małą Rose. Zayn pocałował narzeczoną w czoło i pogłaskał po główce dziecko. Był ogromnie szczęśliwy i dumny. Następnie podeszli dziadkowie Rose równie uśmiechnięci. Wszyscy siedzieli obok siebie wpatrując się w śpiącego noworodka.

Po trzech dniach mogliśmy przyjechać z Rose do domu. 

- Oczka ma po tatusiu, ale rysy twarzy po Tobie. - powiedziała Caroline głaskając niemowlaka po główce.

- Jeżeli będzie lubiła jeść to na pewno się dogadamy. - wtrącił Niall, a my przewróciłyśmy oczami.

Mogłam siedzieć całymi dniami patrząc na moją śliczną córeczkę. Zayn załatwiał sprawy związane z kancelarią, którą miał przejąć za miesiąc. Wszyscy odwiedzali nas często, więc nigdy nie byłam sama w domu.

- A co ze ślubem? - zapytała podekscytowana Carl podczas rozmowy przy kawie.

- Cały czas mówiliśmy, że załatwimy wszystko po porodzie, ale jak na razie nie możemy nacieszyć się Rose i odkładamy to na później.

- O nie! Ja to zorganizuję! Bo nigdy się do tego nie zabierzecie, a wymówki typu "nie mamy czasu" na mnie nie działają! - powiedziała zdesperowana na co ja się uśmiechnęłam.

- Ale co zorganizujesz? - do kuchni wszedł Niall niosący na rękach niemowlaka.

- Ślub! - krzyknęła zadowolona.

- Nasz ślub?! Przecież jeszcze Ci się nie oświadczyłem. - zachichotałam cicho, a policzki przyjaciółki się zaczerwieniły.

- Alice i Zayna! - przewróciła oczami. - Wynajmę sale, księdza, zaproszę gości i zamówię tort. Będzie pięknie! - Caroline miała racje, pragnęliśmy tego ślubu, ale najgorsze było zabrać się za jego organizację.

Zaczęliśmy poszukiwania sali w internecie. Wypisałam też nazwiska gości, których zaprosimy. Upierałam się, żeby poczekać na Zayn, ale Caroline była tak podekscytowana, że nie mogła czekać. Rozmawialiśmy jeszcze z godzinę, a potem moi goście musieli wracać. Postanowiłam, że wezmę wózek i odprowadzimy przyjaciółkę, bo jak się okazało jej dziadkowie mieszkali dwie ulice dalej.

- Jutro zadzwonię, a Ty zapytaj narzeczonego co o tym myśli! - rzuciła na pożegnanie.

Doszłyśmy z powrotem do domu. Odkluczyłam drzwi i wprowadziłam wózek do środka. Wyjęłam z niego Rose i weszłam do jej pokoju, aby położyć ją do łóżeczka. Omal nie zamarłam stojąc tam. W łóżeczku leżał ogromny miś. Nie miałam pojęcia kto go tu przyniósł. Na pewno nie był to Zayn, bo drzwi były zamknięte, a nie wziął dzisiaj kluczy od mieszkania, a po drugie miał wrócić wieczorem. Na wszelki wypadek wykrzyknęłam jego imię dwa razy, ale nikt się nie odezwał. Wchodziłam zdenerwowana do każdego pokoju, ale nikogo tam nie było.

- Może zwariowałam? - zadawałam sobie pytanie, próbując się uspokoić. Położyłam córeczkę spać i wzięłam misia do salonu. Siedziałam tam próbując zgadnąć kto mógł go tu przynieść. Ach tak! Przecież moi rodzice mają klucze od naszego mieszkania! Szybko do nich zadzwoniłam.

- Mamo? - Tak córeczko? - Byliście dzisiaj u nas? - miałam wielką nadzieje, że to oni. - Nie, dlaczego pytasz? - zrobiłam się blada jak ściana. - Bo ktoś zostawił tutaj misia. - ledwo wykrztusiłam na myśl, że ktoś mógł chodzić po naszym mieszkaniu. - Nie denerwuj się Alice, komu jeszcze dawałaś klucze? Może to Zayn? - Nikt nie ma kluczy oprócz Was i Zayna, ale to nie mógł być on. - Przyjadę do Ciebie, dobrze? - wiedziałam, że mama jeszcze bardziej się zdenerwuje niż ja, a nie chciałam tego. - Nie, mamo, zostań w domu, może ktoś dzisiaj do mnie zadzwoni i dowiem się od kogo ten miś. - w co ja wierzę?! - Jak chcesz. Uważaj na siebie. Pa.

Wieczorem do domu wrócił Zayn. Opowiedziałam mu wszystko.

- Może zapomniałaś, że go tam położyłaś? - na początku nie wierzył w to co mówię.

- Myślisz, że jestem idiotką?! Przedtem jak wychodziłam z domu, nic tam nie leżało, przysięgam!- mówiłam ze łzami w oczach.

- Dobrze, wierzę Ci, kochanie. - przytulił mnie mocno. - Nie denerwuj się, jeżeli nic takiego się nie powtórzy możemy być spokojni. - popatrzył mi głęboko w oczy. Choć wydawało mi się, że jest spokojny i pewny siebie, to widziałam w jego oczach zdenerwowanie.

_____________________

Myślałam, że dłużej to potrwa, a jednak.. Do końca Farewell zostało około 8 rozdziałów. 

W najbliższych rozdziałach będzie trochę napięcia, między innymi ten miś i jeszcze zdarzy się coś czego pewnie się nie spodziewaliście :P

Musiałam troche namieszać na koniec :PP 

Piszcie komentarze, zostawiajcie gwiazdki :) 

Farewell z.m.Where stories live. Discover now