Rozdział 41 - koniec

468 24 5
                                    

- Na znak Waszej miłości wymieńcie się obrączkami. - polecił ksiądz, a my spojrzeliśmy na Nialla, który nerwowo przeszukiwał swoje kieszenie. Jeżeli on zapomniał obrączek... Po chwili z tylnej kieszeni wyciągnął pudełeczko z obrączkami. Odetchnęliśmy z ulgą, a goście zachichotali cicho.

Po krótkim pocałunku wszyscy zaczęli bić brawa i obsypywali nas ryżem. Zerkałam na Zayna, który był równie szczęśliwy jak ja. To była jedna z najwspanialszych chwili w moim życiu.

Podeszłam do mamy mojego męża i odebrałam od niej roześmianą Rose, która w swoich małych rączkach również miała ziarenka ryżu, tylko że zamiast obsypywać parę młodą, obsypywała siebie.

Kolejno podchodzili do nas goście z życzeniami i prezentami. Później udaliśmy się do sali, w której podawano jedzenie. Wspólnie z Zaynem pokroiliśmy trzypiętrowy tort z figurką pary młodej trzymającej na rękach dziecko. Był ogromny i zarówno piękny. Rzuciłam Caroline dziękujący uśmiech.

Potem przenieśliśmy się na parkiet, na którym bawiliśmy się do 5 rano. Przetańczyłam całą noc z każdym możliwym mężczyzną na tym ślubie. Pod koniec czułam jak moje nogi mówią stanowczo "nie!".  

Rano spaliśmy do 9:00. Z chęcią pospałabym dłużej, ale to był nasz ślub, nie mogłam go przespać. Ubrałam się w białą, rozkloszowaną spódniczkę, białą bluzkę i czarną marynarkę. Jako panna młoda, chciałam jeszcze odznaczać się jakąś bielą w moim ubraniu. Obudziłam Zayna, który wypił znacznie więcej niż ja, więc umierał z bólu głowy.

- Zaraz skombinuję jakieś tabletki i szklankę wody, mężu. - odgarnęłam jego włosy z czoła.

- Myślę, że lepszym lekiem byłabyś Ty, gdybyś położyła się obok. - powiedział nie otwierając powiek.

- Ktoś z nas musi zejść do gości, tym razem będę to ja. - stracił nadzieję, że spełnię jego prośbę.

W sali było kilka par. Widocznie niektórzy też byli równie nieżywi po wczorajszej imprezie. Zobaczyłam moją mamę kołyszącą wózek.

- Witaj mamo, jak się spało? - przytuliłam ją, a ona podniosła palec do ust.

- Ciii...przed chwilą zasnęła. - ściszyła głos. - Tak się cieszę z Waszego szczęścia. W końcu moja mała córeczka się ustatkowała. - uśmiechnęła się szczerze. Przytuliłam ją jeszcze mocniej i po krótkiej wymianie zdań poszłam szukać tabletek na ból głowy.

Kiedy je zdobyłam poszłam do naszego pokoju. Otworzyłam drzwi, a w nim Harry, Louis, Liam z butelką wina.

- Nie starczyło Wam wczoraj alkoholu?! - zmierzyłam ich wzrokiem. Wszyscy byli na kacu.

- Alice, Al, Aluś, daj spokój, tylko raz w życiu nasz przyjaciel bierze ślub! - Lou objął mnie ramieniem.

- No ja mam nadzieję, że tylko raz... - przewróciłam oczami i położyłam tabletki na szafce nocnej.- Macie dzisiaj zakaz alkoholu. - nie czekałam na odpowiedź, chwyciłam butelkę i  wyszłam z pokoju.

Więcej ludzi wynurzyło już się z pokoi. Przejęłam wózek, który teraz kołysała Olivia. Skierowałam się w stronę plaży i spotkałam po drodze Caroline.

- Idziesz na spacer? Mogę się przyłączyć? - zapytała uśmiechnięta.

- No jasne!

- I jak ślub? Mam nadzieję, że niczego nie skopałam. - zrobiła niewyraźną minę.

- Carl! Jesteś kochana! To najlepszy ślub jaki mogłam sobie wymarzyć! - objęłam ją ramieniem.

- Nie przesadzaj... - spuściła głowę rumieniąc się.

- A jak tam Niall? - podniosłam jedną brew, a na mojej twarzy pojawił się złośliwy uśmieszek.

- Kiedy sypaliśmy Was ryżem, powiedział... - zarumieniła się. - ...że tak będzie wyglądać nasz ślub.

- Ooo! A wiesz, co to znaczy?! Że myśli o tym na poważnie!

- Wiem... - spojrzała na mnie skromnie.      

Kiedy wróciliśmy kilka osób bawiło się w basenie. Dzisiaj była słoneczna pogoda, więc sama miałam ochotę tam wskoczyć.

Po obiedzie goście zbierali się do domów. Rodzice Zayna poprosili nas o przygarnięcie ich do swojego mieszkania, bo udało im się zdobyć bilety na powrót do domu dopiero za kilka dni.

Wieczorem rozpakowaliśmy prezenty. Przeważnie było to pieniądze lub różne karnety do spa i innych miejsc. Dostaliśmy również bon na skok ze spadochronem. Na samą myśl miałam już gęsią skórkę.

- O nieee, tego na pewno nie zrobię! - zaprzeczyłam głośno.

- Ufasz mi? - spojrzał na mnie pytająco. - Lot jest zarezerwowany za tydzień w sobotę. - miał ze mnie niezły ubaw, bo panicznie bałam się takich sportów. 

____________________

A więc kochani, to już koniec Farewell. Tak się pięknie złożyło, że ostatni rozdział wstawiam w Walentynki :)

Chciałam Wam wszystkim bez wyjątków bardzo podziękować, że czytaliście moje bazgroły, za każdą gwiazdkę i za każdy komentarz :) Nie sądziałam, że Farewell będzie miało 2,7K wyświetleń! Dzięki jeszcze raz! :D

Trzymajcie się ciepło :)

PS: Ostatni rozdział dedykuję mojej wiernej fance, która była ze mną od początku tego ff i komentowała większość rozdziałów, nie mówiąc już o gwiazdkach :D Amnesia_96 :)

Farewell z.m.Where stories live. Discover now