Rano zadzwoniła do mnie Caroline.
- I co, rozmawiałaś z Zaynem?? - Przepraszam, nie miałam wczoraj do tego głowy. - Co się stało, Al?! - wyjaśniłam jej wszystko związane z pojawieniem się misia.
Dzisiejszy dzień przebiegł normalnie jak każdy inny. Nic niepokojącego sie nie zdarzyło.
Kolejnego dnia obudził mnie płacz Rose. Nie był już obok mnie Zayna, bo tak jak wcześniej wspominałam, załatwiał sprawy kancelarii adwokackiej. Wzięłam dziecko na ręce i skierowałam się w stronę kuchni. Jednak, żeby do niej dość, musiałam przejść przez korytarz. Na wycieraczce leżało coś co przykuło moją uwagę.
Na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Podeszłam bliżej i sięgnęłam po bukiet róż.
- Powąchaj kochanie. - skierowałam go w stronę Rose, która jednym ruchem zerwała kilka płatków. - Włożymy je do wazonu. - po chwili, znalazłam w kontaktach numer do Zayna.
- Słucham? - Kochanie, dziękuję. - Ale za co? - wydawał się być zaskoczony. - Za róże. Są piękne. - Alice...ja nie kupowałem róży... - moje serce prawie zatrzymało się w miejscu, a bukiet wypadł mi z rąk. - Jak to nie kupowałeś?! Leżały na wycieraczce! - Mówię serio, nie kupowałem! - łzy zebrały się w kącikach oczu, nie z powodu, że nie dostałam kwiatów od Zayna, ale z powodu, że ktoś wszedł do zakluczonego mieszkania i położył je tam! - Tylko się nie denerwuj! Będę za 15 min i pogadamy. - bez odpowiedzi rozłączyłam połączenie. Odłożyłam Rose i zakryłam twarz w dłoniach. Bałam się przebywać we własnym mieszkaniu! Rodzice, którzy też posiadali klucze, na pewno nie przynieśli by róż, to by było bez sensu. A więc ktoś musiał się tu włamać. Już drugi raz...
Tak jak obiecał, po 15 min zjawił się Zayn. Wtuliłam się w jego ciało. Tego właśnie potrzebowałam, poczucia spokoju i bezpieczeństwa. Chłopak zrobił nam herbaty i wspólnie zastanawialiśmy się kto to mógł być. Poszłam również do sąsiadów, aby zapytać ich czy coś słyszeli albo widzieli, ale niestety.
- Może pojedziemy na policję? - zapytałam drżącym głosem.
- Policja nie znajdzie osoby, która położyła kwiaty na wycieraczce. Nie mają żadnych dowodów. - niestety miał racje. - Wymienimy zamki w drzwiach.
Jeszcze dziś przyjechał do nas ślusarz, który zamontował nowy zamek. Teraz byłam bardziej spokojna. W trójkę wybraliśmy się do domu chłopaków, aby troszkę się odstresować.
Na szczęście była tam Eleanor i Olivia- dziewczyna Harrego. Ta druga na widok małej Rose oszalała i z wielką chęcią się ją opiekowała, a ja w tym czasie mogłam swobodnie pogadać z El.
- Co tam u Ciebie, kochana? Rosana daje Ci spać? - zapytała obejmując mnie jedną ręką.
- Rose jest cudownym dzieckiem, ale teraz mamy na głowie większy kłopot. - dziewczyna popatrzyła na mnie przerażona. - Ktoś włamał się do naszego mieszkania i zostawił w łóżeczku małej misia, a potem drugi raz zostawiając bukiet róż. - na samą myśl mój żołądek się skręcał. Eleanor jak to ona, pocieszała mnie, a potem zmieniłyśmy temat i zapomniałam o całej sprawie.
Malutka ciągle śmiała się w rękach Olivi, potem wziął ją Harry. I jak na złość zwymiotowała mu prosto na koszulkę. Wszyscy zaczęli się głośno śmiać, ale jemu nie było do śmiechu i przeklinał pod nosem.
- Chyba nie był byś dobrym ojcem Harry. - odezwał się Liam.
Minął kolejny tydzień, a my zapominając o ostatnich niemiłych wydarzeniach, zabraliśmy się za przygotowania do ślubu. Caroline znalazła piękny hotel, który posiadał kilkanaście pokoi, salę z ogromnym stołem i krzesłami, na zewnątrz były dwa baseny, w czym jeden brodzik plus jacuzzi. Obok tego było oświetlone miejsce do tańczenia. Znajdował się tam również plac zabaw. To wszystko znajdowało się na małym wzgórzu, gdzie była skarpa i kilka stopni, aby zejść w dół na plażę, gdzie było ogromne jezioro. Wszystko to było otoczone drzewami, niczym mały las. Imprezy odbywały się tu tylko latem, ale nam to nie przeszkadzało, bo był początek lata.
- Mają wolny termin na koniec lipca! Zacznę już drukować zaproszenia! A w przyszłym tygodniu pojedziemy wybrać menu - mówiła dumna z siebie Carl.
- Bez Ciebie nie dalibyśmy rady! - odezwał się Zayn posyłając jej ciepły uśmiech i ja również pokiwałam głową.
- Oh przestańcie, bo się wzruszę! Moi przyjaciele biorą ślub, więc muszę im pomóc! - uściskała nas mocno, po czym oparłam głowę na obok siedzącego Zayna. Te przygotowania były bardzo męczące. Caroline pojechała już do domu, a ja miałam ochotę zasnąć w jego objęciach.
- Jutro zapraszam Cię na randkę. - powiedział spokojnie i wyczułam, że właśnie się uśmiecha.
- Nie jesteśmy już ze sobą zbyt długo, żeby chodzić na randki? Mieszkamy razem. - splotłam nasze palce.
- Nie długo bierzemy ślub, a po tym nie będziemy myśleć o żadnych randkach, więc chcę to jeszcze wykorzystać. - pocałował mnie czule, a ja skromnie się uśmiechnęłam.
- Halo? - Sue, mam prośbę... - No dawaj. - Jutro wieczorem chcemy wyjść na kolację, mogłabyś...- nie zdążyłam dokończyć, a ona mi przerwała. - Jasne, jasne, zaopiekuję sie Rose, ale umówiłam się z Ashtonem, więc jeśli już to przyjdę z nim, chyba Wam to nie przeszkadza? - Nie skąd! To do jutra! - Pa pa Al!
___________________
Jakby co, to nie koniec tych niespodzianek... :P
Do jutra! :D
Pamiętajcie o gwiazdkach i komentarzach :)
YOU ARE READING
Farewell z.m.
FanfictionŻycie Alice niedługo się skończy... Ale czy z pomocą przyjaciół i rodziny poradzi sobie z tą wiadomością? Czy spełni wszystkie zadania z listy "Najlepsze 30 dni życia Alice"? Czy pozna swojego wymarzonego chłopaka?