⇾ᴅʀᴜɢɪᴇ sᴘᴏᴛᴋᴀɴɪᴇ⇽
Bang Chan - W końcu nadszedł dzień twojego spotkania z Chanem. Mimo tego, że bardzo nie mogłaś się tego doczekać, prawie się spóźniłaś.
Wszystko zaczęło się od stwierdzenia, że wszystkie twoje ciuchy są już „wynoszone". W tamtym momencie wpadłaś na pomysł szybkiego udania się do galerii.
Oczywiście kto by się spodziewał, że z jednej sukienki zrobi się dziesięć a z połowy godziny staną się trzy.Tak właśnie biegłaś do domu, obłożona torbami. Tutaj, jednak zaczęły się kolejne problemy - którą sukienkę założyć, jak ułożyć włosy, który kolor szminki będzie pasował pod kolor cieni do powiek.
Po pewnym czasie poddałaś się, zakładając jeansy i czarną bluzę. Rozpuściłaś włosy, dając im żyć swoim życiem, a zamiast pełnego makijażu pomalowałaś tylko rzęsy.
Widząc godzinę, wyleciałaś z domu, niemalże biegnąc do parku. Na całe szczęście, jakimś cudem udało ci się dotrzeć tam na czas.- Hej, (t/i) - Chan niespodziewanie pojawił się za twoimi plecami, a ciebie ze strachu prawie zmiotło z planszy.
- Hej, Chan - zatrzymałaś się, mierząc chłopaka wzrokiem.
Wyglądał naprawdę pięknie. Biała luźna koszula, lateksowe spodnie i czarna, rozpięta, puchowa kurtka. Musiałaś przyznać, że miałaś duże szczęście zwracając jego uwagę.
- Gdzie idziemy? - zapytał, chowając dłonie do kieszeni. - Masz może ochotę coś zjeść?
Tutaj trafił - kochałaś jeść. Energicznie pokiwałaś głową, idąc za chłopakiem do wybranej restauracji.
Po drodze dużo rozmawialiście. Chan opowiadał ci o tym, że lubi gotować i ćwiczyć. Okazało się, że macie nawet podobny gust muzyczny.- Woah.. Śpiewasz? Musi ci naprawdę dobrze iść, masz śliczny głos.. - przyznałaś, kończąc swój posiłek.
- Ah, dziękuję.. To miłe - chłopak podrapał się po karku, wyglądając przez okno.
Spojrzałaś w tą samą stronę, wzdychając cicho. Na dworze było zupełnie ciemno, co oznaczało, że na ciebie już czas.
- Ah, Channie.. Dziękuję za dzisiejsze spotkanie, muszę już lecieć. Do zobaczenia!
Lee Know - Mówienie (i/p) o tym, że wychodzisz gdzieś z Minho, okazało się nie być najlepszym pomysłem. Dziewczyna po usłyszeniu tego, była ciut od zadzwonienia do księdza z najbliższej parafii w sprawie ślubu. Na całe szczęście powstrzymałaś ją przed tym. Niestety w zamian postanowiła odwiedzić cię o najmniej ludzkiej porze.
- Hej, kochanie - weszła do twojego pokoju, a tobą aż podrzuciło.
Usiadłaś na łóżku, starając się uspokoić swoje serce. Kiedy już byłaś gotowa dać jej reprymendę, zobaczyłaś coś czego bałaś się najbardziej - dłoń (i/p) na włączniku od światła.
- Jesteś pojebana - mruknęłaś, słysząc ciche „klik" i zmrużyłaś swoje oczy, nakrywając się kołdrą. - Która godzina?
- Twój czas na powstanie - dziewczyna odstawiła swoją torbę na podłodze, odsłaniając twoje rolety. - Piąta piętnaście.
- Ciebie bóg opuścił - jęknęłaś niezadowolona. - Wypierdalaj z mojego domu, szatanistko.
- E e e, królewna. Nie ma spania, wstajemy! - dziewczyna zabrała twoją kołdrę, mrucząc coś pod nosem. - Jaka rozpieszczona, no nie wierzę.
Po jakimś czasie krzyków i kłótni, postanowiłaś się poddać. (i/p) oczywiście była bardzo ucieszona tym faktem i od razu zabrała się do roboty.
Tak właśnie, dzięki niej byłaś gotowa już na godzinę dziesiątą rano.