Zakapturzona kobieta, rozglądała się po ulicy, w każdą stronę, nie omieszkała nawet sprawdzania dachów. W jej zachowaniu było coś podejrzanego, zwykły obywatel, mógł pomylić ją z ćpunką na głodzie, lecz ona była całkowicie czysta. Ruchy jej głowy wydawały się paniczne, niekontrolowane przez nią. Nie budziła postrachu, jak to miała w zwyczaju. Jej ruchy nie wydawały się hipnotyzujące i przemyślane, nie były ponętnym tańcem. Jej ruchy były przypadkowe, nieostrożne, niepewne.
Czy wiedziała co robi?
Oczywiście, że tak.
Więc czym ta akcja różniła się od poprzednich?
Ta miała wszytko zmienić. Wszytko wyjaśnić. Wszytko naprawić.
Plan był dopracowany jak żaden inny, każdy oddech był wyliczony, każda myśl była sprawdzana trzykrotnie zanim znalazła ujście w ustach, lecz lęku i adrenaliny nie udało się ukryć, ta wybuchowa mieszanka plątała jej nogi. Miała wrażenie, że zamiast nóg ma tylko pinezki, które zamiata stawać na czubku igły, przekręcały się i wadziły.
Głowa spuszczona-coś niepodobnego do niej.
Oczy rozlatane-coś czego nienawidziła.
Ręce spocone-coś czego się obawiała.
Gonitwa myśli-coś co jej przeszkadzało.
Brak opanowania-coś co mogło wszytko zniszczyć.
Wizja efektów tego wszystkiego-coś co dodawało jej otuchy.
Marzenie o wolności-coś co ma szansę się udać.Tyle negatywów przelatywało przez myśli młodej szatynki, lecz te dwie pozytywne były jak słońce w najciemniejszym miejscu na ziemi.
Rozglądając się ponownie, skręciła w ciemną alejkę parku i nagle cały stres gdzieś odpłynął. Przy jednej z ławek stał wysoki, czarnowłosy mężczyzna. Ubrany był w czarny golf i czarną marynarkę, z jego nozdrzy wydobywała się para, eleganckie spodnie dodawały całości mafijną aurę.
-Miałeś być pięć minut temu typie. Myślisz, że mam czas na czekanie na jakiegoś frajera? Co, pewnie potrzebujesz tego, bo w grze ktoś cię zdenerwował.
Szatynka na te słowa zaśmiała się tylko i zdjęła kaptur.
-Ostrożniej bym dobierała słowa, czyżbyś dyskryminował kobiety?- w odpowiedzi czarnowłosy tylko poprawił marynarkę, a ręką przeczesał kręcone włosy.
-Miejmy już to za sobą, podejdź tu, nie mogę być w świetle, bo - tu wtrąciła się szatynka.
-Uu pierwszy raz spotykam się z wampirem, zaraz pewnie dziabniesz mnie w szyję? Ostrzegam smarowałam się czosnkiem.
-Po pierwsze: nigdy więcej mi nie przerywaj, a po drugie: całkiem zabawna jesteś. Podejdź tu, bo mnie szukają. Masz kasę?
Zielonooka podchodziła bliżej mężczyzny, ale jej ruchy były zupełnie inne niż dwie minuty temu. Kroki stawiała pewnie, nie patrząc pod nogi, biodra kołysały się powoli na boki, była zupełnie inną osobą.
Mężczyzna nie ukrywał, że kobieta była piękna, ale jeśli chciała to kupić, coś musiało być na rzeczy.
Gdy podeszła już wytaczająco blisko, podała grubą kopertę z pieniędzmi.
-Takie interesy to ja rozumiem.
-Przelicz, jeśli mi nie wierzysz - pustka w jej oczach nie była przerażająca, było w tym coś pociągającego - chyba, że jednak mi ufasz.
Gdy to powiedziała spojrzała w jego oczy, głęboko, jakby czytała jego duszę. Spojrzała tak, jak jeszcze nikt, nigdy na niego nie spojrzał i w tym momencie szatynka doskonale wiedziała, że zdobyła kolejnego adoratora.
-Zatrzymaj te pieniądze, w takiej sytuacji pewnie bardziej ci się przydadzą - mafiozo próbował jej zaimponować, myślał, że jest jak pozostałe kobiety.
-Weź te pieniądze i kup sobie za nie coś ładnego.- Ostatni raz tej nocy jej usta opuścił śmiech, a puszczone oczko, dało mężczyźnie nadzieję na zdobycie serca i ciała szatynki.
Bez zbędnych komentarzy kobieta odwróciła się na pięcie, uprzednio chwytając za torbę przy nodze mężczyzny i odeszła.
-Zobaczymy się jeszcze piękna!
-Tylko jeśli będę tego chciała.Podobnych spotkań miała jeszcze sześć, wszytko w jej planie musiało się udać, nie było miejsca na najmniejszy błąd. Dlatego każdy towar musiał być największej jakości. Zakupy zdecydowanie wyczyściły jedno z jej kont, ale nie przejmowała się tym w żadnym stopniu, bo to co chciała zrobić było ważniejsze niż cokolwiek w jej życiu.

CZYTASZ
Shadow
FanfictionKim jestem? Myślałam, że już nigdy się nie dowiem, lecz kiedy to odkryłam, gra pozórw stała się jeszcze trudniejsza. Byłam jednym z żołnierzy Hydry. Byli moją rodziną, albo przynajmniej tak mi mówili. Przecież rodziny się nie zdradza, prawda? Popeł...