25

893 43 7
                                    

-----Perspektywa Angel-----
"Tam, gdzie wszytko się zaczęło", to mogło być wszędzie. Wszystko ma swój początek i koniec.
Knot świeczki, która pali się ciepłym ogniem, ale i tak kiedyś zgaśnie.
Drzewo, które wyrasta z ziemi, zaczyna się krętymi korzeniami cienkimi i słabymi, a kończy potężnymi gałęziami. Wszytko co się zaczęło, musi się skończyć, taka jest kolej rzeczy.
-Stev, gdzie to wszytko się zaczęło?
-Poznałem Cię przez przypadek i to był najlepszy przypadek w moim życiu- mężczyzna mojego życia złożył delikatny i pełny miłości pocałunek na czubku mojej głowy, skubany się czuje się lepszy bo jest wyższy.
-A tak na poważnie, gdzie znalazłeś Shadow?
-W pewnym opuszczonym budynku.
-Zaprowadź mnie tam -dobra, przyznaję, wstałam z kanapy deczko za szybko, może wtedy bym go nie zarzuciła, ale takiego widoku się nie zapomina.
-Ała, kobieto, ty chcesz mnie zabić? Dobrze zawiozę Cię, tylko nie krzywdź mnie i mojej rodziny, zrobię co chcesz.
Przysięgam, Stev mogłyby być aktorem, jest świetny w te klocki.
-Zastanowię się.
Nasze usta już miały się spotkać, gdy...
-Jezuu, ludzie, ja tu jestem! Natasha! Oni się wymieniają zarazkami! Zaraz się zerzygam, Angel zastanów się co robisz, to prawie nekrofilia.
-Stark, ja jestem stary tylko duszą, pamiętasz?
-Stary przecież ty masz sto lat, co ja mam Ci powiedzieć jak kichniesz? Dwieście lat?
-Ha. Ha. Ha. Bardzo śmieszne, przypomnę Ci tylko, że Bucky jest starszy.
-Właśnie dzieciaku, szanuj starszych.
Ja nawet nie wiem skąd on się tu wziął i przybił mu żółwika. Jak oni to robią, że po tylu latach wciąż się przyjaźnią i są dla sobie jak bracia.
-Przepraszam Panie starszy, opowie mi Pan historyjkę na dobranoc tą gdzie śpi dziadek siedemdziesiąt lat? - jak on tworzy te piskliwe głosy?! Jak będę pić też taki będę mogła stworzyć? "Halo? Ja poproszę te pięciolitrowe butelki wódki", "Ale ich jest sto", "Spokojnie, mam plan". Jejku, to nawet poważnie nie brzmi.
-Chodź Angel, zawiozę Cię teraz, żebyśmy zdążyli przed nocą.
-Prowadź staruszku i nie patrz tak na mnie.
-Przecież ja nic nie robię.
Ahhh ten uśmiech...
-Przysięgam , że jak zaraz go pocałujesz to rzygnę.
-Zamknij się blaszaku.
-Ranisz moje ego.
-Jakbyś miał skoczyć z poziomu swojego ego na poziom IQ, to się zabijesz.
-Raczej się nie wdrapię, jest wyżej. Zapamiętaj Angel, jestem geniuszem.
-Taaa, oczywiście.

Od pewnego czasu chodziliśmy po lesie, bo auto się zepsuło, a Kapitan zgubił orientację w terenie, ale się oczywiście do tego nie przyzna, bo to facet.
-Stev, może użyjemy tego nowego kompasu od Clinta.
-Po co? Doskonale wiem, gdzie jesteśmy.
-Tak? Gdzie jest północ?
-Tam - wskazał palcem w prawo.
-Nie prawda, bo w drugą stronę.
-A skąd ty to niby wiesz?
-Bo tam jest nasz samochód.
-Czyli chodzimy w kółko? No i nici z mojego poczucia męskości, dawaj ten kompas.
-I tak jesteś moim bohaterem.
-Długo będę na was czekać? Herbata dla was już wystygła.
-Słyszałeś to?
-Myślałem, że ty to powiedziałaś.
-Taa, męskim głosem, dawaj kija.
-O matko! Jacy wy strachliwi, to ja Jack Jordan, chodźcie za mną.
Byłam zszokowana, no bo jakby nie patrzeć to go tu powinno nie być, nie? Znaczy tu mieliśmy go szukać, ale na miejscu, a nie w jakimś lesie.
-Idziecie, czy mam wam pomóc podnieść szczęki?
-Jak się tu znalazłeś? Skąd wiedziałeś, że tu jesteśmy?
-Byłem blisko, bo wiedziałem, że przyjedziecie, no i jesteście bardzo głośno.
-Masz szpiegów w naszej siedzibie?
-Jak mówiłem, mam pewien talent, bardziej dar, ale to rozmowa na później.
-Widzisz przyszłość?
-Jeśli Ci powiem, nie spełni się to co powinno, jest to pewien minus- spojrzał na mnie i wydawał się trochę zasmucony- Widzę przyszłość dobrą i złą, ale za każdym razem gdy powiem ją komuś innemu, los może się zmienić i nie jestem w stanie stwierdzić, która się spełni.
-A jeśli są obie dobre, albo złe? - gościu widzi przyszłość, jest trochę jak wróżbita Maciej, musiałam go o to zapytać.
-Zawsze któraś jest lepsza.
-A jakie miałeś o Shadow?
-Nie mogę Ci powiedzieć teraz, bo pojawiły się jakby aktualizacje. Wtedy nic by się nie stało, ale teraz...
-Czas płynie.
-Tak, widzisz Stev, żadna przyszłość nie jest pewna, każda się czym różni i może zmienić całkowicie bieg zdarzeń.

Rozmowa toczyła się luźno i nawet nie zauważyłam, kiedy doszliśmy, ale to co zobaczyłam trochę mnie zdziwiło.
-Stev, myślałam, że to był stary i opuszczony budynek.
-Bo tak było, nie okłamał bym Cię.
-Jack, wytłumaczysz, co tu robi ta posiadłość?
-Są pewne miejsca, które można przenieść z innego krańca planety na drugi.
-Do tego też potrzeba mocy?
-Nie wystarczy satanistyczny mistrz, księga zaklęć i dziewica złożona w ofierze.
-Błagam, powiedz, że to żart.
-Oczywiście, trzeba być wtajemniczonych, żeby to zrobić.
-Nie strasz mnie, to było przerażające, już nawet sobie to wyobraziłam ( too much Sabriny dop.au.).
-Słodzicie? - dałabym sobie rękę uciąć, że usłyszałam "zginiecie" .
-Słucham?
-Czy słodzicie herbatę?
-Nie, nie słodzimy.
-Ale z was potwory.
Śliczna rezydencja była w stylu angielskim, a w środku wyglądała bardzo przyjemnie i nowocześnie.
Ciemne podłogi i betonowe ściany, są modne, a zawieszone na nich paprotki w geometrycznych doniczkach z miedzi wyglądały cudnie. Gdy weszliśmy zobaczyłam pomarańczowe fotele z wysokim oparciem i turkusową kanapę pełną wzorzastych poduszek, wszytko ślicznie komponowało się ze starymi oknami.
-Sam urzadziłeś?
-Powiedzmy, że tak.
-Sprzątanie tego wszystkiego musi trwać wieki. Mycie okien potrafi mnie zabić, a tu jest ich pełno.
-Witam w mojej akademii, gdzie dzieci uczą się panować nad darami, sprzątając.
-Wykorzystujesz dzieci?
-Oczywiście, że nie, macie mnie za potwora? One tylko uczą się jak dbać o to co ich.
-Przepraszam, ale zabrzmiało to jednoznacznie.
-Zapewniam, że tak nie jest.
-Angel, mogę na słówko?
Coś jest nie tak, Kapitan pociągnął mnie za nową koszulkę trochę za mocno.
-Coś się stało Stev'ie?
-Nie podoba mi się ten gościu, jest jakiś dziwny, gada o rytuałach, "zginiecie" i wykorzystuje dzieci, nie zapominaj, że znalazł nas w lesie, mimo tego, że większość czasu byliśmy cicho.
-Spokojnie skarbie, to wszytko da się wytłumaczyć.
-Nie rozumiem Cię, ostatnio byłaś wściekła, a teraz, zachowujesz się inaczej. Tak jakby był dobrym człowiekiem, a go nie znasz.

-Jack, co wiesz o mojej siostrze, bo jakby nie patrzeć, po to tu jesteśmy.
By zaakceptować, jak bardzo jestem zła na Rogersa, spojrzałam na niego ze złośliwością.
-Widziałem Shadow, właściwie trzy. Jedna siedziała skulona w szklanej, okrągłej celi, kołysała się na boki i powtarzała coś jak mantrę, miała poprzyczepiane włosy do brudnej skóry, ubrania prawie nie było. Jej kopia, czyli druga Shadow stała za celą i patrzyła na pierwszą z pogardą, mówiła coś w innym języku, ale nie wiem jakim. Trzecia leżała na jakimś fotelu i jedno było pewne, nie była człowiekiem, była maszyną, naukowcy grzebali w niej, a smar lał się z każdej strony. Niestety nie powiem Ci, która była prawdą i czy to jest prawda, ale wiem, że bez powodu tego nie widziałem.

----------
To ja, nadal chora, ale żywa.
Rozdział wstawiam, żebyście o mnie nie zapomnieli i żeby nie trzymać was w niepewności, co będzie dalej.
Co sądzicie o rozdziale?
Podoba się rozdział?
Jakieś pomysły?
Wiecie co będzie dalej i kim jest Jack?

Shadow Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz