Na korytarzu stał...
David
-Już? Tak szybko dojechałeś? - zapytałam się głosem pełnym śmiechu - A gdzie masz koce, wino i pizzę? - David patrzył mi tylko w oczy jakby z bólem? Tak, zdecydowanie w jego złotych i dużych oczach było można znaleźć tylko ból - Halo? Wszystko w porządku? Coś się stało? Hej, zaczynam się martwić. Carl to nie jest śmieszne!
-Przepraszam - nim zdążyłam się zapytać za co mnie przeprasza, zza jego ramienia wyłonił się Kapitan Mrożonka.
-David? Co ON tu robi? - patrząc na blondyna skinęłam głową w stronę Kapitana.
-Przepraszam Cię. To dla Twojego dobra.
-Ja chyba lepiej wiem... - poczułam rwący ból w prawej łydce, lecz nie wzdrygnęłam się.
-Mamy do Ciebie parę pytań - oznajmił przyjaźnie Mrożonka.
-Tak na pewno, właśnie z tego powodu kazałeś snajperowi mnie postrzelić- dokończyłam z kpiącym tonem głosu.
-Co? Ja, nie kazałem Cię postrzelić, skąd taki pomysł? - zaśmiał się, ale zaraz potem przeleciał szybko wzrokiem po moim ciele, zatrzymując się na łydce. Gdy zobaczył wypływającą krew, skrzywił się - Boli Cię to? - zapytał z troską
-Nie - odpowiedziałam twardo. Zasada numer jeden w Hydrze: nie okazuj uczuć i swoich słabości.
Moment później padł strzał, schyliłam się. Pocisk ominął mnie, lecz David nie miał tyle refleksu by także się schylić. Oberwał w brzuch. Zaciągnęłam poszkodowanego do miejsca w którym nikt go nie trafi. Nie był lekki, ale ja byłam bardzo silna. Podbiegłam schylona do mojej sypialni i wyjęłam spod poduszki Glocka 43, 9mm. Piękna broń, idealnie leży w mojej dłoni. Dobra, nie mam czasu.
Padł strzał ja nie oberwałam, okna w mojej sypialni też. Kapitan! Nie ma broni.
Nie, nie boję się o to, co się stanie, tylko o to, kogo będą obwiniać za jego ewentualną śmierć. W te pędy pobiegłam tam, skąd pochodziły dźwięki wystrzałów. O komoda... Nie dość, że Hydra wie: gdzie mieszkam i pracuję, to Kapitan widział gdzie mnie szukać lub kogo o to pytać. Serio? Byłam aż tak nieostrożna?
Gdy dobiegłam, natychmiast wycelowałam broń w jednego z żołnierzy. Dwa strzały padły w tym samym momencie. Dostałam w lewe ramię, a przeciwnik w głowę.
Kocham strzelać, szczególnie mi się podoba strzelać do hydrantów. Zwłaszcza, gdy jeden z nich niszczy moją ulubioną koszulkę. Była ładna, turkusowa z dekoltem w serek i kieszonką po lewej stronie klatki piersiowej. Spodnie da się naprawić, zrobię w nich dziury i będzie git.
Kolejni żołnierze mieli randkę, jeden flirtował ze ścianą, a drugi z podłogą. Można? Można...
Oczywiście nie dałam się uderzyć, Zimowy byłby dumny, gdyby odczuwał emocje. Tylko raz widziałam, jak cokolwiek odczuł. Raz, wicie co to było? Radość. Ucieszył się, gdy pierwszy raz mógł mnie torturować. Właśnie przez tamto spotkanie mam blizny na lewej ręce. Mścił się za to, że ja mam dwie ręce ze skóry i kości, a on tylko jedną.Przypomniawszy sobie o Davidzie pobiegłam w jego kierunku. Niestety jego popielata koszulka była cała bordowa od krwi. Na marmurkowej podłodze była widoczna bardzo duża plama krwi. Puls? Niewyczuwalny.
Szłam w kierunku Mrożonki, gdy zostałam postrzelona. Nie wierzę, kto znowu? Po prosu strzeliłam. W tle było można słyszeć upadnie martwego ciała na podłogę.
Kapitan był nieprzytomny. Dobra, trzeba go odstawić. Wyjęłam z kieszeni jego brązowej, skórzanej kurtki klucze od jego auta.Boże, jaki piękny stary samochód, szkoda, że zaraz jego szare siedzenia będą bordowe.
Do Avengers Tower nie miałam daleko. Jakieś dziesięć minut. Popołudnie +Nowy Jork =gigantyczne korki... Zamiast w dziesięć minut byłam tam po godzinie.
Ramię Rogersa przewiesiłam przez moje nieuszkodzone. Z prawie niezauważalnym trudem weszłam z Kapitanem do recepcji.
-Na którym piętrze znajdują się Avengersi? - zapytałam na razie miło. Plastik zza lady odpowiedział strasznie piskliwym głosem
-Była Pani umówiona?
-Durna kobieto! Nie widzisz, że jeden z nich wisi nieprzytomny na moim ramieniu?! Coś Ci się stopiło?
-Dobrze, wpiszę Panią jutro na godzinę siedemnastą.
Z Rogersem ciagnącym nogami po ziemi, weszłam do windy.
Ona jest jakaś ułomna.
-Na którym piętrze mogą być Avengersi? - zapytałam się sama siebie.
-Aktualnie trenują na piętrze sześćdziesiątym trzecim.
-Kto to powiedział? - oglądałam się nerwowo po windzie, bez rezultatów.
-Jestem sztuczną inteligencją, nazywam się J.A.R.V.I.S..
-Mhm, fajnie - powiedziałam bezinteresownie, po czym wcisnęłam przycisk z numerem odpowiedniego piętra.
Co za irytująca muzyka w windzie. Po co to komu?
Nareszcie usłyszałam tak bardzo wyczekiwany dźwięk otwieranej windy. Od dzisiaj nie lubię wind.
-J.A.R.V.I.S.?
-Słucham...
-Gdzie znajdują się przebierańcy?
- Na strzelnicy, pokój numer cztery.
Udałam się na poszukiwanie danego pokoju. Był tuż przy wyjściu.
Wchodząc na strzelnicę, nikt mnie nie widział, lepiej dla mnie. Wszyscy byli skupieni, miałam zamiar postać i w odpowiednim momencie ich przestraszyć, ale Rogers mógł tego nie przeżyć.
-Ekhem, ekhem.
Wszyscy się odwrócili, no i dobrze.
-Słuchajcie, ja nie chcę tu być, wy też tego nie chcecie, ale ta Mrożonka zemdlała na mojej klatce schodowej. Zostawiam wam go i spadam. Pa pa.
Nie wiem czemu, zrobiło mi się słabo. Przed oczami przelatywały mi lata tortur i osób, które zamordowałam. Upadłam na podłogę, nie miałam siły wstać...********

CZYTASZ
Shadow
FanfictionKim jestem? Myślałam, że już nigdy się nie dowiem, lecz kiedy to odkryłam, gra pozórw stała się jeszcze trudniejsza. Byłam jednym z żołnierzy Hydry. Byli moją rodziną, albo przynajmniej tak mi mówili. Przecież rodziny się nie zdradza, prawda? Popeł...