Przekleństwo Ciszy

316 35 1
                                    

Tej nocy nie zmrużyłaś oka. Nie byłaś zresztą jedyna. Solomona pożerały wyrzuty sumienia, Mammon zastanawiał się, co mogły oznaczać złote łzy, Simeon cieszył się, że znalazł koniec czerwonej nitki, jednocześnie martwiąc się, że może go stracić, a Belphegor zwijał się z bólu brzucha i głowy.

Przed południem drzwi twojej sypialni otworzyły się z hukiem i wszedł przez nie zaspany Mammon.

— Słuchaj człowieku. Lucifer kazał mi się tobą zająć, ale jak już wiesz, nie podoba mi się ta robota — zaczął głośno mówić, na co się skrzywiłaś. — Wpadłem więc na genialny pomysł! Ja cię zostawiam w spokoju i idę w miasto, a ty nikomu o tym się nie wygadasz — i wyszedł zadowolony, zostawiając cię samą. Nawet nie dał ci czasu na odpowiedź.

Siedziałaś w łóżku, a cisza dzwoniła ci w uszach. Chciałaś się do kogoś odezwać. Posłuchać muzyki. Lub po prostu posłuchać czyjegoś głosu, ale Dom Rozpaczy był pusty. Nawet duchy się gdzieś wyniosły.

Patrzyłaś się tępo w sufit, czując cieknące po twarzy łzy. Twój oddech był bardzo nierówny i co jakiś czas musiałaś brać łapczywe hausty powietrza. W końcu cisza stała się tak bardzo nieznośna, że zaczęłaś śpiewać.

Z twoich ust wyrwały się pierwsze słowa, jakie zapamiętałaś.

— I can't help but repeat myself — słyszałaś, jak bardzo fałszujesz, jak bardzo nie masz do tego głosu. A mimo to ciągnęłaś dalej, byle tylko słyszeć ludzki głos. — I know it's not your fault. Still lately I begin to shake for no reason at all — w tym momencie już krzyczałaś. I tak byłaś sama w budynku. A do żadnego z demonów dzwonić też ci się nie chciało.

Podobnie krzyczały nerwy Lucifera, który jak najmocniej próbował się skupić na rozmowie z Diavolo. Książę demonów jednak zauważył, że coś jest nie tak.

— Coś się stało przyjacielu?

— To tylko moja bratnia dusza. Dawno nie śpiewała i nie dziwię się czemu — tu przerwał mu śmiech rudowłosego. — Diavolo, ja mówię poważnie. Ona nawet nie ma dobrej wymowy w języku, którym śpiewa. A co tu mówić o trafianiu w dźwięk...

— Może płacze? — zapytał wtedy Barbatos.

Zmusiło to Lucifera do skupienia się na tym nieznośnym dla niego głosie. I po kilku sekundach przyznał lokajowi rację.

— Tch. Nie podoba mi się to.

Ale już więcej nie narzekał na ten śpiew. Stwierdził, że każdy musi się kiedyś wykrzyczeć, a jego bratnia dusza robiła to wyjątkowo rzadko. Po drugiej godzinie przestało mu to przeszkadzać. Trzeba jednak przyznać, odetchnął z ulgą, gdy godzinę przed jego powrotem do domu nastała błoga cisza.




***
Mam nadzieję, że się spodobało.
Pozdrawiam z podłogi - Dywan.

Miłość Wisi W Powietrzu | Obey Me Shall We DateOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz