Strzeliłaś sobie palcami, spoglądając w stronę Leviathana. Gdybyś nie była człowiekiem, wyglądałoby to, jakbyś miała go zabić ze szczególnym okrucieństwem i dobrze się przy tym bawić. Ale nim jesteś — a to oznacza brak zagrożenia dla demonów.
— Hahahahaha! Naprawdę myślisz, że możesz wygrać? — Leviathan pochylił się w twoją stronę, jakby zaznaczał swoją wyższość.
Zaatakowałaś. Powiedziałaś z pamięci całą fabułę dziewiątego tomu TLS, skupiając się szczególnie na szczegółach dotyczących ulubionej postaci twojego przeciwnika. Z satysfakcją obserwowałaś, jak jego twarz zmieniała wyraz z pewnego siebie, przez przerażony, aż do pełnej złości.
— Nie... Nie, to niemożliwe! Ty kłamiesz! — Leviemu wyrosły rogi, świadcząc, że wpakowujesz się w problemy.
Mimo to stałaś prosto, nie ukazując lęku.
— Hmm. [Imię] wydaje się mówić prawdę — mruknął z widowni Diavolo, denerwując fioletowowłosego jeszcze bardziej.
Gdyby tu był jakiś stół, pewnie byś nim oberwała.
— To już chyba pokazuje, kto jest większym nerdem z TSL... — powiedział niepewnie Asmodeus, odsuwając się kilka kroków od swojego brata.
— Nie! Nie zgadzam się! Wszystko, co zrobiłaś, to jeden maraton DVD! To niemożliwe, by ktoś taki jak ty był większym fanem ode mnie! Miałaś być połowę gorsza! To nie tak miało wyglądać!
— Widzisz Levi, jak już coś robię, to celuję na szczyt — zignorowałaś próby uspokojenia demona. Chciałaś zobaczyć, co umie. Czy faktycznie jest taki groźny, jak go malują.
— [Imię]! Lepiej się stąd wynieś! — usłyszałaś głos Mammona, kiedy Levi zaczął się do ciebie zbliżać.
Nie posłuchałaś. Dalej stałaś prosto. Zamknęłaś oczy, na wypadek gdyby jedyną "groźną" rzeczą, jaką miałaby cię spotkać, było oblanie wodą.
Usłyszałaś jakieś uderzenie, mimo to nic cię nie dotknęło. Otworzyłaś oczy, a przed sobą zobaczyłaś plecy z trzema parami skrzydeł.
— Już wystarczy! — krzyknął Lucifer.
Reakcja była natychmiastowa. Levi nie wyglądał, jakby miał kogoś (ciebie) zabić, Mammon stanął obok ciebie w szoku, Beel zakrztusił się przekąskami... Tylko Diavolo i Barbatos uśmiechali się delikatnie, jakby wiedzieli, że to nastąpi.
— Mieliście to rozwiązać poprzez quiz, czy tak? A nie przez przemoc. Kontroluj się Levi.
Westchnęłaś głośno zawiedziona, ponownie zwracając uwagę na siebie. Założyłaś rękę na rękę, po czym zmierzyłaś Lucifera takim spojrzeniem, jakby wcale cię przed chwilą nie uratował.
— Wygrałam. Koniec. Mogę już iść? Nie chce mi się słuchać wykładów o dobrym zachowaniu, nawet jeśli są do kogoś innego.
Pierwszy niebezpiecznie zmrużył oczy, ale zignorowałaś to, zamiast tego odwracając się i idąc w stronę wyjścia. Winyl odbierzesz przy następnej okazji.
Pech chciał, że w drodze do pokoju niefortunnie przewróciłaś się na schodach. Poczułaś, jak na nagłe uderzenie, coś w twoim nadgarstku się przestawia. Przeklęłaś cicho pod nosem, chwaląc niebiosa, że nie miałaś świadków, i lekko obolała poszłaś dalej.
Kilkanaście minut później do twojego pokoju wszedł Mammon. Zaraz za nim pojawił się Beelzebub. Nie zdążyłaś zapytać, co robią, kiedy sami ciebie dopadli.
— Czemu jesteś taką niezdarą? — białowłosy wskazał na twoją rękę i na maść przeciwbólową, jaką zgarnęłaś z łazienki. — Wy ludzie naprawdę jesteście słabsi od nas, demonów.
— To dlatego, że nie jedzą wystarczająco dużo — stwierdził Beel, kiedy Mammon zabrał ze skrzynki bandaż i zaczął owijać ci nadgarstek. — I w przeciwieństwie do nas, nie odżywiają się odpowiednio.
— Przestań wszystko sprowadzać do jedzenia, Beel! Poza tym dlaczego tu jesteś?
Sama dopiero teraz dostrzegłaś, że białowłosy zaczął zostawiać u ciebie swoje rzeczy. Ładowarka, dodatkowa szczoteczka, którą dzisiaj zobaczyłaś na umywalce... Naprawdę zaczęli tu spędzać więcej czasu.
— Mu—muszę się zajmować tym człowiekiem, to dlatego! — zaczął się bronić przed oskarżeniami Mammon, wyrywając cię z zamyślenia. Jeszcze raz, jakie było pytanie?
Syknęłaś, kiedy złapał cię za mocno za bolące miejsce i wyrwałaś swoją rękę. Poprawiłaś bandaż, kiedy bracia dalej kłócili się między sobą, nie zwracając na ciebie uwagi.
Nawet nie zauważyłaś, kiedy młodszy z nich wyszedł. Zostaliście tylko ty i Wcielenie Chciwości. Z łatwością dostrzegłaś, że próbuje coś powiedzieć, dlatego milczałaś. Poza tym, jak miałabyś się odezwać? Znowu narzekać na bycie uczniem z wymiany?
— Um... Słuchaj... Chcę, żebyś wiedziała... Następnym razem, kiedy twojemu życiu będzie coś zagrażać, ja cię uratuję, dobra? Nie zapominaj. I... I jeśli mi się nie uda, to upewnij się, że umrzesz. Nie chcę, żeby pojawiał się ktoś inny i cię ratował. Albo ja, albo nikt.
Zdziwiona zamknęłaś na chwilę oczy i zmarszczyłaś brwi.
— Co? Nie. Nie próbuj mnie ratować. Zrozum, ja nie chcę tu być. Poza tym brzmisz, jakbyś zaczynał mieć obsesję na moim punkcie.
— Co?! Nie mam żadnej obsesji! I powinnaś nauczyć się zachowywać! I się zgodzić ze mną!
Zdecydowanie dziwnie się słucha od dosłownego diabła o czymś takim, jak dobre wychowanie.
***
Mam nadzieję, że się spodobało.
Pozdrawiam z podłogi - Dywan
CZYTASZ
Miłość Wisi W Powietrzu | Obey Me Shall We Date
Fanfiction!Fem!Reader! Czy to możliwe posiadać 11 bratnich dusz? [Imię] nigdy w to nie wierzyła. Nie chodzi tylko o ich liczbę. Nie sądziła, że połączenia dusz są w ogóle możliwe. Może to przez fakt, że sama nigdy nie miała żadnego znaku ani nic? Ale oto j...