Metoda Na Lucifera

212 28 7
                                    

Nie mogąc zasnąć, po raz kolejny poszłaś do schodów prowadzących na poddasze. Niestety dalej pilnował ich Lucifer, zupełnie jak opiekun na szkolnej wycieczce kilkudniowej. Zrezygnowana westchnęłaś odrobinę za głośno, czym zwróciłaś na siebie uwagę demona.

— Co się dzieje, [Imię]? Spacer? — stanęłaś w miejscu, próbując zmienić mimikę, byle tylko Lucifer nie zobaczył twojego zawiedzenia. — Znowu tu na ciebie wpadam, czyż nie? Wygląda na to, że faktycznie jesteś ciekawa, co jest na górze tych schodów.

— No, tak trochę... — przyznałaś niechętnie, patrząc pod nogi. Jak przy pierwszych trzech razach patrzyłaś czarnowłosemu prosto w oczy, tak teraz zaczynałaś już czuć się głupio.

— O ile się nie mylę, wierzę, że powiedziałem, że to nie miejsce, by jakiś człowiek wtykał swój nos. Jeśli nie możesz spać, może powinienem ci zrobić herbaty? Takiej na dobry sen. Powinnaś już się domyślać, że byłaby ona zbyt efektowna na ludziach. Do tego stopnia, że się nie obudzisz już więcej.

Milczałaś przez chwilę, aż stwierdziłaś, że będzie bezpiecznie odpowiedzieć.

— Zrobiłbyś mi taką?

— Wracaj do swojego pokoju!

Z głośnym westchnieniem odwróciłaś się i odeszłaś. Jedyna nocna rozrywka jest dla ciebie niedostępna... Wygląda na to, że nie wejdziesz na górę, dopóki nie zrobisz czegoś z Luciferem. A kto może ci lepiej pomóc, jak nie jego młodszy brat?

Podczas śniadania nie zjadłaś za dużo. Tylko to, co wydawało się dla ciebie jadalne. Czyli zatrute jabłka odpadały. A wyglądały tak ładnie...

— Dlaczego pierwszą rzeczą z rana, jaką muszę robić, to siedzieć tu i patrzeć na twoją twarz, kiedy próbuję jeść śniadanie?! — zaczął narzekać Mammon, a ty spojrzałaś na niego urażona. — Dla nas, demonów, danie z człowieka to jest specjalna rzecz, rozumiesz? I nie mogę tego zrobić. Muszę siedzieć i jeść swoje śniadanie — twarz demona przypominała teraz dziecko, któremu odmówiono cukierków przed obiadem.

Aż sama skrzywiłaś się na to porównanie. Dzieci są straszne.

— Gdzie jest Beel? — powstrzymałaś w końcu tę karuzelę narzekania. To nie tak, że rudzielec jakoś bardzo cię interesował, po prostu chciałaś zmienić temat. Chociaż może wcielenie łakomstwa to nie był najlepszy wybór...?

— Nie wiem. Jak już jesteśmy przy nim, to zjadł mi serek. Zostawiłem go w lodówce. A mówiłem mu, by nie jadł NICZEGO z moim imieniem. Ugh... Zabiję go! Hej! Zwróć na mnie uwagę! Reszta już pewnie poszła na lekcję, też będziemy się zaraz zbierać — Mammon wymruczał pod nosem jeszcze kilka obelg w kierunku swoich braci, na koniec całą winę zrzucając na Lucifera.

— Co jest na poddaszu? — zapytałaś, przerywając wiązankę godną demona.

— HEJ! MÓWIŁEM, ŻEBYŚ MNIE SŁUCHAŁA, KIEDY DO CIEBIE MÓWIĘ- Zaraz, masz na myśli ten strych? Nie interesuj się nim.

Niezadowolona założyłaś rękę na rękę i zmarszczyłaś brwi. O nie, co jeśli przypominasz teraz Mammona?!

Na tę myśl od razu się wyprostowałaś. Jak już jest tu jakaś niewidzialna kamera, to lepiej, by cię skojarzyła z Satanem albo Asmodeusem.

— Ale też... Znasz coś, co rozwiązuje każdemu język? No dawaj, powiedz.

— Pieniądze. Albo tortury.

— Dokładnie! Zaraz, co? — białowłosy spojrzał na ciebie zdziwiony, ale ty, udając, że nie powiedziałaś nic podejrzanego, bawiłaś się jedzeniem. — Pieniądze! Czyli łapiesz. Mogę ci sprzedać tę informację za odpowiednią cenę.

Wbiłaś widelec w coś przypominającego galaretę i westchnęłaś. No pieniędzy to akurat nie miałaś. Szczególnie nie tych... no... grimm!

— Czekaj, czekaj... Ja wiem, o co chodzi! Próbowałaś tam wejść, ale Lucifer cię zatrzymał, prawda? To słuchaj teraz uważnie, bo się nie powtórzę. Jeśli myślisz, że możesz Mammonowi zaoferować trochę złota i zdradzi ci on wszystko, to się mylisz. W sensie uznajmy, że powiedziałem ci coś, czego nie powinienem. Lucifer zbiłby mnie do półżywego. Chociaż... Gdyby tylko tyle, to miałbym farta. Ale jeśli bardzo chcesz wiedzieć... Co powiesz na pieniężną wartość całego przetwórstwa ropy? — zamrugałaś ogłupiała. Przecież przy dzisiejszej polityce to ci się nie uda! — Innymi słowy: nie powiem ci. Czy to jasne?

Mammon patrzył na ciebie, jakby wygrał. Skuliłaś się w sobie, aż do głowy przyszła ci świetna taktyka stosowana na dzieciach.

— Huh. Boisz się Lucifera, nie?

— CO?! Whoa, co ty właśnie powiedziałaś? Myślisz, że JA boję się Lucifera?! Ja, wcielenie chciwości? Musisz żartować! Nawet odrobinę się go nie boję, łapiesz? Nawet odrobinkę!

— Bądźmy jednak szczerzy. Obawiasz się, nie? — uśmiechnęłaś się złośliwie, widząc, jak Mammon się łamie. — Więc powiedz mi, co jest na górze tych schodów.

— Dobra, niech ci będzie. Nie wiem, co tam jest. Nie możesz się tam dostać, bo Lucifer blokuje przejście, tak?! Musisz się go jakoś pozbyć, tak?! Więc zgadnij! Rozproszenie Lucifera to bułka z masłem! Kojarzysz tę serię, co Levi lubi? Siedem... Historia siedmiu....

— Opowieść siedmiu panów? "The Tale of the Seven Lords"? TSL? — podsunełaś, żeby Mammon mógł dokończyć swoją myśl.

— No to musisz dostać w swoje ręce płytę winylową z soundtrackiem. Jeśli będziesz to miała, Lucifer skupi się tylko na słuchaniu muzyki. I nawet nie pytaj, skąd to wiem. Więc jeśli chcesz wejść na schody, musisz zgarnąć winyl.

— Pomóż mi — odpowiedziałaś wprost. Na protesty demona zareagowałaś w jedyny skuteczny sposób — paktem.

I tak poszliście do szkoły. Ty z nową wiedzą, a Mammon... z bolącą szyją. Podobno idąc, czuł, jakbyś go ciągnęła za nieistniejącą smycz.








***
Mam nadzieję, że się spodobało.
Pozdrawiam z podłogi - Dywan.

Miłość Wisi W Powietrzu | Obey Me Shall We DateOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz