Zabawę Czas Zacząć

16 4 0
                                    

Do przyjęcia było jeszcze dużo czasu. Mimo to twoi współlokatorzy już pakowali się i szykowali od rana, godzinami zajmując każdą możliwą łazienkę. Gdyby nie pakty, nawet nie miałabyś okazji się wykąpać. Tak to przynajmniej zmusiłaś Leviathana, by wyszedł, zanim zdążył wejść do wanny, w której spędziłby kolejne godziny.

Trzydzieści minut przed rozpoczęciem przyjęcia, wszyscy już stali w holu, gotowi do wyjścia.

— W końcu czas na imprezę! Trzy dni i dwie noce! Też się jarasz, [Imię]? — zapytał cię Mammon, niemal skacząc z podekscytowania.

Wzruszyłaś ramionami, w ogóle nieporuszona wyjściem do zamku.

— Nah. Niezbyt.

Demon zamrugał kilka razy, po czym prychnął.

— Wyjmij kija z dupy. Gdzie twój duch zabawy, ha? To ekscytujące! Powinnaś być podjarana!

— Mammon, zachowujesz się bardzo głośno — przerwał mu Leviathan, na co został obdarzony pełnym politowania spojrzeniem.

Demon złapał się pod boki i prychnął oburzony.

— I co niby w tym złego, huh, Levi? Wyjmij kij z tyłka i zacznij się bawić! Chwila, już wiem, co się dzieje! Całą noc siedziałeś nad tymi swoimi mangami! Wiedziałem, punkt dla mnie!

— Ekscytujesz się za bardzo. To irytujące — westchnął młodszy, pocierając skronie.

— Irytujący Mammon to nic nowego, ale fakt... Dzisiaj jest wyjątkowo wkurzający — wtrącił się Satan, jeszcze bardziej denerwując czerwonego już brata.

Poprzytykali sobie tak jeszcze przez długą chwilę, w której usiadłaś na czyjejś walizce.

Doszły narzekania na ilość bagażu Beela i Asmodeusa, przez co dowiedziałaś się, że ich bagażu też nie zajmujesz.

A to znaczyło jedno.

— Ekhem — usłyszałaś nad sobą kaszlnięcie. Podniosłaś powoli wzrok i zobaczyłaś niezadowoloną twarz Lucifera.

— Chcesz syrop na kaszel?

— Co? Nie, chcę, żebyś wstała! — krzyknął na ciebie niczym typowy rodzic, na co niechętnie się podniosłaś.

— Już, już... Przecież nic nie zniszczyłam... — mruknęłaś pod nosem. — Było mnie nie wybierać do programu, tylko kogoś chętnego.

Lucifer zignorował twój przytyk, zamiast tego zwracając się do swoich braci.

— Wszyscy już gotowi, tak? To super — powiedział, zanim ktokolwiek zdołał odpowiedzieć. — Nie możemy pozwolić, by książę Diavolo na nas czekał. Ruszamy. Chcę być tam przed aniołami i Solomonem.

Wyszliście z wielkiego domu niczym jakaś wycieczka. Czekałaś tylko, aż Luci powie coś w stylu "ustawcie się w pary".

— Więc... Idziemy do Zamku Króla Demonów... — zaczął Mammon, nachylając się w twoją stronę. — Mam nadzieję, że jesteś gotowa, bo możesz nie wrócić żywa.

Przewróciłaś oczami. Dość już miałaś tych ciągłych ostrzeżeń. Jak wszystko tutaj miało cię zabić, to niech to zrobi raz, a porządnie.

— Tak? To super. Nie mogę się doczekać — parsknęłaś, na co Mammon gwałtownie wciągnął powietrze.

— No wiesz ty co?

— No co? Obce demony miały mnie zabić, Levi miał mnie zabić, Lucifer miał mnie zabić... A, jeszcze Beel. Widzisz, jak bardzo jestem martwa?

— Po- Po prostu miałaś szczęście!

Do waszej rozmowy wtrącił się jeszcze Satan.

— Wiem, że chcesz, żeby [Imię] się tobą zainteresowała, ale brzmisz, jakbyś chciał kogoś wystraszyć.

Zmarszczyłaś brwi. Nie spodziewałaś się takiego komentarza, zwłaszcza od blondyna. Wyglądał niemal na zazdrosnego, co tylko pogłębiało absurd sytuacji.

Jeszcze Mammon zaczął zaprzeczać tak chaotycznie, że tylko bardziej się pogrążył.

— Nie obchodzi mnie żaden z was — przerwałaś ten cyrk. — Ja chcę tylko wrócić do domu i nikt nie daje mi tej możliwości.

Przyspieszyłaś kroku, a reszta podróży minęła w ciszy. Prychnęłaś, kiedy kątem oka zobaczyłaś, jak Mammon ocierał chusteczką oczy. Ale z niego beksa.

W zamku już przy drzwiach stał podekscytowany książę i zaczął was witać z szerokim uśmiechem.

— Nie mogłem się doczekać, aż przybędziecie — powiedział, ściskając dłoń każdego po kolei.

— Dzień dobry, Diavolo. I ty też, Barbatosie. Wygląda na to, że ani Solomon, ani anioły jeszcze nie przybyli... — zaśmiał się Lucifer, pusząc się jak paw.

— Ugh, to żenujące... Zachowujesz się, jakbyś wcale nas nie pospieszał, byśmy to przyszli pierwsi... — westchnął ciężko Mammon.

— Hm? Mówiłeś coś? — zapytał najstarszy z braci.

Zanim jednak białowłosy demon zdążył odpowiedzieć, zaczął krzyczeć z bólu. Lucifer stanął mu na stopie.

Typowe rodzeństwo.

Jeszcze bardziej typowe, kiedy reszta zaczęła śmiać się z głupoty Mammona.

— I pomyśleć, że anioły i Solomon zobaczą z pierwszego rzędu, jaki to jest idiota... — westchnął Satan.

Obok niego nagle zmaterializował się Barbatos, przez co ten drgnął.

— Jak już mówimy o reszcie gości — zaczął lokaj. — To właśnie przybyli.





***
Mam nadzieję, że się spodobało.
Pozdrawiam z podłogi - Dywan.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Aug 17 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Miłość Wisi W Powietrzu | Obey Me Shall We DateOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz