Rozdział 29

318 18 0
                                    

Syriusz i tajemniczy Bartemiusz „Barty" Crouch Senior

Następnego dnia samego ranna, czułam się o niebo lepiej, po wczorajszym wydarzeniu. Wizja, w której prawie nic nie wdziałam, gdyż wszytko było pochłonięte gęstą mgłą. Jak obiecałam, nikomu o tym nie wspominałam, co ujrzałam podczas omdlenia. Im mniej osób wie, tym mniej będzie myślało, że zwariowałam. Mam tylko nadzieję, że Nikolas, Cedrik i Cho nie rozpowiedzą o tamtym wydarzeniu.

Sprawnie omijałam Freda i George' a, którzy co chwilę przypominali mi, że powinnam iść do skrzydła szpitalnego. Musiałam wymyślić kilka porządnych argumentów, aby w końcu skończyli ten temat.

- Po posiłku zaprowadzimy ciebie do pani Pomfrey - zakomunikował George, siedząc obok mnie na śniadaniu w Wielkiej Sali.       

- Hermiona poprosiła mnie, abym pomogła jej w bibliotece - próbowałam się wymigać. - Obiecałam jej, że uporządkuję z nią książki.

- Tak, a ja jestem Merlinem - powiedział i spojrzał na mnie surowo. - Kłamiesz, przecież to od razu widać.

- Nie jestem dzieckiem, abyś się o mnie martwił na każdym kroku - odłożyłam łyżkę i odwzajemniłam spojrzenie. - Potrafię o siebie zadbać.

- Coś ci nie wychodzi - mruknął i odwrócił wzrok.

- Znów mają te swoje miny - powiedział Fred siadając przed nami wraz z Lee. - Mamy stąd iść?

- Chyba nie są w nastroju - odparł cicho Jordan. - A było tak dobrze.

- My się nie kłócimy - posłałam im krótkie, lecz srogie spojrzenie. - To była zwykła wymiana zdań, prawda George?

- Veronica, mówi prawdę - rzekł i nałożył mi na talerz ciastko francuskie z owocami. - Zjedź chociaż coś słodkiego.

Obdarowałam go wesołym uśmiechem i także położyłam mu na talerzu to samo ciastko. Przez resztę śniadania Lee opowiadał nam o swojej randce i dziewczynie o imieniu Vivian, która przybyła w delegacji uczniów z Akademii Magii Beauxbatons. Nie mógł przestać wspominać jej pięknych, długich blond włosów i zielonych oczów. Wygląda na to, że wpadł po uszy, oby tym razem wzajemnością. Gdy tak opowiadał raz po raz łączyłam z bliźniakami kontakt wzrokowy i dostrzegł, że uśmiech nie schodził im z twarzy.

W południe, tak jak ustaliliśmy ruszyliśmy do Hogsmeade, aby spotkać się z Syriuszem. Pogoda była najładniejsza od początku tego roku. Słońce wyłaniające się znad chmur przyjemnie grzało Gdy tylko dotarliśmy do miasteczka zdjęliśmy płaszcze i przewiesiliśmy je sobie przez ramię. Harry trzymał torbą obładowaną przeróżnym jedzeniem dla Syriusza, które zwędziliśmy podczas obiadu. Z początku poszliśmy do sklepu odzieżowego Gladraga, w któym byłam poprzedniego dnia wraz z Cho Chang. Harry chciał zakupić Zgretkowi prezent, aby podziękować mu za jego pomoc. Mieliśmy ogrom zabawy wybierając najciekawsze skarpetki z różnymi kolorami i właściwościami. Nie spodziewałam się, że skarpetki mogą być takie interesujące. Zwłaszcza te, które zaczynają wrzeszczeć, kiedy wydzielają nieprzyjemny zapach.

Potem o wpół do drugiej ruszyliśmy ulicą główną, przechodząc obok sklepu Derwisza i Banges' a, wyszliśmy na skraj wioski. Jeszcze nigdy tutaj nie byłam, podobnie jak Harry, Ron i Hermiona. Kręta droga wywiodła nas w wiejskie okolice Hogsmeade. Budynków było tutaj o wiele mniej, a ogrody wokół nich większe.

Szliśmy w stronę wzniesienia, które górowało nad wioską. Po jakimś czasie minęliśmy ostry zakręt i dotarliśmy do końca drogi. W oczy rzucił mi się wielki, kudłaty, czarny pies, oparty łapami o barierkę z gazetą w pysku.

Białe serce - George WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz