Rozdział 46

179 8 1
                                    

Trzecie zadanie - początek

Od rana atmosfera w pokoju wspólnym była rozemocjonowana przez wieczorne ostatnie zadanie turnieju. Wszyscy z przejęciem dyskutowali o jego zasadach od momentu pojawienia się ogromnego labiryntu z żywopłotu na terenie boiska do quidditcha. Profesorowie nie odkryli choćby rąbka tajemnicy, przez co w głowach uczniów pojawiało się coraz więcej teorii. 

Cały ranek przesiedziałam w nosie w książkach szukając zmianki o zaklęciach ochronnych, które mogły zostać rzucone na porcelanową lalkę. Jednak mimo mojego zapału nie znalazłam niczego przydatnego. Kręciłam się z kąta w kąt, co jakiś czas zapisując przemyślenia w notesie. Miałam mętlik w głowie. Zdawałam sobie sprawę, że nie mogę zwrócić się o pomoc do przyjaciół, bo obiecałam im zostawić temat lalki w spokoju. Do profesorów tym bardziej nie mogłam podejść, bo tak naprawdę dokonałam kradzieży. Tak już miałam niemałe kłopoty z babcią, dziadkiem i rodzicami, którzy poparli ją martwiąc się o stan mojego zdrowia. Według nich omdlenie było spowodowane nadmiarem stresu przez egzaminy, do tego troską o życie przyjaciela. Z jakieś przyczyny nie chciałam nikomu powiedzieć, co widziałam podczas utraty przytomności. Z jednej strony mógł to być zwyczajny sen, który nie miał większego znaczenia, ale z drugiej podświadomość chcąca mi coś ważnego przekazać. 

Posprzątałam wszystkie książki układając je równo na ciemno brązowym stoliku. Pospiesznie pościeliłam łóżko i schowałam notatnik na dnie kufra z ubraniami. 

Zeszłam do pokoju wspólnego, kierując się na kolację. To po niej miało rozpocząć się trzecie zadanie Turnieju Trójmagicznego. 

*

Rozalia ze skupieniem przeglądała magazyn ,,Młoda czarownica'' siedząc obok mnie na ławce. Uczniowie w barwach griffinodru lub hufflepuffu kierowali się w stronę dziedzińca prowadzącego na stadion. Harry i reszta uczestników od razu po posiłku zniknęli wraz z dyrektorem Dumbledorem i profesorem Moodym. Zapewne musieli przygotować się do zadania. 

- Tutaj jesteś - usłyszałam znajomy głos dziadka Korneliusza Knota w towarzyskie dwóch mężczyzn ubranych w szykowne płacze. - Własnej wnuczki szukam już od paru minut.

- Witaj dziadku - przywitałam się posyłając uprzejmy uśmiech wstając z ławki.

Rozalia również wstała witając się z mężczyznami, odkładając gazetę na bok. Dziewczyna lekko się spięła widząc ministra magii. Dla mnie był nie tylko wysoko postawioną osobą w ministerstwie, ale także dziadkiem, który zabierał mnie wiele ciekawych miejsc. Chociaż przez ostatnie lata nasz kontakt zmalał, a relacja uległa ochłodzeniu, zwłaszcza po ostatnim liście. 

- Niedługo rozpocznie się ostatnie zadanie turnieju - poinformował nas. - Mam nadzieję, że się wybieracie na wydarzenie. 

- Oczywiście że tak - odpowiedziałam.  - Nie chciałyśmy przeciskać się przez tłumy i wolałyśmy chwilę przeczekać. 

- Widzimy się na stadionie - powiedział i odszedł wraz z mężczyznami. 

Rozalia westchnęła z ulgą. 

- To było niezręczne - powiedziała i nerwowo się zaśmiała. - Nigdy w życiu nie będę pracować w ministerstwie, jeśli mam nosić tak nude ubrania i wyglądać jak sopel lodu. Widziałaś ich skamieniałe twarze?

- Teraz są w pracy - powiedziałam. - Muszą jakoś prezentować zajmowane przez nich stanowiska. 

- To pewnie straszna nuda.

- Nie przekonasz się jak nie spróbujesz - zaśmiałam się widząc jej zkwaszoną minę. 

- Nigdy - odparła pospiesznie. - To już wcześniej mogę tworzyć głupie produkty jak bliźniacy Weasley. 

Białe serce - George WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz