Rozdział 48

162 10 0
                                    

Nigdy już nie będzie tak samo

Obudziłam się w łóżku, przykryta po uszy jasnoróżowym kocem, nadal w ubraniach z wczorajszego dnia. Jasne, poranne, światło słońca wkradała się do dormitorium, oświetlając jego najciemniejsze kąty. 

Nie rozumiałam, w jaki sposób znałam się w swoim łóżku. George nie mógł wnieść mnie po schodach do dormitorium dziewczyn. Więc jak? Może poprosił jedną z nich, aby pomogły mu oszukać zaklęcie. Ale czy to jest możliwe? Raczej żadna z nich nie byłaby wstanie wnieść mnie do góry. Nie jestem ciężka, ale nie jestem też lekka jak piórko. 

Wyskoczyłam z łóżka pospiesznie ubierając się w pierwsze lepsze ubrania i zeszłam do pokoju wspólnego, od razu szukając wzrokiem przyjaciół. Niestety nikogo z nich tam było. 

Wyrzuty sumienia gryzły mnie od środka. Wczoraj tak po prostu zasnęłam, zostawiając przyjaciela, lecz ból jaki wtedy odczuwałam, był nie do zniesienia. Z każdą kolejną sekundą był coraz mocniejszy, a ustał dopiero, kiedy zasnęłam. 

Na wspomnienia martwego Cedrica, przeszywał mnie zimny dreszcz. Miejsce, które miało być dla nas bezpiecznie... okazało się być farsą. Czy tak łatwo jest stracić życie? 

Nie wiedziałam, co wydarzyło się w labiryncie, i z czym musiał zmierzyć się Harry podczas ostatniego zadania. Do tego jego słowa o Voldemorcie wywoływały strach. Dwa razy już chciał powrócić do życia. Może dopiął swego, i gdzieś tam zbiera siły oraz swoich śmierciożerców, gotowych dla niego zabijać niewinnych czarodziejów. 

Gdyby tak było, nikt nie byłby bezpieczny. Panika ogarnęłaby wszystkich, a martwe ciała bliskich byłby codziennością. 

- Tak nie może być! - warknął dziadek wychodząc z gabinetu Pani McGonagall. - Żeby Dumbeldore wierzył  słowom tego chłopca, nie mając konkretnych dowodów.

- Panie Ministrze - zaczęła starając się zachować spokój. - Nie mamy podwód, żeby nie wierzyć Harry' emu. Jestem przekonana, że Dumbeldore dowiedział się wszystkiego. Wiedziałby kiedy kłamie. Musimy...

- Myślałem, że jest Pani rozsądną kobietą - odparł chłodno. - Jego słowa wywołają niepotrzebną panikę, i tak już mamy spore zmartwienia. Martwy uczeń...

- Proszę jeszcze raz porozmawiać z dyrektorem Dumbeldore' m.

- To nieistotne - syknął i odszedł zostawiając profesor McGonagall, która lekko westchnęła i zniknęła za drzewami. 

Pospiesznie pobiegłam za dziadkiem, doganiając go przy rzeźbie srebrnego rycerza w zbroi  trzymającego w dół solidny miecz.  

Odwrócił się do mnie przystając, gdy tylko usłyszał moje kroki. 

- To ty - westchnął wysilając się na uśmiech. Nadal miał bladą twarz, a do tego podkrążone oczy, jakby nie spał całą noc. Co było zrozumiałe, w końcu był Ministrem Magii, który ma wiele na głowie. - Wybacz. Wczorajsze wydarzenie do zdecydowanie za dużo. Martwy uczeń w szkole. - Podrapał się po karku. - Muszę porozmawiać z kilkoma ważnymi czarodziejami, aby jakoś załagodzić sytuację. 

- Dziadku - zaczęłam cicho. - Nie wierzysz Harry' emu?

Zamarł, utkwił mnie mnie ostry wzrok.

- Dlaczego miałbym wierzyć w jego słowa? - Zapytał lodowata, wywołując nieprzyjemny dreszcz.

Jego nastrój zmienił się diametralnie. 

- Znam Harry' ego od pierwszego roku w szkole, on nigdy nie skłamały w tak ważnej sprawie. Dziadku, on widział śmierć Cedrica na własne oczy.

Białe serce - George WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz