Rozdział 41

252 14 2
                                    

Powoli, ale do przodu

Profesor McGonagall opowiedziała profesowi Snape' owi, co zaszło na korytarzu między mną a Parkinson. Po jego minie, mogłam przypuszczać, że nie był zachwycony jej zachowaniem. Stałam obok George' a, który co chwilę zerkał na mnie z troską, podobnie jak Nikolas. Nasza czwórka musiała wyglądać, niczym po zetknięciu z groźnym potworem. Podrapana, poplamiona krwią, rozciętą wargą i skronią.

- Nikolasie - zaczęła profesor Sprout. - Jako prefekt powinieneś świecić przykładem.

- Wszyscy tutaj obecni wykazali się karygodnym zachowaniem, które jest srodze karane w Hogwarcie - powiedział oschle Snape. - Należy ich obciążyć szlabanem do końca roku szkolnego, aby poczuli, że postąpili niewłaściwe - dodał i mogę przysiąść, że na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu, jakby karanie uczniów sprawiało mu radość.

- Nie bądźmy tacy surowni - powiedziała przejęta profesor Sprout. - To dobre dzieciaki i zapewne wiedzą, że postąpili źle.

- To nic nie zmienia - odpał Snape. - Przystaję przy swojej propozycji. 

- Tydzień szlabanu im wystarczy - zaproponowała profesor McGonagall. - Będą sprzątać sale na egzaminy i pomagać organizować banery na trzecie zadanie, oczywiście własnoręcznie. 

- Popieram - zgodziła się profesor Sprout. - Do tego mam pełno pracy w cieplarni i mogą mi w tym pomóc.

- Profesorze Snape? - zwróciła się do niego profesor McGonagall wyczekując odpowiedzi. - Co pan o tym myśli?  

- Zgadzam się, lecz to ja podejmę decyzję o szlabanie dla Parkinson - rzekł i spojrzał na przerażoną Pansy.

- Zostało nam tylko odjąć wam punkty - powiedziała z niechęcią profesor McGonagall. - Gryffindor traci dwadzieścia punktów, Slytherin traci dziesięć punktów i Hufflepuff traci dziesięć punktów.

- Dobra dzieciaki, a teraz idźcie do skrzydła szpitalnego - powiedziała profesor Sporut posyłając nam szeroki uśmiech. - Musicie jak najszybciej opatrzeć rany, aby nie wdało się zakażenie.

Podczas drogi do skrzydła szpitalnego panowała cisza, a w oddali słyszałam szepty uczniów. Miałam wszystkiego dosyć, dlatego gdy tylko dotarliśmy do celu, zignorowałam uwagi pani Pomfrey i położyłam się na łóżku szpitalnym.

Obok mojego ulokował się George, a Nikolas z drugiej strony. Poczułam się niczym w potrzasku, ale całe szczęscie, nie leżeli przy sobie.

- Co zaszło między tobą a Parkinson? - spytał George.

- Mała wymiana zdań z rękoczynami, ale ty chyba wiesz co to oznacza na swoim przykładzie - odparłam leżąc na plecach. - Zachowałeś się jak dziecko.

- Sama się pobiłaś - powiedział również leżąc na plecach.

Pani Pomfrey zaczęła opatrywać ranny Nikolasa, więc miałam pewność, że mogę swobodnie porozmawiać z George' m.

- Ja się tylko broniłam - oznajmiłam nie kryjąc irytacji.  - Natomiast ty pobiłeś się z błahego powodu.

- Dla mnie nie jesteś błahym powodem, Veronica - powiedział i wstał z łóżka.

- Wracaj na miejsce! - upominała go Pani Pomfrey. - Macie odpoczywać i nie ruszać się z łóżka, do momentu aż wasze ranny się zagoją. 

George posłuchał jej uwagi, lecz nie spuszczał ze mnie głębokiego spojrzenia.

- Wybacz mi - powiedział ściszonym głosem. - Nawaliłem po całości, a bardzo tego nie chciałem.

- George porozumiewamy o tym innym razem, teraz jest o jedną ciekawską osobę za dużo - wskazałam wzrokiem na zerkającą w naszym kierunku Parkinson, leżącą w drugiej części sali szpitalnej.

Białe serce - George WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz