Tydzień dowcipów
Nadszedł piątek, ostatni dzień ,,tygodnia dowcipów'', określony przez wielu uczniów za najdziwniejszy i najniebezpieczniejszy, bo nikt nie mógł się spodziewać, gdzie tym razem uderzymy. Dowcipy jakie wymyśliliśmy nie miały na celu nikogo skrzywdzić, a wręcz przeciwnie rozśmieszyć do łez i pobudzić do życia, w ostatnich tygodniach roku szkolnego. Cel, który sobie obraliśmy spełnił się już w środę, gdzie po korytarzach unosiły się kolorowe bańki mydlane, tak trwałe, że usunięcie je wymagało interwencji profesora Filius'a Flitwick' a i jego znajomości zaklęć. Następny dzień przyniósł najwięcej śmiechu, przez cukierki zmieniające jedną część ciała w zwierzęcą. Większość uczniów, która poczęstowała się słodyczami chodziła z uszami kota, psa czy osła, nie wliczając do tego puszyste ogony.
- Ostatni dzień dowcipów - westchnął smętnie Fred, wygodnie siadając w fotelu przy kominku pokoju wspólnego.
Lee zerknął na notatnik z szerokim uśmiechem.
- Wytłumaczysz nam dlaczego szczerzysz się do kartki papieru - zaśmiał się George, siadając obok Freda. - Nie mów mi, że masz tam wyrwaną kartkę z magazynu cza...
- Nie! - przerwał nagle, zerkając na mnie.
Uniosłam brwi do góry, przekręcając głowę w bok, nie rozumiejąc niczego z ich wymiany zdań.
- W takim razie wytłumacz nam - wtrącił Fred i wskazał na notatnik. - Co tam jest ciekawego?
- Zdobyliśmy klientów - odparł i usiadł obok mnie na kanapie. - Dzięki, tygodniu dowcipów mamy masę klientów na wasze produkty - odwrócił notatnik, tak że mogliśmy zobaczyć długą listę imion i nazwisk uczniów Hogwartu. - Czy nie jest ich dużo?
Fred i George skamieniali, a po ich twarzach przeszedł dreszcz ekscytacji.
- To wspaniale! - zareagowałam natychmiast, przyglądając się liście. - Nie mamy tylu produktów, ale jeśli weźmiemy się wakacje do pracy, możemy wyprodukować i zrealizować wszystkie zamówienia, a wtedy dochód pozwoli wam otworzyć wasz biznes.
- Jest tylko mały problem - wtrącił Lee, podliczając coś w innym mniejszym notesie. - Brakuje nam pieniędzy na zakupienie składników do produkcji. Potrzebna będzie taka ilość, którą raczej nie dostaniemy w naszej okolicy. Sprowadzenie składników z innych regionów będzie kosztowna.
Spojrzałam na Freda i George' a, ich przybite miny sprawiły, że moja radość stopniowo znikała.
- Dajcie spokój - westchnął George. - Jeśli uda nam się pogadać z Ludo...
- On jest oszustem - wtrącił wściekle Fred. - Nie chcę mieć już z nim nic do czynienia.
- Mam pomysł! - powiedziałam podekscytowana. - Zrealizujemy zamówienia osób na początku listy, gdy zapłacą zainwestujemy w składniki do produkcji kolejnych, w ten sposób pozbędziemy się głównego problemu.
- Dlaczego na to nie wpadłem - rzucił Lee, obejmując mnie ramieniem. - Nie wiedziałem, że masz smykałkę do biznesu.
- Od początku ją miała - powiedział George posyłając mi uśmiech. - Zostało mam niewiele czasu na realizację twojego pomysłu, mimo to wierzę w nasze siły.
- Ale zanim to nastąpi - odezwał się Fred, wstając z fotela i sięgając po pomarańczowy flakonik. - Ostatni dowcip na ten rok szkolny.
- To pył wywołujący śmiech - wyjaśnił George. - Wystraszy go otworzyć, a osoby znajdujące się w jego pobliżu napadnie niepohamowany śmiech.
CZYTASZ
Białe serce - George Weasley
FanfictionVeronica White na pierwszym roku nauki w Hogwarcie w pociągu poznaje Harry' ego, Rona i Hermionę, z którymi szybko nawiązuje przyjaźń. Pochodzi z rodziny czystej krwi, lecz korzenie jej ojca owiane są tajemnicą, skrywaną przez babcię. Przyjaźń z bl...