Rozdziały będą się pojawiać co dwa dni.
Miłego czytania :*
Jestem na ogromnej łące gdzie trawa ma piękny odcień limonkowej zieleni oraz przepiękne bezchmurne niebo, a słońce mocno świeci swoimi promieniami w moje brązowe oczy.
Idę wzdłuż brukowej kostki przed siebie i widzę tam moją babcię która zmarła pięć lat temu, była moim drugim autorytetem po ojcu, strasznie ją kochałam.
Podeszłam bliżej nie dowierzając, że kobieta jest właśnie tutaj. Była ubrana w długą do ziemi białą suknię trzymała na ręce małe dziecko, które mi podała, bez zawahania wzięłam dziecko na swoje ręce i je delikatnie przytuliłam.
- On żyje! - krzyczała w kółko coraz głośniej i głośniej, a ja nie mogąc wytrzymać hałasu upuściłam dziecko na kostkę i zatkałam uszy.
Kobieta nagle przestała krzyczeć, gdy spojrzałam na podłogę chcąc podnieść dziecko jego już tam nie było.
- Kto żyje? - zapytałam się zestresowana, a kobieta tylko wywierciła we mnie wzrok i znów zaczęła krzyczeć
- On żyje, jest koło ciebie, pomóż mu on Cię potrzebuje! - krzyczała to zdanie w kółko, nie mogąc tego słuchać zaczęłam uciekać w przeciwną stronę, lecz krzyk coraz bardziej się nasilał.
- Nie krzycz, proszę nie mogę wytrzymać - również zaczęłam wrzeszczeć, a głos mojej babci ucichł - Pomogę mu obiecuje - powiedziałam i zamknęłam oczy.
Rozglądałam się wokoło, ale było bardzo jasno, a moje oczy mnie okropnie paliły, zaczęłam je zamykać i otwierać, aby przyzwyczaić się i dopiero wtedy moja widoczność była normalna. Znów zaczęłam się rozglądać i zauważyłam, że jestem w dużym pomieszczeniu gdzie leże na łóżku, a wokół są jakieś dziwne rzeczy.
Próbowałam sobie przypomnieć co się stało impreza i dużo alkoholu, rozmowa z Mattem i ktoś chciał go postrzelić. No tak skoczyłam żeby go obronić przed kulą.
Nagle do pokoju wchodzi wspomniany chłopak, wygląda okropnie ma wielkie sińce pod oczami, a jego oczy już nie błyszczą, a skóra zamiast opalonej jest wyblakła, ale i tak czy tak jest dalej bardzo przystojny.
- Aurora, o mój Boże - zdziwiony chłopak do mnie podbiegł i delikatnie ścisnął - Kochanie ty żyjesz, nawet nie wiesz jak się o Ciebie martwiłem - kiedy to mówił widziałam, że do jego oczu powróciło trochę błysku, a one same się delikatnie zaszkliły.
- Matt gdzie ja jestem i co mi się stało? Pamiętam tylko moment w którym zobaczyłam faceta z wycelowaną do Ciebie bronią - powiedziałam.
- Jesteś w prywatnym szpitalu, kiedy byliśmy w klubie i rozmawialiśmy nagle mnie popchnęłaś na ziemie i sama dostałaś kule w bark - pokazał na ranę - Uratowałaś mi życie mała, gdyby nie ty to by mnie tu nie było.
Na szczęście przyjęłam tą kulę, bo nie wiem co bym zrobiła kiedy kolejna osoba byłaby przeze mnie w jakiś sposób zraniona, a teraz nawet zabita.
- Ile tu leżę? - zapytałam trochę wystraszona, ale na szczęście na razie nic mnie nie boli.
- Dwa dni, lekarze od razu przeprowadzili operacje kiedy Cię przywiozłem straciłaś ogromną ilość krwi, ale udało im się ciebie uratować, nie wiem co bym zrobił jakbyś tego nie przeżyła - powiedział, a ja widziałam coraz bardziej szklące się oczy chłopaka.
CZYTASZ
Aż do śmierci
RomanceTOM I - Aż do śmierci TOM II - Aż do grobu Jestem Aurora Espito mam dwadzieścia jeden lat oraz mamę i przyjaciółkę, które kocham ponad życie. Moja przeszłość nie była zbyt łatwa, ale teraz trzeba skupić się na tym co się stanie w przyszłości. Czy d...