Rozdział 3

4.2K 168 3
                                    

Rozdział 3

Patrzyłam na swoją twarz z wielkim guzem na czole odbitą w prostokątnym lustrze. Co chwilę wyrzucałam ze swoich ust jakieś przekleństwo na tego cholernego Wildera. Nie dość, że zepsuł mi dzień przez te swoje napełnione testosteronem odzywki, przez które zostałam zawieszona, to jeszcze mam na twarzy stłuczenie wielkości piłki pingpongowej. Nie wspominam o sukience        i pójściu na ten przeklęty bal czy cokolwiek to jest. Shit, shit, shit. Matko, przecież do tego będę musiała założyć szpilki ! Czeka mnie upokorzenie przed wrogiem… pięknie, jasna cholera. Ugh, nienawidzę go. Nagle gorzko zaśmiałam się do lustra , bo pewna myśl zaświtała mi w głowie. Oczywiste stało się bowiem dla mnie dlaczego Fletcher tak łagodnie potraktował Wildera. Nie dość, iż był bogaty, to dodatkowo jego rodzice są wpływowi, co powoduje, że mogą pociągać za wiele sznurków w tym mieście. No, a mój ukochany dyrektor uwielbia pławić się w blasku takich osobistości. Sprawa rozwiązana.

Westchnęłam ciężko po raz kolejny wyzywając ludzi, dla których największą wartością są pieniądze, uważających, że samo już ich posiadanie czyni ich panami świata, w którym swobodnie mogą dyrygować ludźmi. Do tej pory pamiętam ja wykorzystywany był mój ojciec, kiedy, przed paroma laty, ledwo wiązaliśmy koniec z końcem. Szybko otrząsnęłam się z tych myśli, wspominanie złych chwil z przeszłości nigdy nie wychodziło mi na dobre, powodowało tylko ten głupi ucisk w gardle oraz pieczenie w oczach. Nienawidziłam płaczu, ani uczucia bezsilności, i to właśnie tamten okres ukształtował mój charakter takim, jaki jest teraz. Patrzyłam na świat z przymrużeniem oka, umiałam walczyć o swoje, a także nie przejmowałam się zbytnio niczym, a już szczególnie opinią innych. Na przykład teraz, byłam wdzięczna, że ludzie ze szkoły nie zobaczą mnie z tym wielkim guzem na czole, który zapewne następnego dnia przybierze jakiś niezdrowy kolor śliwki, ale nie z powodu kpin ze strony nie cierpiących mnie osób, a dlatego, że wszyscy pytaliby się skąd to mam. I co niby miałabym odpowiedzieć?

„A, no, wiesz, mój ojciec zakomunikował mi, że idę na bal organizowany przez rodziców Wildera, mojego wroga numer jeden, więc walnęłam głową o stół. Przy okazji, będę musiała wbić się w kieckę i szpilki! Cudownie, czyż nie?”

Tak, to na pewno zabrzmiałoby świetnie. Oczywiście, istniała możliwość skłamania, ale nie lubiłam tego robić, to była ostateczność.

Nagle usłyszałam charakterystyczne pukanie do drzwi od łazienki, co dziwne, nawet nie zarejestrowałam, że ktoś tutaj idzie, a nie było to specjalnie trudne w domu tej wielkości, o dość cienkich ścianach.

- Co jest, Mia? – zapytałam odwracając się od lustra i po cichu podchodząc do wyjścia.

- Sprawdzam czy nie próbujesz targnąć na swoje życie. Coś tak pomyślałam, że wizja ciebie, wbitej w obcasy, w jednym pomieszczeniu z Jacem to za dużo. – zachichotała, a ja przewróciłam oczami rozbawiona tym, jak dobrze mnie zna. Otworzyłam drzwi posyłając jej wesołe spojrzenie z jedną brwią uniesioną ku górze.

- Serio, myślisz, że z powodu tego dupka coś sobie zrobię ? Błagam, miałabym darować sobie skopanie mu tyłka? Nie sądzę, nie mogę odmówić sobie tej przyjemności. – uśmiechnęłam się mściwie już knując chytry plan. Mia podreptała cicho za mną, aż do mojej sypialni. Po drodze zapytałam – A gdzie jest nasz Alexander?

- Po pierwsze to mój Alex – dała nacisk na dwa ostatnie słowa, ale wiedziałam, że to tylko przekomarzanie. Weszłyśmy do mojego pokoju i rozłożyłyśmy na łóżku. – Po drugie, siedzi wciąż z twoimi rodzicami. A po trzecie, tak a propos, strasznie wyglądasz z tym czymś na czole. – posłałam jej mordercze spojrzenie, a ona po chwili usilnych starań wybuchnęła niekontrolowanym śmiechem. No nie, zabije ją zaraz, uduszę! Nim zdołała zauważyć co się dzieje ja już siedziałam okrakiem na jej brzuchu.

Blind faithOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz