Rozdział 1

13K 306 44
  • Zadedykowane Dla tych, którzy wierzą...
                                    

Dla tych,

Którzy wierzą...

Rozdział 1

Siedziałam na jednym z krańców skórzanej, czarnej kanapy w gabinecie dyrektora, wysłuchując wykładu o moim nagannym zachowaniu.

- DOLORES! Czy ty w ogóle słuchasz tego, co mówię? – skrzywiłam się słysząc swoje imię, po czym spojrzałam na dyrektora Fletchera z wyrzutem.

- Jak pan może myśleć, że pana ignoruje? Oh, mój drogi panie F. jak bym mogła? – zacmokałam zirytowana, napawając się widokiem profesora różowiącego na twarzy. Strasznie nie lubił, gdy mówiłam do niego takim lekkim tonem jak do dobrego kumpla, ale przychodząc do niego średnio raz w tygodniu, nie mogłam się nie przyzwyczaić i traktować tego na poważnie. – Zresztą zwala pan całą winę na mnie, a szanowny idiota Wilder też tutaj jest! Nie mam zamiaru brać całej odpowiedzialności, kiedy zostałam przez niego sprowokowana. – warknęłam i rzuciłam wkurzone spojrzenie na chłopaka, siedzącego po drugiej stronie sofy. Nowy w szkole i już myślał, że wszystko może, ale nie ma tak łatwo. Ta szkoła nie należy do niego i nawet ta jego ładna buźka mu nie pomoże. Przeczesał swoje jasne włosy i spojrzał na mnie rozbawiony zielonymi oczami. Znałam go zaledwie dwie godziny, a już miałam serdecznie dosyć. – Czego? – syknęłam na skraju wytrzymałości.

- Panno Finlay! Pani zachowanie względem nowego ucznia jest karygodne. Znosiłem te niezliczone wyskoki, ale teraz trzeba coś z tym zrobić. Jeszcze jeden wybryk, a zostanie pani wydalona ze szkoły. Teraz proponuję tygodniowe zawieszenie, po którym mam nadzieję ujrzeć twoje nowe oblicze, które nie będzie rozwalało szkolnych ławek, ani wszczynało bójek z innymi uczniami tylko dlatego, że krzywo na ciebie spojrzeli. Rozumiemy się? – spojrzałam z niedowierzaniem na Fletchera, otwierając usta jak ryba, aż w końcu wydusiłam z siebie:

- To chyba żart! Mam ponosić odpowiedzialność za niego? – czerwona ze złości pokazałam palcem na Jace'a i, korzystając z okazji, wygodniej usiadłam na tej piekielnie niekomfortowej kanapie. – Zrobiłam wiele rzeczy, jak wybicie drzwi w sali pani Wong, pomazanie budynku sprayem z dość nieładnymi słowami, pobicie się z kapitanem drużyny football'owej też nie było dobrym posunięciem, choć miło było widzieć jego limo pod okiem przez tydzień. I ten kosz na boisku... W każdym razie, to on złapał mój tyłek! Miałam mu na to spokojnie pozwolić? To podchodzi pod molestowanie, a pan...

- Cicho! Tydzień zawieszenia, a teraz proszę wyjść, zanim zmienię zdanie i wylecisz już teraz. – chciałam się dalej wykłócać, lecz jego spojrzenie pozbyło mnie wszelkich złudzeń. Jedno słowo i mogę się pożegnać. - Pan też może już opuścić gabinet. Mam nadzieję, iż kolejne dni będą lepsze. – Wilder posłał uprzejmy uśmiech dyrektorowi, który też odwzajemnił gest – Też mam taką nadzieję. – poderwałam się z kanapy i wymierzając policzek Jace'owi, starłam mu ten wkurzający uśmiech z twarzy i czym prędzej wybiegłam do domu, porywając po drodze moją czarną torbę.

Świetnie! Nie wiem, kim był ten cały Wilder, ale najwyraźniej miał chody u pana Fletchera. Cóż, nie zdziwiłabym się, gdyby jego rodzice dali pieniądze szkole, wyglądał jakby wszystko miał podawane na złotej tacy. Pięknie! Toczę wojnę z zadufanym w sobie dupkiem, przez którego jestem na skraju perspektywy wydalenia z budy. Oh, znakomicie. – pomyślałam z sarkazmem. – Jeśli jednak dyrektor i ten pacan myślą, że puszczę to płazem, to się bardzo mylą. Wybadam terytorium wroga i wtedy zaatakuje, tak, aby przy tym nie oberwać rykoszetem.

Otworzyłam zardzewiałą bramę, która złośliwie zapiszczała i ruszyłam wyłożoną dużymi kamieniami ścieżką do małego, parterowego, kremowego domu. Potrzebowałam się jakoś wyżyć, dlatego mocno trzasnęłam frontowymi drzwiami w kolorze burgunda, kiedy byłam już w niewielkim przedpokoju.

Blind faithOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz