Rozdział 5

3.2K 167 14
                                    

< taka szybko informacja : od teraz akcja dzieje się w USA, nie w UK. Z racji na pewne wydarzenia tam lepiej jest umieścic akcję ;) >

Rozdział 5

Whoa, hola, hola, że co?! Ten blondasek jest bratem Nicka? Oh, Merlinie, tylko nie to!

- Czekaj – ej, pewne sprawy trzeba od razu uściślić, a ja nie mam zamiaru później się głowić, jak to możliwe, żeby ta gnida jest spokrewniona z, cóż, dziwnym, acz miłym brązowowłosym kolesiem. – Dobra, czy ty jesteś z nim spokrewniony? Bo wiesz, jakoś nie widzę podobieństwa między wami. On – siwa fretka chodząca koło czterech liter pana F. I, ty… dobra, w sumie nie wiem co o tobie mogę powiedzieć, ale na pewno nie to, że obmacujesz pierwsze lepsze zgrabne tyłki! – pod koniec warczałam i, kurde, to mogło zabrzmieć nawet seksownie. No, mogło, bo obracając się do Jace zaplątałam  obcas o sukienkę i straciłam równowagę lecąc do tyłu jak długa. Chwała wszystkim cherubinom, że nie poleciałam wprost w ramiona Jace, jak na tych tandetnych komediach romantycznych, bo przeżyłabym poważne załamanie nerwowe, nie wspominając o utracie najlepszych wyników w WRC[1]!

- Sam wdzięk, Finlay. – za ten sarkastyczny ton miałam ochotę go udusić! Jednak, jak dobrze wiemy, przemoc nie jest dobrym rozwiązaniem… dlatego trzeba zastosować bardziej szczwany chwyt! Zatarłam ręce i uśmiechnęłam niczym Grinch – oczywiście w myślach, nie mogłam tak jawnie okazywać, że coś kombinuję.

Korzystając z tego, że wciąż byłam w ramionach Nicka obróciłam twarz w jego stronę posyłając mu spojrzenie spod rzęs i delikatnie pogłaskałam jego policzek.

- Dziękuję.  – szepnęłam, a chłopaka na chwilę zamroczyło, za co przybiłam sobie mentalną piątkę. Może było to mało moralne, wykorzystywanie Nicka w celu zemsty na Jace’ie, ale flirt jest czymś normalnym, przecież to tylko niewielka intryga.

- Uh, nie ma za co. – mruknął z lekkim zakłopotaniem, a ja wiedziałam, że będę się za to smażyła w piekle. Jestem potworem!

Mimo to uśmiechnęłam się do niego i na odchodnym lekko szturchnęłam jego bok.  Och, teraz to wpadnę w ręce samego Szatana albo Lucyfera. Chociaż podobno Lucuś jest seksowny, więc nie może być tak źle. Cholera, nie wierzę, że na poważnie o tym myślę! Potrzebuję alkoholu, dużo alkoholu. Nick miał mi załatwić, ale Jace musiał wkroczyć do akcji. Palant. Muszę przyszykować dla niego bonusową zemstę, nie ma tak dobrze. Kiedy ten jeden, jedyny raz naprawdę potrzebuję alkoholu, to ten mi go odbiera! Nie wspominając, że muszę się napić przez niego, serio, przez niego jestem strasznie zdemoralizowana. I myślę o igraszkach z Lucyferem! Kurde, Lucek, Lucuś, Lucjan, jakkolwiek, wciąż brzmi to równie źle. Staczam się.

Tak czy owak, może ten szampan, o którym wspomniał mi Nick, podziała i wyplewi mi te zdrożne myśli z głowy. Cóż, ale zacznę tańczyć kankana z niewidzialnym Niosącym Światło. To byłoby już żałosne.

Chwiejnie przemierzając niekończący się korytarz zaglądałam do wszystkich pomieszczeń w poszukiwaniu kuchni. Zanim dotarłam na miejsce zbawienia zaliczyłam podglądnięcie jakieś parki w składziku, o ile ten mały pokój można nazwać składzikiem. Źli ludzie, wstrętni… acz mieli interesującą technikę, nie żebym się przyglądała, ale byli bardzo kompaktowi.

Docierając do kuchni miałam nadzieję, że jakimś cudem wydębię butelkę jakiegoś dobrego szampana, najlepiej tego, o którym mówił Nick. Będąc już przy nim, jestem ciekawa ile ma lat, bo na ucznia liceum nie wyglądał. Dwadzieścia? Może więcej. Przy najbliższej okazji będę musiała to wybadać.

Uchyliłam drzwi i, niczym tajny agent, zajrzałam do środka, by wybadać teren. Cóż, ludzie wydawali się być mili, z drugiej strony ja też na taką osobę wyglądałam, a potrafiłam wkurzyć każdego. Co mi przypomina, że zakonnice zabawnie się irytują. Nie pojmuję, czemu pytanie o to, czy wino kościelne jest dobre się tak je oburzyło. Zwykła, ludzka, młodzieńcza ciekawość.

Blind faithOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz