Rozdział 8

2.9K 138 6
                                    

Rozdział 8

Nienawidzę poniedziałku, pomyślałam słysząc ostry dźwięk budzika, w którym od razu nastawiłam drzemkę.

Mówię poważnie. Gorsza była tylko wczorajsza niedziela, kiedy to czułam, jakby dostała w głowę tuzinem batatów, a później zjadła je wszystkie na surowo. Moi przyjaciele nawet do mnie nie przyszli, gdy wyjęczałam im do słuchawki, że mam kaca mordercę. O nie, oni zaczęli mi śpiewać „Welcome to the jungle” na całe gardło fałszując jak wykastrowany królik. A raczej dwa króliki mające za sobą świetną noc, kiedy ja cierpiałam.

Po raz kolejny zastanawiałam się, czemu Wszechmogący pokarał mnie takimi przyjaciółmi. Przecież byłam dla nich miła! Przynajmniej okazjonalnie. No, i wspierałam ich związek i przyszłe małżeństwo. Dzieci raczej średnio, nie wiadomo, co ta dwójka spłodzi. Mimo to, starałam się, a oni mnie zlekceważyli. Musiałam się komuś wygadać, a rodzicom przecież nie powiem, że złoty chłopiec Wilderów celował we mnie bronią palną. O nie, dla nich samo posiadanie broni było czymś strasznym, a celowanie do ich córki? Boziu, rozpętaliby kolejną wojnę.

Budzik zadzwonił po raz kolejny i tym razem nie mogłam go zignorować. Podniosłam się, by go wyłączyć i zabrać za przygotowanie do szkoły, ale czując niemiłosierny ból brzucha, ponownie opadłam na miękki materac.

Super, czyli przyjechała ciocia Frania swoją czerwoną bryką. Przed to wszystko zupełnie zapomniałam.

Jęcząc i kuląc się ześlizgnęłam się z łóżka kierując do kuchni po wodę i tabletki. Wrzuciłam szybko kromkę chleba do opiekacza, po czym wyciągnęłam z apteczki moje zbawienne pigułki. Wycisnęłam dwie na blat wyspy, a opakowanie położyłam obok, by nie zapomnieć wciąż go to szkoły.

Grzanka wyskoczyła w głośnym brzdęknięciem i jęknęłam widząc, że znów ją przypaliłam. Czemu nawet cholerna grzanka nie może wyjść mi normalna? Ale to i tak wszystko wina mojej mamy, która przy dzieleniu genów oszczędziła mi tego daru. Albo moja, może wtedy, gdy rozdawali talent kulinarny stałam w innej kolejce? Na przykład świetną koordynację kciuków? Tylko czemu ta zharmonizowanie nie dotyczyło innych części mojego ciała, jak, na przykład nóg? Bezsens, mogliby już dawać wszystko komplecie, bo później człowiek, bardzo pokrzywdzony przez los, potyka się na prostej drodze. Co więcej! Twoi przyjaciele bezczelnie śmieją się z ciebie zamiast pomóc![1] Nie żebym postąpiła w takiej sytuacji inaczej, ale żeby nie pomóc, kiedy pewna osoba, nie mówię konkretnie kto, potyka się na chodniku, upada i przy tym uderza o słup, bo zobaczyła Lamborghini Gallardo Superleggera[2], które do setki przyspiesza w 3,2 sekundy? Przecież tej biednej duszyczce musiało być bardzo ciężko.

Pokręciłam głową, a mój wzrok padł na zegar wiszący nad wejściem do kuchni, który 8.32.

- Cholera! – wykrzyknęłam biorąc ostatni kęs tosta, którym o mało się nie zakrztusiłam i połykając tabletki. Do rozpoczęcia zajęć miałam niecałe pół godziny, a jedyne, co do tej pory zrobiłam, to zjedzenie zwęglonej grzanki, której okruszki pobrudziły moją, o kilka rozmiarów za dużą, bluzkę od piżamy, przez co wyglądałam jak górnik, i nafaszerowanie się pigułkami. Świetny poranek, wyśmienite rozpoczęcie poniedziałku.

Wpadłam do swojego pokoju, wyciągnęłam pierwsze z brzegu ciuchy i popędziłam do łazienki, po drodze uderzając się o framugę drzwi. Czemu nie robią tego dziadostwa z jakieś gumy albo pianki?! Opatentuję to i zostanę boginią fajtłap. Yeah, mam kolejny plan na życie.

Po szybkim prysznicu, ubraniu się i zredagowaniu moich włosów z kategorii ‘potraktowana szczotką do toalety” do „kukułcze gniazdo” wyszłam z domu biorąc jeszcze po drodze tabletki, wodę i czekoladę, która była moim nieodzownym przyjacielem w tych dniach. Wrzuciłam wszystko do torby, krzyknęłam „wychodzę”, co z tego, że nikogo nie było w domu, zamknęłam dom i, zanim ruszyłam biegiem, przeżegnałam się.

Blind faithOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz