Rozdział 28

1.6K 125 12
                                    

Rozdział 28

Obudziłam się w pomieszczeniu, które cuchnęło jak okopcona toaleta w melinie, zapakowana w puszkę po tuńczyku. Obrazowe? Jeśli nie, to pomyślcie, że obawiałam się ataku pełzających roztoczy i gigantycznych pleśni, który wykrzykiwały bojowe slogany i rzucały małymi kamykami.

Jęknęłam, kiedy zorientowałam się, że moje ręce są skute na plecach, a ja nie mogę przez to podrapać się w szyję, która irytująco swędziała. Największa zagadka życia – czemu swędzi cię wtedy, kiedy nie możesz się podrapać? Albo w kościele? Co, Szatan rzuca na ciebie wtedy jakieś czary, żebyś zbezcześcił to miejsce setką przekleństw i miotaniem się niczym opętaniec? Później pokażą cię w programie o egzorcyzmach i niedzielnej gazetce.

Dobra, ja tu o egzorcyzmach, a nie mam trupiego pojęcia, gdzie jestem. Poważnie, dlaczego ktoś znów atakuje mą cnotliwą duszę? Wilderowie odpadali, mieli większą klasę i niewyobrażalnie wyższy poziom tortur. Poza tym, The Evil One chyba zaczynał ulegać mojemu niezaprzeczalnemu urokowi osobistemu. Nie dziwię mu się. Zaskoczyło mnie jedynie to, że tak długo to trwało.

- Halo, jest tu kto? – krzyknęłam zachrypniętym głosem. – Jestem samotna, zagubiona i czuję, jakby świat mnie nie kochał, więc, jeśli nie chcecie wyrzucać kasy na mojego psychologa, to przyprowadźcie tu swoje tyłki! Smutno mi. Nuuudzi mi się, ludzie. Mogę was chociaż trochę podręczyć? Albo pośmiać? Ewentualnie wybebeszyć?– wątpiłam, by porwała mnie jedna osoba, no bo, kto byłby aż tak głupi. Ktoś sam na sam ze mną popełniłby seppuku szybciej, niż skończyłabym swój monolog o tym, dlaczego Cumberbatch powinien zagrać Dr. Strange. Jeśli to by nie zadziałało, to mogę mu walnąć wykład o bakteriach znajdujących się w pępku i niezdrowym fetyszu stóp. Nie żeby coś, ale Jace nie mógł się do mnie zbliżyć bez skarpet, co go niezmiernie frustrowało. W każdym razie, sprawa była poważna, bo Coś było głodne, a mi chciało się siusiu. Bardzo. Mój pęcherz był jak napalony i gotowy penis w trakcie wzwodu na widok modelki Victoria’s Secret. Ledwo wytrzymywał. I pewnie też zsiniał. Choć lepiej, żeby nie.

Z nudów i dla rozproszenia, zaczęłam śpiewać hymn Wielkiej Brytanii. Dobra, znałam tylko pierwszą zwrotkę, ale zaśpiewałam ją kilka razy, co w końcu mi się znudziło, więc zaczęłam nucić Keep Awake[1]. Już po chwili zorientowałam się, że nie był to najlepszy pomysł, skoro w piosence jest o zabijaniu. Pal czarownicę, jeśli ja kogoś zadźgam nożem, gorzej, jeżeli to ja zostanę ofiarą. Hmph, zawsze mogłam zaśpiewać o Żniwiarzu. Właśnie w tej chwili nastał moment, w którym chciałam uderzyć o coś moją głową. Nie mogłam tego jednak zrobić, bo byłam, kuźwa jego naleśnikowa mać,  skrępowana! Czy ja mam tak wysokie wymagania? Za to obskurne otoczenie należy mi się coś w zamian.

W tej chwili i do tej scenerii idealnie pasowałyby pokruszone kości, owcza skóra i muzyka trance w tle. Wiecie, zbuntowani buddyści na LSD, wokół których krążą naćpane kozy.

Zmrużyłam oczy, by zobaczyć coś więcej, ale tu było ciemniej, niż w jelitach mumii w piramidzie szpanerskiego faraona. Serio. Albo straciłam wzrok z głodu. Jeśli tak, to wypatroszę ludzi, przez których nie będę mogła oglądać seksownych tyłków. To prowadzi mnie ponownie do tego, że nie wiem, kto mnie porwał, co znów oznacza, że jestem jeszcze bardziej wkurzona. I chce mi się siku. Poza tym, jestem głodna, jakbym nie wspominała. Niech mnie torturują, ale z pełnym żołądkiem!

Dobra, muszę przestać myśleć o frytkach i milkshake’ach, nawet jeśli moje ulubione mają w sobie wszelkie kombinacje tablicy mendy Mendelejewa. Dedukcja. Trzeźwe myślenie. Rekonstrukcja wydarzeń. Chochliki, może będę na ID! Ok, skup się. Morda w wazelinę, Wando!

Dobra, skoncentrowałam się na ostatnich chwilach przed moim odlotem w ciemność. Co nic mi nie dało, bo w głowie miałam jedno, wielkie nic. Zawsze tak było, ale teraz przybrało to inną formę, Wando, dziękuję za wsparcie!

Blind faithOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz