Rozdział 24

2K 122 15
                                    

Rozdział 24

 

Poranki są straszne i powie tak każdy normalny człowiek. Mam na myśli, pierwszy moment po przebudzeniu to czysta karta, która w następnej chwili zapełnia się wspomnieniami, które powinny zostać na zawsze zakopane tam, gdzie nikt nigdy nie szuka. Jak w słowniku do języka węgierskiego. Albo w pojemniku z brukselkami polanymi płynną witaminą D, która smakuje  jak metaliczne, mdłe ryby z ogromem tłuszczu. Yummi, co?

W każdym razie, najpierw mamy cudowną pustkę, która zazwyczaj gości u mnie na lekcjach ścisłych, później wracają wspomnienia, a na końcu uświadamiasz sobie, że jesteś przykuta do łóżka w pokoju dziecka mafii, z którym przez całą noc osiągnęłaś osiem orgazmów.

Dobra, zapędziłam się, ale to moja wyobraźnia chce, by brzmiało to bardziej zwariowanie, jakbym była wyzwoloną kobietą. Serio, kto by uwierzył, że Wilder był w stanie osiągnąć taki rezultat z kimś, kto nie jest jego klonem? To kieruje mnie do odpowiedzi, dlaczego planuje pójść na jedną z uczelni Ivy League, która, tak nawiasem, ma świetny program klonowania.

Nie mniej jednak, chłopak spisał się lepiej, niż myślałam. Nie to, że zastanawiałam się, jaki jest w łóżku.

Dobra, może raz, kiedy wydłubywałam sobie wykałaczką tuńczyka spomiędzy zębów. Ale ej, czasem dajemy się ponieść takiej właśnie nastrojowej chwili, która prowadzi nas do zadziwiających i obrzydliwych rozmyślań.

W sumie prawda jest taka, że nie jadłam tuńczyka, odkąd skończyłam siedem lat, kiedy to kot Amber polizał mój kawałek ryby, który później ugryzłam. Oczywiście zorientowałam się, że coś jest nie tak i wrzuciłam go na talerz kuzynki, ale i tak mam traumę. Moje życie obfituje w wiele strasznych wspomnień, które są mi do tej pory wypominane przez przyjaciół. Hitem było zacięcie się kartonem z mlekiem. Nie było w tym nic zabawnego, czy to komiczne, że przedmioty martwe spiskują przeciw mnie?

Jęknęłam, kiedy kolejny cichy pomruk opuścił usta śpiącego Jace’a. Nie, on nie chrapał, tylko pomrukiwał, jakby właśnie dostał basen koktajlu z mango i rumem. Miałam nadzieję, że do niego wskoczy i się utopi, bo obecnie żył i, gdyby to kogoś interesowało, był bardzo pobudzony, jednak nie w sposób, który mi pasował. Chciałam wstać i pomaszerować do kuchni, żeby coś zjeść, ponieważ, jak się okazało, podwójne spełnienie zżera sporo energii. No dobra, powiedzmy, że dwa i pół, choć wciąż mam zamiar się zemścić za to, że tak brutalnie przerwał mój orgazm, kiedy nagle stwierdził, że z zaskoczenia lepiej będzie zerwać mój wianuszek. Jace i myślenia przynosi beznadziejne efekty, choć z drugiej strony boję się pomyśleć, co by było, gdyby nie myślał.

Powoli poruszyłam się, jednak ramię, które owinęło się wokół mojego biodra, niczym jo-jo po spektakularnie schrzanianej sztuczce, jeszcze mocniej mnie oplotło. Przydałaby mi się teraz packa na muchy, żeby zacząć choćby myśleć, o wyrwaniu z jego szpon. Serio, czułam się, jakbym spała z Edwardem Nożycorękim czy coś.

A tak w ogóle, to w nocy wpadłam na genialny pomysł dotyczący paralizatora. Jego genialnym zamiennikiem byłby depilator. Przecież działa podobnie, może z mniejszym natężeniem, ale co tam, jakby tak brutalnie przejechać nim po jego siwej czuprynie, płakałby przez kilka dni. A ja nie musiałabym gapić się na jego łasicowate kudły.

Westchnęłam, patrząc w górę na spokojną twarz Wildera, który zdawał się kpić z mojego głodu i chęci pójścia w cholerę. Nawet, jeśli oznaczałoby to przechadzkę wstydu – w pomiętych ubraniach, czymś na głowie, co przypominało kokon przesuszonych róż jerychońskich i obolałymi mięśniami, przez co pewnie będę chodzić jak kaczka po rodeo.

Blind faithOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz