Rozdział 16

2.2K 143 15
                                    

Rozdział 16 

  

Wchodząc po schodach, ból w kolanach wzmógł się, przez co, będąc gdzieś w połowie drogi, potknęłam się i, gdyby nie cholernie silny uścisk dłoni Jace'a na moim łokciu, to spadłabym z tych durnych schodów. Poważnie, kto mając w domu do wyboru windę i schody wybiera tą drugą opcję? No tylko debil na miarę Wildera. Ja tam tak dla zdrowia bym nią sobie jeździła, a później mówiła innym, że przebyłam około pięćdziesiąt pięter w dół i w górę. No i co, podskoczą mi? No oczywiście że nie. Ale byłby ze mnie paker. 

- Co tobie?! - warknął Jace, kiedy ja tu przeżywałam katusze. Dupek. Odburknęłam mu jedynie i, ignorując jego wściekłe spojrzenie, ruszyłam dalej. Smarowanie pleców trollowi wydaje się już bardziej atrakcyjne od znoszenia jego obecności, o dotykaniu nie wspominając. - Zapytałem się ciebie. - dodał w tym samym tonie co poprzednio, szarpiąc mnie przy tym tak, żebym obróciła się twarzą do niego. Syknęłam, ponownie tracąc równowagę, tym razem nie ze względu na brak tego cholerstwa, zwanego koordynacją, ale przez autentyczny ból. Oczywiście on mnie trzymał, więc nie spadłam, choć, jeśli ktoś jest ciekaw, to wolałabym spaść.  
 

Pozbawiony czucia, humoru i mózgu głąb. 
 

- Wyobraź sobie, ty zakuty łbie, że przez twojego odmóżdżonego brata, moje kolana cierpią! Płaczą wręcz i to nawet czerwoną breją, tak zwaną krwią. Podejrzewam, że wiesz o czym  mówię, bo często masz okazję to widzieć. - popatrzyłam na niego gniewnie i szarpnęłam ręką, ale nie wysunęła się ona z uścisku Jace'a nawet o milimetr. Z całym obrzydzeniem do samej siebie, było w tym coś gorącego. Kurde, był silny, naprawdę. Powiodłam wzrokiem po jego posturze i nie wiedziałam, jak w takim czymś może być tyle mocy. Nah, ja to tam byłam tylko mocna w gębie i bez skojarzeń, proszę, bo jestem tu w stu procentach poważna i głęboko zaniepokojona swoimi myślami.  
 

 
Nim się zorientowałam, jego ręce opuściły moje przedramiona, a znalazły się na talii. Ej, jej, moja dziwna fascynacja to jedno, jego wybryki to druga, więc niech on sobie, przepraszam bardzo, nie pozwala na takie swawole. Damie należy się szacunek. 
 

- Ty, łołoł, nie pozwalasz sobie na zbyt wiele? - zapytałam, a po chwili cicho pisnęłam, bo podniósł mnie na tych cholernych stopniach do czeluści piekieł, co, moim skromnym zdaniem było idiotyzmem, bo przecież zaraz się przechyli i oboje zginiemy, a to przecież byłaby dla mnie ogromna tragedia, zginąć tam razem z nim, albo, co gorsze, POD NIM! Czy ja nawet nie mogę zginąć z klasą? Już wyssanie krwi przez pijawki brzmi sympatyczniej. - Ja pie... etruszka, co ty, do mola włosienniczka, robisz?! Czy ja pozwoliłam ci się tykać? - nie będzie dla was chyba niespodzianką, że mówiąc to, wierzgałam nogami, próbując trafić go w czuły punkt.  
 

- Skoro ty nie możesz chodzić, to cię tam wprowadzę. - mruknął w odpowiedzi, kiedy ja wyginała ręce pod dziwnym kątem, żeby walnąć go w czerep. 

Nienawidzę swoich króciutkich rączek. 
 

- Winda też brzmi dobrze, wiesz?  
 

- Nie najgorzej, ale tu mam zapewnione przyjemne widoki. - warknęłam sfrustrowana i, wierzcie mi, nie w ten przyjemny sposób. 
 

- Ugryź mnie w tyłek, Wilder. - warknęłam, zwieszając poddańczo ręce. Wolę nie ryzykować upadku, nie żeby coś. 
 

- Z wielką przyjemnością. - zaśmiał się, a ja wpadłam w panikę. CO?! Nienienie, nie zgadzam się! Poczułam jakiś ruch i zaczęłam się wyrywać, całkowicie zapominając o tym, że znajdujemy się przy barierce, za którą są cztery metry powietrza. - Kurwa, przestań, zaraz spadniemy. - sapnął Jace, a ja zastanowiłam się nad opcjami. Upadek albo jego obrzydliwe zęby na moich pośladkach. Wbrew pozorom nie jest to łatwy wybór, tak jak mówiłam, on na mnie nie jest zbyt fajną sprawą.  
 

Blind faithOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz