Rozdział 13

2.4K 128 6
                                    

Rozdział 13 

Umrę tutaj. 

Była to moja główna myśl, kiedy na zajęciach z nauk ścisłych, Jace wbijał we mnie gnijące patrzałki. Serio, ja podobnie patrzyłam w zeszłym roku na piłkę od koszykówki, która z impetem uderzyła mnie w zęby. Przeklęte dziadostwo. Nie dość, że ma to kolor pomarańczowy, POMARAŃCZOWY, to jeszcze jest ciężkie jak, świętej pamięci, babka Rudith. Chwała i część wszystkim bożkom, że już nie żyje. Nie lubiłam jej, wredna krowa. Nawet nie wiem czemu miałam nazywa ją moją babką, była z tej złej strony rodziny Amber. Nie żeby tam była jakaś dobra strona, ale wiadomo. Boże, jak ja tej kobiety nienawidziłam. Nazywała mnie grubiańskim pomiotem. No ja dziękuję bardzo, ale lepsze obelgi słyszałam w przedszkolu. Ok, nie żartujmy, nikt nie śmiał mnie obrazić, bo powalałam go moją elokwencją... Dobra, wrzucałam im paprochy do owsianki. Ale, ej, jak na pięciolatkę wykazywałam się nadzwyczajną pomysłowością. Może nie byłam najbardziej lubianym przedszkolakiem, jednak zdecydowanie najbystrzejszym i radzącym sobie z sytuacją, a nie latającym na skargę do nauczycielki bachorem, który ryczał, kiedy powiedziałam mu, że człowiek bez nosa przyjdzie po niego i wyssie z niego duszę. Dobra, w wieku 5 lat myliłam Voldemorta z dementorem, wielkie mi coś. Przez to było to czymś jeszcze potworniejszym, więc nie narzekam.  

Poczułam dotyk dłoni na moich włosach i wzdrygnęłam się. Ugh, za co. 

Powoli odwróciłam się do świra siedzącego za mną i uniosłam na niego brwi. Uniosłabym jedną, ale miałam wyglądać nonszalancko, a nie jak ktoś kopnięty prądem. A, serio, moje kontakty z tym kolesiem chciała ograniczyć do minimum. Niemal na każdej lekcji czułam, jak molestuje moje włosy wzrokiem, naprawdę. Miał z tym jakiś fetysz, ale czemu mnie obrał za główny cel? Nie wystarcza mu jego? Są wystarczająco zadbane jak na faceta. Poważnie, jego włosy błyszczą się bardziej od włosów Lucy, a ta to ma je perfekcyjne.  

-Czego, Ben?- mruknęłam, starając się nie prowokować. Przecież jeden mój ruch, a facet dostanie erekcji na cały dzień, taki ze mnie chodzący seksapil. 

-Um...-odchrząknął i wyciągnął do mnie dłoń z małym zawiniątkiem. Boże, mam nadzieję, że nie ma tam pukla jego włosów! Proszę, nie, nie, NIE! - To od Jace'a. - szepnął. Och. Och... to ja już jednak skuszę się na włosy tego psychola, serio, z wielką chęcią. Ben chyba coś wyczuł, bo zawahał się i cofnął dłoń. Doprawdy, teraz? A jak dotykałeś moich kłaków to nie byłeś łaskaw pomyśleć, a później jednak cofnąć tej łapy?! 

Wyrwałam mu kartkę z dłoni i dyskretnie rozłożyłam na ławce. Ja i dyskrecja. Jasne.  

"For the moon never beams without bringing me dreams 

Of the beautifulAnnabel Lee." *

Musimy pogadać. ~J. 

Czy ja przed chwilą stwierdziłam, że Ben jest świrem? Odwołuję to, Jace go przerasta. Serio, kto cytuje na zajęciach ścisłych Edgara Allana Poe dziewczynie, która zdecydowanie może go skrzywdzić? Nie zrozumcie mnie źle, ale, choć cenię sobie Poe'go, to koleś miał trochę nie po kolei w głowie, a jego wiersze były takie..., kurde, to był "czarny romantyzm". Bardziej gotem nie mógł już zajechać. Wyobraźcie sobie tego blondaska w stroju gotha, glanach i makijażem. Horror większy, niż to zazwyczaj jest w jego przypadku, a wiem coś o tym. 

Masz zamiar mnie zabić? A może jacyś zazdrośni ludzie z góry chcą się mnie pozbyć, bo zazdroszczą naszego 'gorącego' uczucia? Tyle w nim pasji... 

Nie widziałam sensu w podpisywaniu się, strasznie to protekcjonalne, więc po prostu podałam zwitek Benowi, który automatycznie wręczył go Jace'owi. Lekko przekręciłam głowę w jego stronę i zobaczyłam, jak marszczy brwi. Uhu, ktoś tu ma zdecydowanie zły humorek. Zaczął coś precyzyjnie pisać na karteczce, mrucząc pod nosem ordynarne słówka. Jakże by inaczej. 

Blind faithOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz