Rozdział 9, part II

3.6K 140 27
                                    

Niecałą godzinę później do domu wrócił ojciec. Wyglądał na bardzo zmęczonego, ale w tym momencie zbytnio się tym nie przejmowałam, bo naprawdę mógł mnie wcześniej powiadomić o tej kolacji z Wilderami. On albo mama, do której po wejściu do domu nie wypowiedziałam nawet słowa.

W napiętym milczeniu usiedliśmy do obiadu, a ja ignorowałam ich patrzałki wlepione we mnie. Jak chcą coś powiedzieć, to śmiało, ja nie mam zamiaru.

- Odezwiesz się w końcu? – na pytanie ojca prychnęłam grzebiąc w surówce, czy raczej dekoracji talerza. Jak to zielsko dla królików miało  być jadalne dla ludzi? Sałata, no błagam.  – Lori?

- Wy jakoś nie gadaliście o jutrzejszej kolacji, więc i ja nic do powiedzenia nie mam. – moi rodzice naraz jęknęli. Niech cierpią. No, tak troszeczkę.

- Lori, kochanie – zaczęła mama, a ja mentalnie zacierałam ręce – taka sadystyczna radość. – wiemy o tym od wczoraj, chcieliśmy to na spokojnie obgadać. – przewróciłam na nich oczami i przeprosiłam wstając od stołu.

- Jakkolwiek, za wszelki uszczerbek na moim, bądź Wilderów zdrowiu odpowiadacie wy. – wyszczerzyłam się do nich. – Poza tym, nie potrafię się na was długo gniewać. Idę przyszykować pokój na Star Wars, zaraz przyjdzie też Lucy.

- Lucy? – zapytał mój tato unosząc brew. Psia krew, czemu on to potrafi, a ja nie? Zaskarżę o to kogoś, toż to dyskryminacja, że jedni mają tak elastyczną twarz, a inny plastikową maskę. – Córka Wilderów, która przez ciebie miała karę?

- Serio, tato? – przewróciłam oczami i już zaczęłam się bać, że może za często to robię i któregoś dnia oczy utkną mi na górze. – O, ja zła demoralizatorka ucieleśnionych, biednych dusz. – pokręciłam tylko głową i powoli zaczęłam iść do swojej sypialni. – To był jej pomysł, dlatego tak dobrze się rozumiemy… w pewnych kwestiach. –  mruknęłam przypominając  sobie, jak ostatnio molestowała mnie, bym pobiegała z nią wieczorem po pobliskim parku. Nie dość, że ja staram się unikać biegania, to jeszcze w nocy latają te dziadowskie, mrożące krew w żyłach krwiopijcy z okropnie owłosionym ciałkiem. Znaczy, ja wiem, że one nie gryzą, ale mimo to są obrzydliwe! Więc kopałam, krzyczałam i zapierałam się, że nie pójdę.

Zmusiła mnie. Poszłam, przy czym po jakieś minucie wybiegłam z krzykiem, bo coś mnie musnęło w ramię. Takiego sprintu jeszcze u siebie nie spotkałam, nawet Lucy była wobec mnie bezsilna, a biega regularnie od czterech lat. Ależ byłam z siebie dumna, tym bardziej, że więcej się o to nie pytała.

Weszłam do swojego pokoju i rozglądając się dookoła stwierdziłam, ze przydałoby się trochę posprzątać. Chwyciłam leżącą na ziemi poduszkę i położyłam ją na łóżku, a bluzkę leżącą na krześle wrzuciłam do szafy, którą szczelnie zamknęłam, żeby Lucy nie mogła się do niej dostać. Przecież wywaliłaby z niej wszystko jęcząc przy tym, jakim to ja jestem zabójcą mody i kobiecości. Co ona ma do jeansów, dresów, szerokich t-shirtów i bluz?

Obejrzałam cały pokój jeszcze raz i wydawało się mi, że nie jest źle – przecież z bandą moich przyjaciół i tak zaraz będzie tu pobojowisko, więc co za różnica, czy po podłodze walają się mini modele samochodów, czy też nie? Najwyżej któreś z nich się na nich zabije, wchodzą tu na własne życzenie, więc ja żadnej winy za uszczerbek na ich zdrowiu nie ponoszę. Podniosłam jedynie mojego Cadillaca Fleetwood’a z 1955 i pogłaskałam jego czerwona karoserię. Był cudowny. Odłożyłam go obok PlayStation i ruszyłam ubrać czarne jeansy i bluzkę pod kolor, a maskę Lorda V. ułożyłam na łóżku uśmiechając się z zadowoleniem. Klasa.

Chwilę potem usłyszałam dzwonek do drzwi, więc poszłam je otworzyć dla Lucy, która dzierżyła w dłoniach wielkie pudło. Uniosłam na nią brwi zapraszając do środka niepewnym ruchem ręki. Boziu, co ona tam ma, całą swoją garderobę?

Blind faithOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz