Rozdział 33

1K 87 7
                                    

A/N: Jak to się mówi: Show must go on

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

A/N: Jak to się mówi: Show must go on...

Co by tu dużo nie mówić, cieszyłam się, że nie byłam w ciąży. Wiecie, wolałam nie zaczynać tak wcześnie i to w dodatku z tym degeneratem, który pewnie będzie chciał pobić wynik Marlona Brando w płodzeniu dzieci. Z całym szacunkiem do Marlona Brando, ale facet prawdopodobnie zmajstrował około piętnastki pociech, co już brzmi wyczerpująco. Że też miał czas, żeby je wychowywać przy takim tempie... Ale co ja tam wiem, dla mnie wykonywanie jednej czynności na raz jest już wyzwaniem.

- Łobuzie... - zaczęłam pierwsza rozmowę z Nickiem, który od godziny, jaką spędziliśmy razem w aucie, siedział cicho. Przyznacie, niepokojące zachowanie jak dla niego. Nawet teraz jedynie skinął głową dając znać, że słucha. - Zacznijmy od tego, że jad nie wypali ci ust tylko dlatego, że się do mnie odezwiesz. Znaczy, to na pewno się kiedyś wydarzy, jeżeli będziesz kontynuował program wsparcia dla kobiet niezaspokojonych cieleśnie, ale ze mną ci to nie grozi. I w ogóle to nie wiem, z jakiego powodu odebrało ci mowę, byłabym w stanie to zrozumieć, gdybym miała dziecko z twoim bratem, jednak tak nie jest, więc nie musisz się obawiać, że twój głos wywoła trwałą traumę u płodu. Skoro to wyjaśniliśmy, zjedź szybko tam, do tej pizzerii, bo umieram z głodu. - Jako że ta larwa dalej udawała, że nie wie, jak korzystać z narządu mowy, nie byłam pewna, czy wysłucha mojej grzecznej, pełnej pokory prośby. Mimo wszystko byłam pewna, że nie złamie mojego serducha i zjedzie, lecz, wywołując bolesny zawał serca, bo przecież, pft, istnieje bezbolesny, przejechał obok pizzerii z kamienną twarzą, bynajmniej nie greckiego boga, raczej jakiegoś paskudnego gargulca.

Byłam zdruzgotana. Pozbawiona nadziei.

No i głodna.

- Nicholas! - jęknęłam, niemal płacząc. Czy to, że nie spłodzę dziecka jego bratu od razu dyskwalifikowało mnie jako człowieka? Duh.

- Wolałbym jak najszybciej odwieźć cię do domu. Mam jeszcze do załatwienia parę spraw. - Jak cię uduszę, nie będziesz musiał załatwiać żadnych spraw. - Mówisz na głos. - powiedział, patrząc na mnie z ukosa, a ja, żeby wybrnąć z sytuacji, odchrząknęłam szybko i zadarłam głowę.

- Dlatego możesz czuć się ostrzeżony. - Dobrze mu dogadałam, Wando? Wando?! Co za paskudna lafirynda. Nie ma jej nigdy, kiedy jest potrzebna mi jej aprobata. Nie żeby jej zdanie się liczyło.

- Gdybym cię nie znał, naprawdę nie uwierzyłbym, że nie jesteś w ciąży. - Ten człowiek nie ma za grosz sumienia.

- Nie uważasz, że to trochę zbyt brutalne, porównywać mój charakter do ciężarnej kobiety? - Nie wnikajmy, że sama myślałam podobnie, nikt nie musi mnie jeszcze w tym utwierdzać. Ogólne przekonanie ma być takie, że jestem cudownym dzieckiem Ameryki. O co nie trudno na tle średniej.

- Powiedziałby raczej, że adekwatne. - uśmiechnął się półgębkiem i pewnie myślał, że wszystko zostanie mu wybaczone, ale, nie oszukujmy się, nie należę do wspaniałomyślnych ludzi. Im bardziej ktoś cierpi, tym szczęśliwsza byłam. To nie dotyczyło wszystkich, tylko tych, którzy byli... irytujący i w nieprzyjemny sposób obrzydliwi. Wiecie, jak reklamy środków na potencję albo grzybicę. Co czasami nie dzieliło wiele. - A właśnie... kim jest Wanda? - Skąd on o niej wie?! Tyle lat ukrywania jej przed światem poszło na marne.

Blind faithOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz