Przez następne dwa tygodnie Vera nie odzywała się do męża. Gdy Jacob informował dzieci o nowym domu, ona tylko stała z tyłu i nie siliła się nawet na przekonywanie ich co do zalet przeprowadzki. O dziwo, Inga i Niels z entuzjazmem zareagowali na perspektywę życia na nieznanej wyspie. Częściowo było to zasługą Jacoba, który bardzo zręcznie przedstawił całe przedsięwzięcie jako wielką, wspaniałą przygodę, niczym odkrywanie i zdobywanie nowych lądów. Dzieci cieszyły się na dom z dala od głośnych sąsiadów, ruchliwych ulic i śmierdzącego powietrza. No i oprócz tego mogły decydować o kształcie i wielkości pokojów czy wystroju wnętrz. Jacob pozwalał im popuścić wodze fantazji. Ostatecznie i tak wprowadzał swoje poprawki, ale dzieciom to nie przeszkadzało – nadal mieli poczucie, że mają decydujący wpływ na wygląd ich nowego, wyśnionego domu.
Przez kolejne tygodnie Jacob każdy wieczór spędzał przy biurku, kreśląc plany i przeglądając mapy Waldenholmu, które dostał z urzędu. Na budowę domu wybrał działkę na samym szczycie najwyższego wzgórza na wyspie. Do tej pory nie widział tego miejsca na żywo – decyzję o zakupie podjął niemal z marszu, wyłącznie na podstawie fotografii i map topograficznych – ale wiedział, że na całym Waldenholmie nie ma lepszej działki na ich potrzeby. Dom stanie na wysokim wzniesieniu we wschodniej części wyspy, niedaleko wybrzeża. Wzgórze miało ponad sto metrów wysokości, jego zbocze od strony środka wyspy było łagodne, natomiast od morza dzieliła je stroma skarpa. Gdyby doszło do wybuchu nuklearnego gdzieś na wybrzeżu kontynentu, powstała fala żadną siłą by ich nie dosięgła. Poza tym, sądząc ze zdjęć, z tego miejsca roztaczał się przepiękny widok niemal na całą wyspę, a z planów wynikało, że władze nie przewidują sprzedaży innych działek na szczycie.
Jednego wieczoru podeszła do niego Vera i spojrzała mu przez ramię na porozkładane na biurku plany, mapy i projekty. Nachyliła się i powiedziała cicho:
– Chciałabym, żeby nasz dom był biały. I żeby miał niebieski dach. Żeby wyglądał jak obłok na niebie.
Jacob popatrzył na żonę z zaciekawieniem.
– Dobrze – odpowiedział. – Taki właśnie będzie. Najpiękniejszy dom na świecie.
Objął ją w pasie i przysunął do siebie, a ona pogładziła go po włosach, nie odrywając wzroku od leżących na biurku papierów.
Na następny tydzień umówili się z nadzorcą wyspy na oficjalną prezentację działki. Były już wakacje, więc wzięli ze sobą dzieci. Mieli spotkać się o wpół do dwunastej w niewielkiej nadmorskiej miejscowości o nazwie Temsted, skąd w samo południe wypływa prom na Waldenholm. Miasteczko nie było zbyt okazałe – wzdłuż głównej drogi stało ledwie osiem drewnianych, rozpadających się chat, a budynek przy nabrzeżu wyglądem przypominał raczej niską, pomalowaną na biało stodołę z oknami. Zaparkowali przy nim samochód i ruszyli w stronę przystani. Powietrze było tu świeże, pachniało morzem i słońcem – zapach zupełnie nieporównywalny z dusznymi, gęstymi od fabrycznych wyziewów oparami miasta. Wiatr był silny, ale wywoływał raczej uczucie orzeźwienia niż zimna. Przy szerokim betonowym pirsie stał przycumowany niewielki prom z dużym, płaskim pokładem i wieżyczką przy prawej burcie. Na pokładzie stały już dwie ciężarówki, a po opuszczonym trapie kursowała w tę i z powrotem garstka robotników, ładując na statek jakieś skrzynie i worki.
– Nadzorca mówił, że mamy poczekać na niego przy nabrzeżu – powiedział Jacob. – Zostańcie tu, ja pójdę zapytać w tej szopie. To chyba jakieś biura.
Ruszył w stronę białego budynku. Do ściany od strony morza dobudowana była weranda, która ciągnęła się na całej długości biur. Stał tu siwy, brodaty mężczyzna. Opierał się o balustradę i przyglądał się robotnikom ładującym towar na statek.
CZYTASZ
Azyl
Mystery / ThrillerLata 50. XX w. Dwie rodziny osiedlają się na małej bałtyckiej wyspie Waldenholm oddanej niedawno pod osadnictwo cywilne. Choć Martinsenów i Fischerów różni praktycznie wszystko, bardzo szybko będą musieli znaleźć wspólny język, aby przezwyciężyć gr...