Dziś poniedziałek, więc jak zawsze tego dnia Jacob wsiadł w samochód i ruszył w stronę przystani, by odebrać kolejną dostawę zamówionego wcześniej jedzenia. Jechał błotnistą drogą, starając się unikać większych kałuż. Wpatrywał się w szarą pustkę przed maską samochodu i pozwolił, by jego umysł zalał potok zupełnie przypadkowych myśli. To była ich pierwsza jesień na wyspie i dzięki Bogu na razie nie przyniosła im żadnych przykrych niespodzianek. Przerw w dostawach prądu nie było już od dobrych trzech tygodni, prom wciąż kursował regularnie, a Jaspers mówił, że być może jeszcze w tym roku zaczną kłaść asfalt na drodze do ich domu. Nawet jeśli byłoby to tylko kilka kilometrów, to i tak znacznie przyspieszyłoby przemieszczanie się między wschodnią a zachodnią częścią wyspy. Jednak największym optymizmem napawał Jacoba fakt, że już od kilku miesięcy nie pojawiły się żadne doniesienia o tym dziwnym zwierzęciu, z którym zetknął się pierwszej nocy tutaj. Może faktycznie było to ostatnie zwierzę na wyspie i zdążyło już zdechnąć z braku jedzenia? Albo spłoszyła je coraz większa liczba robotników? Ciekawe tylko, skąd się w ogóle wzięło? Mogli je tu sprowadzić Niemcy. Mogło też uratować się z jakiegoś statku, który zatonął gdzieś w pobliżu. Spróbował sobie przypomnieć jakieś historie na ten temat, na które mógł się kiedyś natknąć w redakcji, ale nic nie kojarzył. Zresztą chętnie pozwoliłby, by ta dziennikarska ciekawość pozostała niezaspokojona w zamian za pewność, że jego rodzina jest tu już całkowicie bezpieczna. Na razie wszystko na to wskazywało i Jacob coraz poważniej rozważał zdjęcie ogrodzenia wokół ich domu.
Samochód stoczył się w dół zbocza w kierunku przystani i zatrzymał się tuż obok postawionej niedawno symbolicznej bramy z napisem „Waldenholm wita”. Jacob wyszedł z auta i od razu poczuł uderzenie silnego, zimnego wiatru od morza. Postawił kołnierz płaszcza, by osłonić szyję, i wszedł na betonowy pirs. Spojrzał na zegarek. Za kilka minut powinien zobaczyć prom. Gdyby nie ta mgła, pewnie widziałby go już teraz.
– Morze jest jeszcze spokojne – usłyszał za sobą znajomy głos. Nie zauważył wcześniej zbliżającego się Jaspersa. – Ale w radio nadawali, że wieczorem nad Bałtykiem zetkną się dwa fronty. Mam nadzieję, że zamówiliście jedzenie na cały tydzień.
– Mamy zapasy – przyznał Jacob i podał rękę uśmiechniętemu rozmówcy.
– Byłem w biurze i widziałem, jak przyjeżdżasz. Pomyślałem, że się przywitam. A właśnie, nie zdążyłem jeszcze cię spytać: jak ci się podoba mój pomysł wcielony w życie?
Jaspers kiwnął głową w kierunku smutnej bramy z szarych, betonowych bloków, z topornie wyrytym i wymalowanym na czarno napisem na szczycie. W taki dzień jak dziś konstrukcja prezentowała się wyjątkowo upiornie.
– Bardzo ładna – stwierdził Jacob.
– Chyba nie jesteś przekonany, co? – zauważył Jaspers, ale uśmiech nie zniknął z jego twarzy.
Mimo coraz chłodniejszych dni on wciąż nosił ten sam słomkowy kapelusz co latem.
– Ale masz rację. Przyznam, że też inaczej ją sobie wyobrażałem. Ale to nic, jak rozkręcimy interes, to postawimy nową. A póki co można by ją jakoś pomalować, co myślisz?
– Tak, to dobry pomysł.
Jacob musiał przyznać, że optymizm, jakim promieniował Jaspers, i jego podejście w stylu „damy radę” były niemal zaraźliwe. Zastanawiał się często, na ile jest to wrodzona cecha jego charakteru, a na ile wyuczona poza podpatrzona podczas jego wyjazdów do Ameryki. Na wszelki wypadek postanowił zmienić temat:
– Holger coś się spóźnia.
– Nie będzie go – odpowiedział Jaspers. – Mówił ostatnio, że ciągle jedzą zapasy z ostatniego tygodnia, więc nie będą robić nowych.
CZYTASZ
Azyl
Mystery / ThrillerLata 50. XX w. Dwie rodziny osiedlają się na małej bałtyckiej wyspie Waldenholm oddanej niedawno pod osadnictwo cywilne. Choć Martinsenów i Fischerów różni praktycznie wszystko, bardzo szybko będą musieli znaleźć wspólny język, aby przezwyciężyć gr...