27. Bezlitosne miejsce

16 0 17
                                    

Isaksen odłożył termometr i usiadł przy niewielkim stoliku. Słupek rtęci wskazywał prawie czterdzieści stopni. Leki, które podawali Mikkelowi, by zbić temperaturę, w ogóle nie działały. Chłopak spał na łóżku, oddychając ciężko i z rzadka pojękując z bólu. Rana pod bandażami wciąż wyglądała paskudnie. Isaksen jeszcze czegoś takiego nie widział. Rozmiar pazurów tego zwierzęcia był porównywalny z pazurami lwa lub niedźwiedzia. Niebywałe, że przez te wszystkie tygodnie mieszkał praktycznie tuż obok tej bestii. Równie dobrze to on mógł teraz leżeć w gorączce.

A może nie? Może to nie przypadek, że zwierzę zdecydowało się wskoczyć na piętro domu, właśnie do tego chłopaka, mimo że mogło zaatakować znacznie łatwiej dostępne ofiary? Isaksen wyciągnął z kieszeni marynarki złożone kartki z rysunkami, które zabrał z domu Fischerów. Rozłożył je na biurku i uważnie im się przyjrzał. Skąd ten chłopak je wziął? Co one oznaczają? A te runy? Bez wątpienia na dwóch z tych rysunków widać bestię podobną do tej, którą opisywali Martinsen i Fischer. To nie mógł być przypadek.

Isaksena dręczyła ta tajemnica. Wzbudziła w nim płomień ekscytacji, którego nie czuł już od bardzo dawna. Jego naukowa ciekawość nakazywała mu dowiedzieć się więcej. Mikkel teraz nic mu nie wyjawi, ale wydaje się, że ten drugi, Niels, też coś wie. Chyba powinien z nim porozmawiać. To jego obowiązek, skoro nikt inny nie jest zainteresowany prawdziwą przyczyną tej całej sytuacji.

Do pokoju weszła Erna Fischer. Do tej pory nie odchodziła od syna nawet na krok, ale w końcu musiała zejść na posiłek. Usiadła w milczeniu obok syna i zaczęła głaskać jego czoło. Zachowywała się tak, jakby w ogóle nie dostrzegała Isaksena, jakby był tylko eterycznym duchem niewidzialnym dla oczu śmiertelników. Mężczyzna chciał odruchowo spojrzeć w okienną szybę, zobaczyć swoje odbicie, jakby dla upewnienia się, że faktycznie tu jest. Zamiast tego jego wzrok padł na wielką, dębową szafę, którą zastawili okno. Spróbował wyobrazić sobie swoje odbicie – cienką skórę naciągniętą na wąską czaszkę, głęboko osadzone, zmęczone oczy, które zawsze zdawały się niknąć w oczodołach, wysokie czoło, które z każdym rokiem sięgało dalej i dalej kosztem coraz rzadszych siwych włosów. Odwrócił się i spojrzał na kobietę w głębi pokoju. Mimo że była niewiele młodsza od niego, przypominała mu matkę. Wydawała się równie bezradna w obliczu zagrożenia, zdana na łaskę okrutnego świata, zależna od osób, które się nią zaopiekują.

– Nie żałuje pan, że trafił pan na tę wyspę? – odezwała się nagle Erna, jakby wywołana przez jego myśli.

– Nie – odparł z wahaniem. – Gdy zgodziłem się na pracę tutaj, nie mogłem przewidzieć, co się tu wydarzy, więc chyba nie ma sensu obwiniać się o takie decyzje.

– Ale teraz pan wie – kobieta odwróciła twarz w jego stronę. – Podjąłby pan taką samą decyzję, wiedząc to co dzisiaj?

– To bez znaczenia. Nie analizuję swoich wyborów w ten sposób. Zawsze staram się wybierać jak najlepsze wyjścia w danej chwili. Jeśli zawiodły mnie akurat w to miejsce, to trudno, jakoś sobie z tym poradzę. Gdy przyjdzie czas, to znów wybiorę najlepiej, jak będę umiał, i nie będę miał później do siebie o to żalu. Ufam sobie. Przez ostatnich pięćdziesiąt pięć lat nie zawiodłem się na swoich decyzjach.

Kobieta pokiwała głową.

– To bardzo rozsądne podejście – przyznała. – Logiczne i wykalkulowane. Chłodne.

– Bezduszne, tak?

– Tego nie powiedziałam.

– Ale tak pani pomyślała – uśmiechnął się lekko Isaksen. – I pewnie ma pani trochę racji. Ale pani też już żyje na tym świecie jakiś czas i na pewno wie, że nie można pochopnie oceniać ludzi.

AzylOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz