6. Kupon

19 3 0
                                    

Znaczna część drogi z fabryki do domu wiodła przez las. Holger Fischer był z tego faktu bardzo zadowolony, bo w dni takie jak ten cienie drzew pozwalały odetchnąć od palących promieni słońca. W ciągu ostatnich piętnastu lat pokonywał tę trasę tak często, że byłby w stanie dojść do fabryki i z powrotem nawet z zawiązanymi oczami. Za sobą słyszał głosy jakichś chłopaków, którzy też skończyli już zmianę. Nie znał ich i nie obchodziło go, kim są. Zwykli smarkacze, którzy zatrudnili się na czas zwiększonej produkcji w zakładzie. Za dwa miesiące i tak ich tu nie będzie.

Wyszedł z lasu i kolejne sto metrów przeszedł piaszczystą drogą pośród pól. Rozpiął przepoconą koszulę, żeby przewietrzyć trochę ciało. Przez swoją tuszę i bujną brodę upał znosił wyjątkowo ciężko. Gdy wszedł między zabudowania, zrobiło się nieco chłodniej. Głosy grupki młodzików za jego plecami ucichły – musieli pójść w inną stronę. Holger wstąpił do sklepiku z wielkim napisem „ALKOHOLE” na witrynie i z ulgą powitał powiew chłodnego powietrza z elektrycznego wentylatora tuż przy drzwiach. Sklep był mały, ale bogato zaopatrzony. Półki tutaj zawsze uginały się pod ciężarem kolorowych trunków z całego kraju i nie tylko. W większości był to towar z dolnej półki, dopasowany do kieszeni tutejszych mieszkańców, chociaż było tu też kilka butelek o egzotycznych nazwach, fantazyjnych kształtach i absurdalnie wręcz wysokiej cenie. Holgera nie było stać na takie rzeczy, ale chętnie zawieszał na nich oko.

Właściciel – stary, kulawy Werner – był chyba jedyną osobą, która cieszyła się w miasteczku większym szacunkiem niż proboszcz. Proboszcza ludzie często obgadywali, Wernera – nigdy. Staruszek widział, jak w niebo wzbijały się pierwsze samoloty, i pamiętał, jak w fabrykach pracowało się po szesnaście godzin dziennie. Jednak ludzie szanowali go nie tylko z racji wieku i życiowych doświadczeń. Werner przede wszystkim umiał dochować tajemnicy i zawsze służył dobrą radą. Znał tutaj każdego i zdawało się, że zawsze wiedział, czego komu potrzeba. Zapewne też właśnie z tej przyczyny otworzył tu sklep alkoholowy.

– Cztery piwa, Werner – przywitał się Holger.

Starszy mężczyzna oplótł swoje chude palce wokół szyjek butelek na półce.

– Czemu tak oszczędnie? – zapytał.

– Jestem przed wypłatą – odparł Holger. – Przyjmujesz już zakłady na mecz?

– Przyjmuję, tylko że prawie nikt nie chce obstawiać. Mecz towarzyski, sam rozumiesz. Mało kogo obchodzi wynik.

– Mnie obchodzi. Wpisz mnie.

Werner sięgnął pod ladę, gdzie zawsze trzymał swój wymięty zeszyt, w którym notował zakłady. Holger miał wrażenie, że stary od lat używa wciąż tego samego zeszytu, że jakimś dziwnym sposobem wciąż przybywa w nim kartek, albo te wcześniej zapisane zmieniają się w puste. Tradycyjnie spróbował zerknąć ponad krawędź blatu, żeby spojrzeć, kto ile postawił i na jaką drużynę. Robił to bardziej z przekory, bo wiedział, że z Wernerem i tak takie numery nie przejdą.

– Oka sobie nie złam – upomniał go Werner. – Ile chcesz postawić?

Holger położył na ladzie banknot.

– Wszystko, co mam – powiedział. – Postaw to na naszych.

Werner spojrzał krytycznie na powyginany papierek na blacie, a potem jeszcze krytyczniej na jego właściciela.

– Jeśli to jest wszystko, co masz, to czym mi chcesz zapłacić za piwo? Kapslami? – spytał.

– To sprzedaj mi piwo na krechę.

– Wyczerpałeś limit na ten rok, przecież wiesz. Nic ci już nie sprzedam na krechę.

– Dziadek, bądź człowiekiem.

Staruszek zamknął zeszyt i popatrzył uważnie na Holgera.

– Zrobimy inaczej – powiedział. – Sprzedam ci dwa piwa zamiast czterech i dorzucę kupon na losowanie. Wciąż zostanie ci reszta, żeby jutro kupić rodzinie chleb na śniadanie.

– Daj spokój, przecież wiesz, że Erna sama piecze chleb.

Ignorując narzekania swojego klienta, Werner odstawił z powrotem na półkę dwie butelki piwa i położył na ladzie niewielki świstek papieru.

– Co to jest? Jakaś loteria? – zainteresował się Holger.

– W czwartek jest losowanie.

– Ile do wygrania?

– Nie ma gotówki, ale ponoć można wygrać kawał ziemi w jakiejś ładnej okolicy.

– O, to by było coś. Ziemia sporo kosztuje. Za takie pieniądze można sobie przyzwoicie pożyć ładnych parę lat.

– Głupi jesteś – skwitował Werner. – Sama pusta ziemia jest gówno warta. A tutaj państwo finansuje ci budowę domu. A to nie są małe pieniądze. Wybudowałbyś sobie porządną chałupę i albo byś w niej zamieszkał, albo wtedy sprzedał. Inaczej zrobisz kiepski interes. A póki co to trzymaj kupon i kup gazetę w piątek. Mają podać wyniki.

– Dobra, dobra – Holger machnął ręką, ale zabrał piwo, kupon i resztę pieniędzy. – Jesteś w porządku gość, Werner. Trzymaj się.

Wyszedł ze sklepu i poszedł dalej wzdłuż brukowanej ulicy w stronę domu. Mieszkali w małej, rozpadającej się ruderze, którą kiedyś można było nazwać domem dwurodzinnym. Ludzie, którzy mieszkali w prawym skrzydle, już pewnie tu nie wrócą. Holger wiedział jedynie, że mężczyznę zamknęli w pierdlu, a kobieta któregoś dnia zapiła się do nieprzytomności. Ze szpitala już nie wróciła, więc albo im uciekła, albo odwaliła kitę.

Przeszedł przez niewielkie podwórko i wszedł do chłodnego korytarza. Erna dopiero kończyła przygotowywanie obiadu, więc usiadł w fotelu w dużym pokoju i otworzył pierwsze piwo. Po kwadransie wrócił Mikkel, a chwilę później Erna zawołała wszystkich do kuchni. Usiedli przy stole i zaczęli jeść w milczeniu. Po paru minutach ciszy odezwała się Erna:

– Kran znowu przecieka.

– Przecież dokręcałem go w zeszłym tygodniu – wybełkotał Holger z pełnymi ustami.

– Znów przecieka – kobieta wzruszyła ramionami.

– Chrm – chrząknął Holger i odezwał się do syna, aby zmienić temat: – Co dzisiaj robiłeś, młody?

– Nic – odpowiedział Mikkel i wsadził do ust wielką porcję ziemniaków.

– Coś musiałeś robić – stwierdził Holger. – Byłeś na rowerze?

– Taa.

– I gdzie jeździłeś?

– Po lesie.

– I co tam w lesie?

– Nic.

– Kiedy zetniesz te kudły? Jeszcze trochę i zaczniesz wyglądać jak baba.

– Nie wiem.

– Chrm.

Gdy skończyli obiad, Erna zabrała się za zmywanie, Mikkel znów wyszedł z domu, a Holger wrócił do dużego pokoju i otworzył swoje drugie piwo.

AzylOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz