Znaczna część drogi z fabryki do domu wiodła przez las. Holger Fischer był z tego faktu bardzo zadowolony, bo w dni takie jak ten cienie drzew pozwalały odetchnąć od palących promieni słońca. W ciągu ostatnich piętnastu lat pokonywał tę trasę tak często, że byłby w stanie dojść do fabryki i z powrotem nawet z zawiązanymi oczami. Za sobą słyszał głosy jakichś chłopaków, którzy też skończyli już zmianę. Nie znał ich i nie obchodziło go, kim są. Zwykli smarkacze, którzy zatrudnili się na czas zwiększonej produkcji w zakładzie. Za dwa miesiące i tak ich tu nie będzie.
Wyszedł z lasu i kolejne sto metrów przeszedł piaszczystą drogą pośród pól. Rozpiął przepoconą koszulę, żeby przewietrzyć trochę ciało. Przez swoją tuszę i bujną brodę upał znosił wyjątkowo ciężko. Gdy wszedł między zabudowania, zrobiło się nieco chłodniej. Głosy grupki młodzików za jego plecami ucichły – musieli pójść w inną stronę. Holger wstąpił do sklepiku z wielkim napisem „ALKOHOLE” na witrynie i z ulgą powitał powiew chłodnego powietrza z elektrycznego wentylatora tuż przy drzwiach. Sklep był mały, ale bogato zaopatrzony. Półki tutaj zawsze uginały się pod ciężarem kolorowych trunków z całego kraju i nie tylko. W większości był to towar z dolnej półki, dopasowany do kieszeni tutejszych mieszkańców, chociaż było tu też kilka butelek o egzotycznych nazwach, fantazyjnych kształtach i absurdalnie wręcz wysokiej cenie. Holgera nie było stać na takie rzeczy, ale chętnie zawieszał na nich oko.
Właściciel – stary, kulawy Werner – był chyba jedyną osobą, która cieszyła się w miasteczku większym szacunkiem niż proboszcz. Proboszcza ludzie często obgadywali, Wernera – nigdy. Staruszek widział, jak w niebo wzbijały się pierwsze samoloty, i pamiętał, jak w fabrykach pracowało się po szesnaście godzin dziennie. Jednak ludzie szanowali go nie tylko z racji wieku i życiowych doświadczeń. Werner przede wszystkim umiał dochować tajemnicy i zawsze służył dobrą radą. Znał tutaj każdego i zdawało się, że zawsze wiedział, czego komu potrzeba. Zapewne też właśnie z tej przyczyny otworzył tu sklep alkoholowy.
– Cztery piwa, Werner – przywitał się Holger.
Starszy mężczyzna oplótł swoje chude palce wokół szyjek butelek na półce.
– Czemu tak oszczędnie? – zapytał.
– Jestem przed wypłatą – odparł Holger. – Przyjmujesz już zakłady na mecz?
– Przyjmuję, tylko że prawie nikt nie chce obstawiać. Mecz towarzyski, sam rozumiesz. Mało kogo obchodzi wynik.
– Mnie obchodzi. Wpisz mnie.
Werner sięgnął pod ladę, gdzie zawsze trzymał swój wymięty zeszyt, w którym notował zakłady. Holger miał wrażenie, że stary od lat używa wciąż tego samego zeszytu, że jakimś dziwnym sposobem wciąż przybywa w nim kartek, albo te wcześniej zapisane zmieniają się w puste. Tradycyjnie spróbował zerknąć ponad krawędź blatu, żeby spojrzeć, kto ile postawił i na jaką drużynę. Robił to bardziej z przekory, bo wiedział, że z Wernerem i tak takie numery nie przejdą.
– Oka sobie nie złam – upomniał go Werner. – Ile chcesz postawić?
Holger położył na ladzie banknot.
– Wszystko, co mam – powiedział. – Postaw to na naszych.
Werner spojrzał krytycznie na powyginany papierek na blacie, a potem jeszcze krytyczniej na jego właściciela.
– Jeśli to jest wszystko, co masz, to czym mi chcesz zapłacić za piwo? Kapslami? – spytał.
– To sprzedaj mi piwo na krechę.
– Wyczerpałeś limit na ten rok, przecież wiesz. Nic ci już nie sprzedam na krechę.
– Dziadek, bądź człowiekiem.
Staruszek zamknął zeszyt i popatrzył uważnie na Holgera.
– Zrobimy inaczej – powiedział. – Sprzedam ci dwa piwa zamiast czterech i dorzucę kupon na losowanie. Wciąż zostanie ci reszta, żeby jutro kupić rodzinie chleb na śniadanie.
– Daj spokój, przecież wiesz, że Erna sama piecze chleb.
Ignorując narzekania swojego klienta, Werner odstawił z powrotem na półkę dwie butelki piwa i położył na ladzie niewielki świstek papieru.
– Co to jest? Jakaś loteria? – zainteresował się Holger.
– W czwartek jest losowanie.
– Ile do wygrania?
– Nie ma gotówki, ale ponoć można wygrać kawał ziemi w jakiejś ładnej okolicy.
– O, to by było coś. Ziemia sporo kosztuje. Za takie pieniądze można sobie przyzwoicie pożyć ładnych parę lat.
– Głupi jesteś – skwitował Werner. – Sama pusta ziemia jest gówno warta. A tutaj państwo finansuje ci budowę domu. A to nie są małe pieniądze. Wybudowałbyś sobie porządną chałupę i albo byś w niej zamieszkał, albo wtedy sprzedał. Inaczej zrobisz kiepski interes. A póki co to trzymaj kupon i kup gazetę w piątek. Mają podać wyniki.
– Dobra, dobra – Holger machnął ręką, ale zabrał piwo, kupon i resztę pieniędzy. – Jesteś w porządku gość, Werner. Trzymaj się.
Wyszedł ze sklepu i poszedł dalej wzdłuż brukowanej ulicy w stronę domu. Mieszkali w małej, rozpadającej się ruderze, którą kiedyś można było nazwać domem dwurodzinnym. Ludzie, którzy mieszkali w prawym skrzydle, już pewnie tu nie wrócą. Holger wiedział jedynie, że mężczyznę zamknęli w pierdlu, a kobieta któregoś dnia zapiła się do nieprzytomności. Ze szpitala już nie wróciła, więc albo im uciekła, albo odwaliła kitę.
Przeszedł przez niewielkie podwórko i wszedł do chłodnego korytarza. Erna dopiero kończyła przygotowywanie obiadu, więc usiadł w fotelu w dużym pokoju i otworzył pierwsze piwo. Po kwadransie wrócił Mikkel, a chwilę później Erna zawołała wszystkich do kuchni. Usiedli przy stole i zaczęli jeść w milczeniu. Po paru minutach ciszy odezwała się Erna:
– Kran znowu przecieka.
– Przecież dokręcałem go w zeszłym tygodniu – wybełkotał Holger z pełnymi ustami.
– Znów przecieka – kobieta wzruszyła ramionami.
– Chrm – chrząknął Holger i odezwał się do syna, aby zmienić temat: – Co dzisiaj robiłeś, młody?
– Nic – odpowiedział Mikkel i wsadził do ust wielką porcję ziemniaków.
– Coś musiałeś robić – stwierdził Holger. – Byłeś na rowerze?
– Taa.
– I gdzie jeździłeś?
– Po lesie.
– I co tam w lesie?
– Nic.
– Kiedy zetniesz te kudły? Jeszcze trochę i zaczniesz wyglądać jak baba.
– Nie wiem.
– Chrm.
Gdy skończyli obiad, Erna zabrała się za zmywanie, Mikkel znów wyszedł z domu, a Holger wrócił do dużego pokoju i otworzył swoje drugie piwo.
![](https://img.wattpad.com/cover/253722466-288-k854478.jpg)
CZYTASZ
Azyl
Mystery / ThrillerLata 50. XX w. Dwie rodziny osiedlają się na małej bałtyckiej wyspie Waldenholm oddanej niedawno pod osadnictwo cywilne. Choć Martinsenów i Fischerów różni praktycznie wszystko, bardzo szybko będą musieli znaleźć wspólny język, aby przezwyciężyć gr...