Przez ostatnie godziny wicher w ogóle nie zelżał, a wręcz zdawał się przybierać na sile. Momentami wydawało się, jakby to ogromna dłoń naciskała na okienne szyby. Vera naliczyła, że większość podmuchów trwała średnio około dwunastu sekund. W międzyczasie było też kilka pomniejszych, ale te najsilniejsze zdawały się mieć w sobie tyle mocy, że w każdej chwili mogły zerwać dach znad ich głów. Ogromne masy powietrza przetaczały się przez wyspę, a mały dom na wzgórzu zdawał się dla nich mało znaczącą przeszkodą. Dzieci siedziały w pokoju Ingi na górze, a Erna nadal czuwała przy Mikkelu. Vera nawet nie chciała wiedzieć, co ta kobieta musiała teraz czuć. Nie wyobrażała sobie takiego strachu, takiej niepewności. Chłopak został zaatakowany przez nieznane zwierzę, Bóg jeden wie, czym mógł zostać zakażony. Wszystko byłoby prostsze, gdyby ta nawałnica w końcu minęła.
Jakby w odpowiedzi na te myśli po niebie przetoczył się odgłos gromu, jak warknięcie, które miało pozbyć ją wszelkich złudzeń i nadziei. Jak gdyby burza chciała powiedzieć: „nie spodziewajcie się szybkiego końca, to jest dopiero początek”. Vera wiedziała, że są przygotowani na wiele, Jacob o to zadbał. Dom został tak zbudowany, że był w stanie wytrzymać ogromne naprężenia. W projekcie zastosowali nawet jakąś nowatorską konstrukcję dachu zapobiegającą zerwaniu go przez najsilniejszy nawet wiatr. A gdyby wszystko zawiodło, jest jeszcze piwnica z betonowymi, grubymi na metr ścianami i ze wzmacnianymi, metalowymi drzwiami. Na te wszystkie rozwiązania wydali dużo pieniędzy i Jacob długo musiał ją do nich przekonywać. Co prawda przez to nie mogli sobie pozwolić na wybudowanie większego domu, jednak teraz Vera musiała przyznać, że to były słuszne decyzje.
Stary zegar wybił godzinę czwartą. Vera wstała z kanapy i przeszła się po pokojach na parterze, sprawdzając, czy wszystko jest w porządku. Tak do końca to sama nie wiedziała, na co konkretnie ma zwracać uwagę. Czy wszystkie deski w oknach są na swoim miejscu? Czy w podłodze nie pojawiły się dziury, przez które coś mogłoby wpełznąć? W pewnym sensie czuła się teraz strażnikiem tego domu, jedyną osobą, która mogłaby odegnać jakiekolwiek zło zagrażające przebywającym tu osobom. Podeszła do zastawionych drzwi wejściowych i sięgnęła ponad ciężką skrzynią do górnego zamka, żeby sprawdzić, czy jest do końca przekręcony. To samo zrobiła z tym pośrodku drzwi. Był jeszcze dolny, którego do tej pory w ogóle nie używali, ale do niego już nie mogła dosięgnąć. Szarpnęła jeszcze za łańcuch i upewniła się, że uchwyty mocno trzymają w drzwiach i w ścianie.
Uśmiechnęła się pod nosem. Jacob też by się uśmiał, gdyby ją teraz zobaczył. Do tej pory to ona śmiała się z niego, gdy co wieczór robił obchód wokół ogrodzenia, by sprawdzić, czy żadne zwierzę nie przegryzło drutów albo nie próbowało podkopać się na drugą stronę, albo gdy przed pójściem spać po kilka razy sprawdzał, czy drzwi i okna w domu są dobrze zamknięte. Wtedy uważała to za natręctwa zatruwające życie, ale teraz, kiedy to zwierzę okazało się prawdziwe... Zastanawiała się, czy gdy to wszystko się skończy, będzie jeszcze w stanie żyć tak jak wcześniej.
Sprawdziła jeszcze tylne drzwi, które mężczyźni zabili deskami i zastawili krzesłami, po czym wróciła do salonu. Usiadła na kanapie dokładnie w tym samym miejscu co poprzednio, ułożyła ręce na kolanach i czekała.
***
Jaspers, Holger i Isaksen obserwowali przez zaparowaną przednią szybę jak Jacob otwiera bagażnik swojego malutkiego auta i sięga do jego wnętrza. Deszcz nie zelżał ani na chwilę, mężczyzna wyszedł z jeepa ledwie pół minuty temu, a już był przemoczony od stóp do głów. Na szczęście szybko znalazł to, czego szukał. Zatrzasnął pokrywę bagażnika i jeszcze poklepał lekko karoserię unieruchomionego w błocie samochodu, jakby chciał go w ten sposób przeprosić za pozostawienie na pastwę żywiołów. Jacob bardzo lubił to auto, kupił je w całości za własne pieniądze i mimo że nie był to cud techniki, miał do niego sentymentalny stosunek.
CZYTASZ
Azyl
Mystery / ThrillerLata 50. XX w. Dwie rodziny osiedlają się na małej bałtyckiej wyspie Waldenholm oddanej niedawno pod osadnictwo cywilne. Choć Martinsenów i Fischerów różni praktycznie wszystko, bardzo szybko będą musieli znaleźć wspólny język, aby przezwyciężyć gr...