17. Odkrycie (I)

15 2 3
                                    

Przebijające się przez gałęzie drzew promienie tworzyły na ziemi ruchomą mozaikę jasnych kształtów. Padały na wystające korzenie, na wielkie szyszki leżące nieopodal, na pracowite mrówki biegające w tę i z powrotem w sobie tylko znanym celu. Padały też na twarz Nielsa Martinsena, który siedział na ławce pod ścianą świetlicy i wygrzewał się w cieple wczesnojesiennego słońca. Od czasu do czasu spoglądał na robotników, którzy kilkadziesiąt metrów dalej znosili z ciężarówki jakieś ciężkie worki, materiały do budowy nowych domów. Chłopiec musiał przyznać, że odkąd pojawił się ten nowy kierownik, prace faktycznie nabrały tempa. Ciekawe, co zbudują teraz?

Kątem oka zobaczył jakiś kształt sunący szybko ścieżką. Odruchowo spojrzał w tamtą stronę i zobaczył nadjeżdżającego na rowerze Mikkela, syna pana Fischera, u którego byli w piątek na kolacji. Chłopak zatrzymał się gwałtownie tuż przed Nielsem, wzbijając efektowny tuman kurzu spod kół.

– Cześć – rzucił.

– Cześć – odpowiedział Niels, nieco zaskoczony. Nie licząc ostatniego piątku, chłopcy praktycznie w ogóle ze sobą nie rozmawiali. Do tej pory Mikkel traktował Nielsa i Ingę jak powietrze. Zawsze, gdy mijali się przy świetlicy, omijał ich wzrokiem. Wydawał się zarozumiały i zadufany w sobie, dlatego Nielsowi za bardzo nie zależało na znajomości z nim.

– Co tak siedzisz? Czekasz na coś?

– Moja siostra niedługo kończy lekcje – odpowiedział Niels. – Tata ma po nas przyjechać.

– Niedługo to znaczy kiedy?

– Za jakieś dwie godziny.

– To szmat czasu. A ty masz siedzieć na tyłku i nic nie robić? – spytał Mikkel drwiąco.

– Zwykle odrabiam w tym czasie lekcje.

– To czemu teraz tego nie robisz?

– Nie mam nic zadane.

– Boże – jęknął tamten i zsiadł z roweru. – Słuchaj, chcesz lepiej wykorzystać ten czas?

– To znaczy?

– Zamiast siedzieć tu i patrzeć, jak trawa rośnie, możesz pozwiedzać ciekawe miejsca w tym lesie. Chcesz?

– No, nie wiem. Jak tata przyjedzie...

– Daj spokój. Za godzinę będziemy z powrotem. Dam ci się przejechać na rowerze.

Niels od lat nie jeździł na rowerze. Nie był pewien, czy w ogóle jeszcze potrafił. Ze swojego dziecięcego roweru wyrósł już dawno i wkrótce potem przejęła go Inga, ale ona nie chciała na nim jeździć, więc rodzice zostawili go w starym mieszkaniu. Chętnie by się przejechał, żeby tylko sprawdzić, czy pamięta, jak to się robi. No i musiał przyznać, że ciekawiło go, co takiego chce mu pokazać Mikkel i czemu nagle zmienił swoje nastawienie do niego.

– Chodź, znam niezłe miejsce – ponaglał chłopak.

Niels z ociąganiem wstał z ławki.

– Zostaw tornister – powiedział Mikkel. – Tutaj nikt ci go nie zabierze.

Ruszyli w stronę niezabudowanej części lasu, tam gdzie nie było nic prócz drzew i krzewów. Niels jeszcze nigdy tu nie był. Poczuł dreszcz emocji, miał wrażenie, że właśnie robi coś zakazanego. Od czasu do czasu spoglądał za siebie, po części, żeby sprawdzić, czy nikt ich nie widział, a po części po to, żeby w razie czego zapamiętać drogę powrotną.

– Dokąd idziemy? – zapytał Mikkela.

– Odkryłem tu niezłe miejsce do jazdy na rowerze. Możesz jechać szybko jak samochód.

AzylOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz